Coś pozytywnego na sobotę*. Zrealizowany w latach 2011-2014 projekt Pierre'a Folka By the Silent Way, którego tematem jest nieczynna linia kolejowa La Petite Ceinture, zgodnie z nazwą obwodowa, wybudowana w Paryżu w połowie XIX wieku, to przykład narracji wizualnej, poprowadzonej konsekwentnie i z dbałością o atrakcyjność rejestrowanych obrazów. Prace nad wspomnianym szlakiem rozpoczęto dokładnie w roku 1852, zaś długość trasy poprowadzonej tunelami, wykopami, a czasem estakadami, wynosi 32 kilometry. La Petite Ceinture jako linia kolei miejskiej wykorzystywana była do wczesnych lat trzydziestych, kiedy przegrała konkurencję z metrem i samochodami, zaś wszelki ruch kolejowy ustał na niej zupełnie w roku 1993. Pierre Folk wygląd co ciekawiej prezentujących się odcinków tej trasy zarejestrował z użyciem wielkoformatowej kamery 4x5", zaś obrazy jakie można oglądać na jego autorskiej, to materiał z całą pewnością zasługujący na albumową edycję. Patrząc na sfotografowane przez Folka lokalizacje, zadawałem sobie pytanie - jak to się stało, że tak kapitalnie wyglądające motywy dopiero teraz stały się tematem dokumentacji wizualnej? Owszem w albumie i serii Szary Paryż Bogdana Konopki możemy znaleźć zdjęcie jednej ze stacji La Petite Ceinture (Rue Belliard), ale na tym się kończy. Pisząc o projekcie Pierre'a Folka na pewno należy pamiętać o cyklu Walking the High Line Joela Sternfelda, tyle że wcześniejsza o 10 lat seria amerykańskiego klasyka fotografii, której tematem była także nieczynna śródmiejska linia kolejowa (tytułowa The High Line w Nowym Jorku), z dużym prawdopodobieństwem mogła być inspiracją, lecz nie mamy tutaj do czynienia z jakimś procederem bezwolnego kopiowania metod działania. Co ciekawe, to zamieniony w 1988 roku na park fragment La Petite Ceinture w okolicach Bastylii stał się inspiracją do podobnych działań w Ameryce i zaowocował przekształceniem trzy i pół kilometrowego odcinka nowojorskiej trasy.
-----------------------------
* Naczytałem się ostatnio rodzimej bardzo młodej literatury i... może powiem tak, Grzegorz Wróblewski słusznie określa to zjawisko mianem brandzlotechniki...