Łukasz Baksik, z cyklu „Macewy codziennego użytku”
Dyskusja poświęcona projektowi „Macewy codziennego użytku” Łukasza Baksika, odbyła się bez udziału Mikołaja Grynberga. A dalej już zgodnie z zapowiedziami. Rozmowę bardzo sprawnie poprowadziła profesor Joanna Tokarska-Bakir w wypełnionej do ostatniego miejsca sali KinoLabu. Przy okazji tego spotkania (oczywiście przed debatą), mogłem osobiście jej podziękować za tekst (wspaniały!) do drugiego wydania albumu „Niewinne oko nie istnieje”, które już 16 listopada idzie do druku. Pod koniec spotkania, kiedy doszło do dyskusji z zabierającymi głos osobami z widowni, pojawiła się kwestia, jak należy traktować sam fakt tego „codziennego użytkowania” macew, jako cembrowin, krawężników, płyt chodnikowych, budulca stodół i domów, kół szlifierskich etc. (by wymienić te najczęstsze zastosowania żydowskich kamieni nagrobnych, widoczne na fotografiach Łukasza Baksika). Tzn. czy jako „profanację”, akt o „rytualnym” charakterze, czy tylko rodzaj bezmyślnego działania. I co ciekawe, uczestnicy debaty, nie mieli w tym względzie pomysłu na jednoznaczną interpretację takich poczynań, a mnie się wydaje, że i profanacja, i zachowanie o rytualnym charakterze jak najbardziej wchodzą tutaj w grę.
Bo przecież wystarczy przypomnieć sobie trzystutysięczny nakład antysemickiego i ksenofobicznego tygodnika „Mały Dziennik”, wydawanego w Niepokalanowie przez franciszkanów o. Maksymiliana Kolbego, pisma powszechnie wtedy czytanego. A dodatkowo w składzie narodowościowym II RP, obywatele polscy stanowili 68,9%, zaś zjawiskiem analfabetyzmu dotknięte było 23,1% społeczeństwa (dane ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 1931). Nakład i siła rażenia, większa od współczesnych „tygodników opinii”. Czy ludzie wychowani na takiej dawce narodowo-katolickiej ideologii działali potem „nieświadomie” i „bezmyślnie”? A „Mały Dziennik” Kolbego nie był żadnym wyjątkiem, nie tylko wśród tytułów prasy posiadającej kościelne imprimatur.
Druga kwestia poddawana w wątpliwość podczas debaty w CSW, to sprawa towarzyszącej fotograficznym działaniom Baksika inicjatywy o nazwie „Instrukcja powrotu macewy”, którą realizuje fundacja „ę”. Myślę, że to mniej lub bardziej spektakularne przenoszenie kamieni nagrobnych z dróg, podwórek, zakładów szlifierskich, etc., na kirkuty, dokonywane polskich w miasteczkach i wsiach, ma jak najbardziej sens i nie jest bynajmniej (jak to sugerowali niektórzy uczestnicy debaty) rodzajem poprawiania samopoczucia w kontekście rodzimych zaniedbań oraz obojętności wobec Zagłady. Przenoszenie macew na cmentarze, to rodzaj wyznaczenia nowego standardu zachowań lokalnych społeczności, a zarazem istotny znak w warstwie wizualnej. Zastanówmy się, jak na przeciętnego mieszkańca działa widok stodoły zbudowanej z nagrobków, gdzie w ścianach widać kamienie z hebrajskimi inskrypcjami? A jak zmieni się ten komunikat, gdy taki kamień, nawet znacznie okaleczony, powróci na miejsce pochówku?