niedziela, 23 czerwca 2019

(Nie ma kto pisać do pułkownika)

Jelena Fanajłowa

[Tu taki straszny upał]

Tu taki straszny upał.
Przychodzisz do domu -
Pachnie zleżałym kurzem, duszno.
Nie ma kto pisać do pułkownika.
Mnóstwo obowiązków wobec bliskich.
Lepiej ich nie wypełniać, zachowywać się wyniośle.
Liście zmieniły się w proch, nie zdążywszy zżółknąć.
Miłość zamieniła się w gazę z chloroformem.
W szczeniacką celofanową torebkę z trucizną.

Nie, żeby było ładniej: faceci w czerni wciągają kokainę,
Srebrne papierośnice, pincety, folia,
Lustra, wszystko prawdziwe, nie teraz,
Brązy, marmury, uprzejmi, kpiarscy mężczyźni.
(Jakoś we śnie czekałam na ciebie w podobnej kawiarni,
Dokładniej, w hotelowym barku, w szarozielonej, perłowej sukni z odkrytymi plecami).

Puszek drży w ramie okna.
Drzewa się kołyszą. Światło oślepia,
Jakby to wcale nie był wrzesień
I sieci,
Rozsiane w powietrzu i na podłodze,
Łowią oczy, wyławiają skórę i serce,
Ty u wezgłowia, przy sercu stoisz.


[Wiersz Jeleny Fanajłowej (albo jak kto chce - Eleny Fanailovej, gdy zastosować  angielską transkrypcję rosyjskich imion i nazwisk) w tłumaczeniu Zbigniewa Dmitrocy pochodzi z antologii Radio Swoboda wydanej w 2015 roku przez Biuro Literackie. Okazało się, że przy okazji wklejania tekstów z tej książki na hiperrealizm nigdy nie przedstawiłem skanu okładki. No to teraz ten brak uzupełniam.]