niedziela, 12 listopada 2023

Teraz więc mur rozwalcie!

Był sobie pomnik marszałka Iwana Stiepanowicza Koniewa, m.in. dowódcy II Frontu Ukraińskiego, którego oddziały wzięły udział w wyzwoleniu Krakowa w 1945, ale także oficera dowodzącego wojskami radzieckimi, które pacyfikowały powstanie na Węgrzech w1956.
Monument wbudowano w 1987 i długo nie postał.
Władze miasta miały z pomnikiem problem, bo nieznani sprawcy ciągle malowali prawą dłoń Koniewa na czerwono.
W 1990 zdemontowana figura marszałka odbyła podróż do ZSRR do obwodu kirowskiego (zdaje się, że do wsi, gdzie się urodził).
Cokół jednak pozostał, stał sobie, zarastał zielskiem i niszczał.
Po agresji Rosji na Ukrainę grupa aktywistów z inicjatywy europosła KO Bogusława Sonika pomalowała go w barwy flagi ukraińskiej.
Jak się należało spodziewać, niemal od razu na cokole pojawiły się antyukraińskie napisy, przywołujące rzeź wołyńską i wyrażające chęć powrotu Lwowa do Polski.
Zostały zamalowane, po czym pojawiły się nowe i te zostały zamalowane, i tak kilka razy.
Ich stylistyka oraz semantyka wskazywała na kibiców piłki nożnej - jak się należało domyślać - fanów Wisły Kraków.
Kilka miesięcy temu cokół przemalowano w polskie barwy narodowe.
Widoczny w prawym dolnym rogu akronim WZG, to swoisty podpis kibicowskiej grupy, który w rozwinięciu znaczy "Wisła Zabierzów Graffiti".
Początkowo myślałem, że to skrót od "według zasad gramy" albo, że chodzi o pewną ekipę hip-hopową.
Kolor żółty i niebieski powoli wyłażą spod czerwien ibieli, jak w pewnym wierszu Beretolta Brechta...
Tekst ten jednak nie wszedł do tomu Elegie bukowskie i inne wiersze, zbioru brechtowskich przekładów Ryszarda Krynickiego, które rok temu opublikowało wydawnictwo a5.