Najdalej na północ dojechaliśmy wtedy do Andenes. Czyli znacznie poniżej Trømso, nie mówiąc już o Nordkapp. Zaczęło robić się cholernie zimno i na domiar złego przez najbliższy tydzień miał lać ostry deszcz. Więc odpuściliśmy wtedy.
A teraz wracając z Kopenhagi na pokładzie „Wawelu”, którym też w 2006 pokonywaliśmy trasę Świnoujście-Ystad w drodze do i z Norwegii, pomyślałem o konieczności powrotu do tego kraju i zrobieniu trasy głównie po po jego ekstremalnie północnych rejonach. Oczywiście, nie tak jak 5 lat temu z namiotem, tylko camperem...
I z tych rozmyślań wyrwała mnie Marta, ponieważ z zainstalowanego na pokładzie telewizora, dowiedziała się właśnie o wybuchu bomby w centrum Oslo.
A potem już w Polsce, jadąc w nocnej ulewie trasą S3, dostałem od Eli Janickiej smsa z informacją o ofiarach zastrzelonych na wyspie Utøya.
Pomyślałem wtedy, że sprawcą są, albo islamscy ekstremiści, albo jakaś faszyzująca organizacja prawicowa (bardziej obstawiając jednak tę pierwszą ewentualność). Tymczasem zamachu dokonał i na razie wszystko wskazuje, że w pojedynkę, norweski „patriota” broniąc kraju przed marksizmem kulturowym...