Arkadiusz Gola, z cyklu Riviera
Przy okazji ostatniego pobytu w Warszawie (tu POZDROWIENIA dla animatorów „Migawek”) postanowiłem obejrzeć ekspozycję główną III edycji Festiwalu Fotodokumentu. Wybrałem się więc do Galerii Wysokich Napięć, zlokalizowanej w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej na ulicy Chodakowskiej (Praga). Galeria, to po prostu, wydzielona część korytarza na II piętrze budynku, różniąca się od reszty tej kondygnacji inną kolorystyką ścian i posadzki. A ekspozycja pt. „Bez rewolucji”? No właśnie…
Prace 11 autorów (około 150 fotografii), głównie monochromatyczne (jednakże tylko w postaci atramentowych wydruków). Które można szybko bardzo oglądnąć i równie błyskawicznie o nich zapomnieć. Trochę jak w piosence Siergieja Sznurowa, dotyczącej papierosów o nazwie „Leningrad”:
А Ленинград – это сигареты
Я люблю их за то и за э-э-это
Можно их просто кури-и-ить,
А так же их просто забить.
No więc, wykuriłem i prosto zabyłem. Bo nie ma właściwie czego pamiętać. Chociaż autorzy wybrani na wystawę, są już utytułowani, nagradzani, etc. Patrząc na tą fotoreporterską magmę, zastanawiałem się, po co właściwie powstają takie zdjęcia, skoro w prasie fotoreportaż od dobrych kilku lat praktycznie nie istnieje, a publikacje w postaci albumów to prawdziwa rzadkość (tu wyjątek od reguły - książka Arkadiusza Goli pt. „Ludzie z węgla”, o której dowiedziałem się przy okazji omawianej wystawy). No więc, po co? Dla kogo? I dlaczego tylko w tej nieszczęsnej konwencji post-fotoreportażu, będącej swoistym łabędzim śpiewem gatunku.
Gatunku, w przypadku którego, w tej jego szczątkowej postaci, tematem staje się samo sporządzenie wizualnej relacji, zaś nie ma w zasadzie większego znaczenia, co jest fotografowane. Czy są to górnicy z Polski, Ukrainy, nielegalni pracownicy bieda-szybów, wypalacze węgla drzewnego z Karpat, niepełnosprawni umysłowo z ośrodka opieki, transseksualistka po operacji usunięcia piersi, czy co tam jeszcze. Obowiązująca konwencja fotoreporterskiej wypowiedzi dawno przestała być transparentna i bynajmniej nie dlatego, że autorzy pokazywani w Galerii Wysokich Napięć z takim upodobaniem preferują technikę monochromatyczną… Zresztą, co to w ogóle za „technika”, po prostu kolor ściągnięty z cyfry, vide zdjęcie z łabędziem Arkadiusza Goli, które na wystawie było zreprodukowane w czarni i bieli, zaś na portalach internetowych poświęconych fotografii w pojawiało się w full colorze.