Philip Levine
Miłosierdzie
Statek, który osiemdziesiąt trzy lata temu przywiózł
moją matkę na Ellis Island, nazywał się "Miłosierdzie".
Matka pamięta, że próbowała jeść nieobranego
banana i że po raz pierwszy widziała pomarańczę
w rękach młodego szkockiego marynarza,
który dał jej kawałek, wytarł jej usta
czerwoną chustą i nauczył słowa "pomarańcza",
powtarzając je cierpliwie kilka razy.
Długa jesienna podróż, dni pociemniałe
od czarnej wody uspokajającej się z nadejściem nocy,
potem pustka jak okiem sięgnąć
i niezmierzona przestrzeń mknąca na krańce
świata. Modliła się po rosyjsku i w jidysz
o odnalezienie rodziny w Nowym Jorku, modlitwy
niewysłuchane, niezrozumiane lub może zlekceważone
przez wszystkie te moce, które przeganiały fale ciemności,
zanim się obudziła, i utrzymywały "Miłosierdzie" na wodzie,
podczas gdy ospa szalała wśród pasażerów i załogi,
dopóki zmarłych nie pochowano w morzu, odmawiając
dziwne modlitwy w niezrozumiałym dla niej języku.
"Miłosierdzie", jak przeczytałem na pożółkłych stronach
książki, którą znalazłem w pokoju bez okien
w bibliotece na Czterdziestej Drugiej Ulicy,
stało trzydzieści jeden dni z dala od brzegu,
z powodu kwarantanny, zanim pasażerowie zeszli
na ląd. Tam kończy się ta historia. Inne statki
przypłynęły, "Tancred" z Glasgow, "Neptun"
pod duńską banderą, "Umberto IV",
lista ciągnie się całymi stronami, listopad ustępuje
zimie, morze uderza w ten obcy brzeg.
Włoscy górnicy z Piemontu kopią
pod miastami zachodniej Pensylwanii,
by znowu odkryć ten sam koszmar,
który pozostawili w domu. Dziewięcioletnia dziewczynka
jedzie całą noc pociągiem z jedną walizka i pomarańczą.
Uczy się, że miłosierdzie jest czymś, co można jeść
i jeść, choć sok spływa po brodzie, co można
wytrzeć wierzchem dłoni i nigdy nie mieć dosyć.
[wiersz w przekładzie Ewy Hryniewicz-Yarbrough z książki: Philip Levine Miasto marzeń. Wybór wierszy, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013, str. 49-50]
Przy okazji, autorem zdjęcie wykorzystango na okładce znakowskiego wyboru wierszy Philipa Levine'a jest William Herman Rau. Świetny fotograf, który w ostatniej dekadzie XIX w. dla kompanii Pennsylvania Railroad wykonał około 450 fotografii (kamera 18x22"... nazywana całkiem słusznie mammoth view camera) dokumentujących szlaki kolejowe w tym stanie, infrastrukturę oraz dworce. No i z tego materiału zrobiono też w 2002 roku kapitalny album, którego niestety nie mam...