Tomas Tranströmer
PORANNE PTAKI
Budzę samochód
z szybą pobieloną pyłkiem.
Zakładam okulary słoneczne.
Ptasi śpiew ciemnieje.
Tymczasem ktoś inny kupuje gazetę
na dworcu kolejowym
gdzie wielki wagon towarowy
czerwony od rdzy
mieni się w słońcu.
Nie ma tu miejsca na próżnię.
Przez wiosenne ciepło ciągnie chłodny korytarz
którym ktoś spiesznie nadchodzi
i powiada, że oczernili go
przed samym zarządem.
Przez tylne drzwi w krajobrazie
wlatuje sroka
czarna i biała. Ptak bogini Hel.
A kos śmiga wzdłuż i wszerz
zaczerniając w szkic węglem wszystko
prócz bielizny na sznurze:
chór Palestriny.
Nie ma tu miejsca na próżnię.
To niesłychane poczuć, jak rośnie mój wiersz
gdy mnie ubywa.
Rośnie, zajmuje moje miejsce.
Wypiera mnie.
Wypycha mnie z gniazda.
Wiersz jest gotowy.
[wiersz z tomu: Tomas Tranströmer Wiersze i proza. 1954-2004 (przełożyli Magdalena Wasilewska-Chmura i Leonard Neuger), Wydawnictwo a5, Kraków, wydanie II poprawione, kwiecień 2017, str. 143-144]