czyli śląska mutacja magazynu WAW, prowadzonego przez Mike Urbaniaka. Która światło dzienne ujrzała chyba ze 2 miesiące temu, ale dopiero przedwczoraj odebrałem w biurze Katowic Miasta Ogrodów tzw. "egzemplarze autorskie". Ponieważ w środku tego wydawnictwa znajduje się esej autorstwa Adama Mazura na temat moich zdjęć z Górnego Śląska, no i oczywiście trochę fotografii w roli ilustracji/przykładów. Na zachętę wklejam poniżej początek tekstu Adama:
Brakujące
ogniwo. O śląskich fotografiach Wojciecha Wilczyka
1.
„Koksownię ‘Walenty” zobaczyłem po raz
pierwszy wczesną wiosną 1992 roku. Jechałem wtedy samochodem przez niekończącą
się Rudę Śląską w kierunku Bytomia, kiedy nagle po lewej stronie drogi, zza
plątaniny industrialnych rurociągów zaczęły wyłaniać się olbrzymie betonowe
konstrukcje. Mżył wczesnowiosenny deszcz, pora była wczesnopopołudniowa, czyli
szaro-ciemna, a namoknięte betonowe budowle widoczne przez boczne okno,
przypominały dekoracje do jednego z filmów science-fiction, których akcja
rozgrywa się w momencie nieuchronnego upadku cywilizacji.
Pierwsze
zdania tekstu z katalogu wystawy Czarno-biały Śląsk precyzyjnie oddają
początek fascynacji regionem, który do dziś dnia, a więc od niemal dwudziestu
lat przyciąga Wojciecha Wilczyka (ur. 1961). Autor konsekwentnie realizuje
dokumentujące rozpad form architektury przemysłowej na Śląsku serie
fotograficzne, z których najbardziej znane są cykle Z wysokości (2001), Kapitał
(książka wydana wraz z K. Jaworskim w 2002 r.), Czarno-biały Śląsk (2004), Postindustrial
(2003-6), Święta wojna (2008-2012). Powstające cykle stanowią istotny
element historii fotografii śląskiej i szerzej polskiej. Do liczącego setki i
tysiące naświetlonych i zeskanowanych klatek archiwum wypada jeszcze dodać
intensywną działalność krytyczną, teoretyczną, kuratorską, a także praktykę
archeologa fotografii śląskiej, co w sumie czyni Wilczyka postacią tyleż
wybitną, co nierozpoznaną. Dlatego nie dziwi fakt, że w poświęconym w całości
Śląskowi numerze „Opcji” z września 2011 roku można przeczytać felieton
Wilczyka dedykowany twórczości Maxa Steckla, ale o nim samym nie znajdziemy w
tekstach licznych autorów nawet jednego zdania, jednego akapitu. Wprawdzie w
numerze nie pojawiają się także wybitni fotografowie zajmujący się w ostatnich
latach intensywnie Śląskiem tacy jak Tomasz Tomaszewski (być może zbyt
propagandowy, zbyt optymistyczny i niewiarygodny dla samych Ślązaków), czy
Jerzy Wierzbicki (z kolei zbyt mroczny, okrutny, nieludzki w swojej wizji
kultury biedaszybów), ale wydaje się, że to bez Wilczyka i jego hiperaktywności
trudno jest cały ten temat ogarnąć i zrozumieć dynamikę zachodzących w regionie
zmian. Nawet jeśli w „Opcjach” znaleźć można sugerujące ciągłość narracji
historycznej teksty dedykowane fotografom XIX-wiecznym (von Blandowski),
XX-wiecznym (Lewczyński), XXI-wiecznym (Milach), to wciąż coś się tu nie zgadza.
Podobnie jak opisywany w tekście Max Steckel, działający przed II wojną
światową wybitny dokumentalista śląskiego pejzażu, Wilczyk, by użyć tytułu jego
felietonu z „Opcji”, sam pozostaje „brakującym ogniwem”.
(...)
Wysyłając Mike'owi wiosną tego roku pliki z obrazkami w CMYK-u i skali szarości, zastanawiałem się, jak to wszystko wyjdzie w druku... bo każdy kto publikował swoje zdjęcia w tym kraju, ma na pewno pod tym względem tzw. "bogate doświadczenia". No i kiedy zaglądnąłem do środka KTW, zobaczyłem, że wszystko jest OK, żadnych dominant kolorystycznych i przekłamań, po prostu przyjemność oglądania (i niemal w 100% to, co widziałem u siebie na ekranie). Poza tym, że pismo jest ciekawie i rzeczowo redagowane, należy też podkreślić, że KTW oraz WAW mają rewelacyjny, nowoczesny layout, co jest zasługą Edgara Bąka.
Tomaszewski miał niezłą reklamę, przy czym nie było tam głębszego, krytycznego spojrzenia.
OdpowiedzUsuńCiekawe ile osób zna Wierzbickiego? Zresztą są to fotografie podobne do tego co robi Arek Gola, przy czym interesujące jest spojrzenie przez pryzmat dwóch cykli: Gdańskie suburbia i Silesia. Chociaż o ile w przypadku pierwszego cyklu tytuł wskazuje z czym mamy do czynienia, to w przypadku drugiego tytuł nie jest zbyt trafiony, to co pokazuje Wierzbicki to przecież jedynie wycinek.
Wciąż brakuje projektu pokazującego zmiany na Śląsku, ale nie tylko przez pryzmat degradacji, bo to spojrzenie mocno jednostronne i krzywdzące.
"Ile osób zna Wierzbickiego?" Z tzw. "branży"? Myślę, że większość. Tak samo zresztą jak Golę (z tym, że Wierzbicki nie pracował nigdy jako gazetowy fotopstryk). Ważna jest rozpoznawalność pozabranżowa... ;)
OdpowiedzUsuńJa zresztą nie wiem, czy on ten swój śląski cykl doprowadził do końca, oczywiście nie w sensie przerwy w robieniu zdjęć. Na jego internetowej stronie, zestaw pokazywanych/wybranych fotografii ulegał pewnym przetasowaniom i modyfikacjom... No, ale to są zdjęcia mniej więcej sprzed 10 lat.
Natomiast co do tego obrazowania zmian na Śląsku, to niestety sam krajobraz jest mocno zdegradowany, najpierw przez industrializację, a potem jej demontaż... Więc chcąc nie chcąc, to zawsze wyłazi.