niedziela, 16 września 2012

KTW



czyli śląska mutacja magazynu WAW, prowadzonego przez Mike Urbaniaka. Która światło dzienne ujrzała chyba ze 2 miesiące temu, ale dopiero przedwczoraj odebrałem w biurze Katowic Miasta Ogrodów tzw. "egzemplarze autorskie". Ponieważ w środku tego wydawnictwa znajduje się esej autorstwa Adama Mazura na temat moich zdjęć z Górnego Śląska, no i oczywiście trochę fotografii w roli ilustracji/przykładów. Na zachętę wklejam poniżej początek tekstu Adama:

Brakujące ogniwo. O śląskich fotografiach Wojciecha Wilczyka

1.
„Koksownię ‘Walenty” zobaczyłem po raz pierwszy wczesną wiosną 1992 roku. Jechałem wtedy samochodem przez niekończącą się Rudę Śląską w kierunku Bytomia, kiedy nagle po lewej stronie drogi, zza plątaniny industrialnych rurociągów zaczęły wyłaniać się olbrzymie betonowe konstrukcje. Mżył wczesnowiosenny deszcz, pora była wczesnopopołudniowa, czyli szaro-ciemna, a namoknięte betonowe budowle widoczne przez boczne okno, przypominały dekoracje do jednego z filmów science-fiction, których akcja rozgrywa się w momencie nieuchronnego upadku cywilizacji.

Pierwsze zdania tekstu z katalogu wystawy Czarno-biały Śląsk precyzyjnie oddają początek fascynacji regionem, który do dziś dnia, a więc od niemal dwudziestu lat przyciąga Wojciecha Wilczyka (ur. 1961). Autor konsekwentnie realizuje dokumentujące rozpad form architektury przemysłowej na Śląsku serie fotograficzne, z których najbardziej znane są cykle Z wysokości (2001), Kapitał (książka wydana wraz z K. Jaworskim w 2002 r.), Czarno-biały Śląsk (2004), Postindustrial (2003-6), Święta wojna (2008-2012). Powstające cykle stanowią istotny element historii fotografii śląskiej i szerzej polskiej. Do liczącego setki i tysiące naświetlonych i zeskanowanych klatek archiwum wypada jeszcze dodać intensywną działalność krytyczną, teoretyczną, kuratorską, a także praktykę archeologa fotografii śląskiej, co w sumie czyni Wilczyka postacią tyleż wybitną, co nierozpoznaną. Dlatego nie dziwi fakt, że w poświęconym w całości Śląskowi numerze „Opcji” z września 2011 roku można przeczytać felieton Wilczyka dedykowany twórczości Maxa Steckla, ale o nim samym nie znajdziemy w tekstach licznych autorów nawet jednego zdania, jednego akapitu. Wprawdzie w numerze nie pojawiają się także wybitni fotografowie zajmujący się w ostatnich latach intensywnie Śląskiem tacy jak Tomasz Tomaszewski (być może zbyt propagandowy, zbyt optymistyczny i niewiarygodny dla samych Ślązaków), czy Jerzy Wierzbicki (z kolei zbyt mroczny, okrutny, nieludzki w swojej wizji kultury biedaszybów), ale wydaje się, że to bez Wilczyka i jego hiperaktywności trudno jest cały ten temat ogarnąć i zrozumieć dynamikę zachodzących w regionie zmian. Nawet jeśli w „Opcjach” znaleźć można sugerujące ciągłość narracji historycznej teksty dedykowane fotografom XIX-wiecznym (von Blandowski), XX-wiecznym (Lewczyński), XXI-wiecznym (Milach), to wciąż coś się tu nie zgadza. Podobnie jak opisywany w tekście Max Steckel, działający przed II wojną światową wybitny dokumentalista śląskiego pejzażu, Wilczyk, by użyć tytułu jego felietonu z „Opcji”, sam pozostaje „brakującym ogniwem”.
(...)

Wysyłając Mike'owi wiosną tego roku pliki z obrazkami w CMYK-u i skali szarości, zastanawiałem się, jak to wszystko wyjdzie w druku... bo każdy kto publikował swoje zdjęcia w tym kraju, ma na pewno pod tym względem tzw. "bogate doświadczenia". No i kiedy zaglądnąłem do środka KTW, zobaczyłem, że wszystko jest OK, żadnych dominant kolorystycznych i przekłamań, po prostu przyjemność oglądania (i niemal w 100% to, co widziałem u siebie na ekranie). Poza tym, że pismo jest ciekawie i rzeczowo redagowane, należy też podkreślić, że KTW oraz WAW mają rewelacyjny, nowoczesny layout, co jest zasługą Edgara Bąka.