Zbierało się wtedy na burzę, która szła od czeskiej granicy. Niebo kapitalnie ciemniało, więc właziłem w te ruiny, niespecjalnie przejmując się, że mogę w coś wpaść czy też, że coś mi spadnie na głowę... Cementownię "Goleszów" pierwszy raz zobaczyłem w jakimś 1992 lub 1993 roku, kiedy jeszcze stały hale i kominy, jakkolwiek zakład był już wtedy zamknięty. I niestety nie zdecydowałem się wtedy wejść na jego teren przez dziurę w ogrodzeniu, co nagminnie czyniłem 10 lat później podczas pracy nad cyklami CZRNO-BIAŁY ŚLĄSK i Postindustrial. Żałuję teraz. Nie miałem wtedy jeszcze shift-convertera do Hasselblada, więc chaszcze rosnące na dachu budynku na pierwszym planie są ucięte... W ogóle, to powinno być tam więcej powietrza.
[31.05.2004]