poniedziałek, 6 czerwca 2016

Obraz nadchodzi

Wioletta Grzegorzewska


Obraz nadchodzi

Matka bije dywany, podlewa szlauchem chodnik,
myjemy nawet listki kwiatów czule jak niemowlaka.
Wszystko lśni, gdy Obraz wchodzi z sanktuarium,
pobrudzone woskiem atłasy opierają się o próg,
tłum jak zagazowane muchy rozprasza się w sieni.

Niepojęta jest pieśń do pudła, z którego macki
madonny jak wymyte resztki pelargonii schodzą
pojedynczo na gumolit, niepojęty jest ten Obraz,
który mnie przemienia w przestraszone dziecko.


Lokatorki

Siostry wyrzuciły mnie z poddasza za uciekanie
w nocy przez ostrą bramę, tam gdzie świat
nie wlecze się monotonnie jak obłąkany pacierz.
Kto posprząta śmieci po pielgrzymach,
umyje ludwikiem gliniane twarze madonnom.
Skończy się zeskrobywanie gumy po wikarym,
który udzielał miętowych rozgrzeszeń i podkradał
z refektarza gulasz dla swoich lśniących piesków.
W pokoju, który jeszcze nie wywietrzał
zamieszkała zakonnica z przyjaciółką paprotką.


[wiersze Wioletty Grzegorzewskiej przepisałem ze zbioru Solistki. Antologia poezji kobiet (1990-2009) pod redakcją: Marii Cyranowicz, Joanny Mueller i Justyny Radczyńskiej, wyd. Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2009, str. 198-197]