Wylęgarnia
Mój wujek miał hodowlę pstrągów.
Ze stawów, wyławiane kasarkiem,
trafiały do małych basenów,
w miejsce, które nazywali
wylęgarnią.
Z lewej strony stały baseniki
wielkości małej wanny, na wiosnę
szczelnie wypełnione ikrą.
Spryskiwali ją mleczem, a po miesiącu
wykluwały się z niej rybki.
Jednego dnia, długo po tarle,
padł agregat do natleniania wody
i musieliśmy je wszystkie zabić.
Było późne lato, a one się dusiły
i i tak by umarły.
Pamiętam dobrze stos wnętrzności,
a na nim jedno, dwa, trzy maleńkie,
jeszcze bijące serca.
Nie czułem zupełnie nic. Nic,
poza dziwną fascynacją i satysfakcją
z dobrze wypełnionego obowiązku.
Cieszyłem się, że mogę pracować z ojcem
Ja, dwunastoletni
[tekst Przemysława Witkowskiego skopiowałem ze zredagowanej przez Maję Staśko jednodniówki Wiersze pierwszomajowe, którą można przeczytać na stronie Krytyki Politycznej oraz pisma Wakat]