sobota, 9 września 2017

REALNI JAK HAK PIĘKNOŚCI

Petr Hruška


PRZY POCHYLENIU

przy pochyleniu
po resztkę mydła która spadła
nagle widać
jak to wszystko jest zrobione –

spuchnięte kolana rur
wyłażą ze ściany
zionięcia szpar
głowy wysilonych śrub
trzymają na dole
kawał łazienki
z przyklejonymi włosami


NOCLEG

tiry ryczały jak głodna
nocna zwierzyna
krzyczałaś do mnie cenę
za pokój dwuosobowy
facet od dystrybutora
skostniały od niewyspania
prowadził nas potem po stromych schodach
Berlin Kraków Triest wszystko
było za nami
nigdy nie widziałem
tak wąskiego pokoju
gdy chcieliśmy się odwrócić
musieliśmy się objąć


SZCZEKANIE

Matka patrzy,
jak syn naśladuje szczekanie retrievera.
On ma dwadzieścia siedem lat,
ona czterdzieści pięć,
oboje na świecie aż po uszy.
Doświadczyli wiele,
w większości przez ogłoszenia i przez doktorów.
Oboje chyba wierzący.
Oboje regularnie w tym non-stopie, 
realni jak hak piękności
Syn wsparty o stół,
matka nieruchomo nasłuchująca,
gdzie aż tu może dobiec
szczekanie retrievera.


OSTATNI BAR W LUBLANIE

Moja żona
śpiewa po latach
z ogromnej odległości.
Nawet to,
jaki ze mnie skurwiel,
nie jest teraz ważne.


[wiersze w tłumaczeniu Franciszka Nastulczyka przepisane z książki: Petr Hruška Mieszkalne niepokoje, Instytut Mikołowski, Mikołów 2011, str. 78, 116, 135, 137]



Petr Hruška był gościem tegorocznej edycji Festiwalu Miłosza, ale niestety nie mogłem być na jego spotkaniu autorskim. Kupiłem za to dwie jego książki (obie z przekładami Franciszka Nastulczyka), które wydał Instytut Mikołowski. No i jak to zwykle w Polszcze, choć wiersze świetne, ich autor nie jest tutaj specjalnie znany, ani komentowany...