Petr Hruška
PRZY POCHYLENIU
przy pochyleniu
po resztkę mydła która spadła
nagle widać
jak to wszystko jest zrobione –
spuchnięte kolana rur
wyłażą ze ściany
zionięcia szpar
głowy wysilonych śrub
trzymają na dole
kawał łazienki
z przyklejonymi włosami
NOCLEG
tiry ryczały jak głodna
nocna zwierzyna
krzyczałaś do mnie cenę
za pokój dwuosobowy
facet od dystrybutora
skostniały od niewyspania
prowadził nas potem po stromych schodach
Berlin Kraków Triest wszystko
było za nami
nigdy nie widziałem
tak wąskiego pokoju
gdy chcieliśmy się odwrócić
musieliśmy się objąć
SZCZEKANIE
Matka patrzy,
jak syn naśladuje szczekanie retrievera.
On ma dwadzieścia siedem lat,
ona czterdzieści pięć,
oboje na świecie aż po uszy.
Doświadczyli wiele,
w większości przez ogłoszenia i przez doktorów.
Oboje chyba wierzący.
Oboje regularnie w tym non-stopie,
realni jak hak piękności
Syn wsparty o stół,
matka nieruchomo nasłuchująca,
gdzie aż tu może dobiec
szczekanie retrievera.
OSTATNI BAR W LUBLANIE
Moja żona
śpiewa po latach
z ogromnej odległości.
Nawet to,
jaki ze mnie skurwiel,
nie jest teraz ważne.
[wiersze w tłumaczeniu Franciszka Nastulczyka przepisane z książki: Petr Hruška Mieszkalne niepokoje, Instytut Mikołowski, Mikołów 2011, str. 78, 116, 135, 137]
Petr Hruška był gościem tegorocznej edycji Festiwalu Miłosza, ale niestety nie mogłem być na jego spotkaniu autorskim. Kupiłem za to dwie jego książki (obie z przekładami Franciszka Nastulczyka), które wydał Instytut Mikołowski. No i jak to zwykle w Polszcze, choć wiersze świetne, ich autor nie jest tutaj specjalnie znany, ani komentowany...
W naszej wspanialej "ojczyźnie poetow" panuje kompletnie inna estetyka i rodzaj "przyspieszenia" (czyli spowolnienia), jak dobrze wiemy... Wiec komentatorzy/jurorzy (obu plci :) maja "inne zadania do wykonania" :)) dobrze natomiast, ze sa jeszcze w PL (nadal) jacys tlumacze-aktywisci & wydawcy walacy od czasu do czasu glowkami w mur.
OdpowiedzUsuńWiększość tych inicjatyw podpięta jest jednak (i dobrze) do kroplówki ministerialnej lub samorządowej. Biorąc jednak pod uwagę osobowość obecnego szefa MKiDN oraz planowane przejęcie samorządów przez PiS, wszystko to może zostać najzwyczajniej zaprzepaszczone... Vide postępująca degrengolada Instytutu Książki, domolka Teatru Polskiego we Wrocławiu czy Starego w Krakowie.
OdpowiedzUsuńJedyna (mala realna) szansa byłoby, gdyby duże (niezależne od dotacji państwowych) domy wydawnicze, koncerny zaczely przeznaczać jakas (nawet przecież relatywnie nieduza) pule na druk i promocje tytulow niekomercyjnych. Tak robi tu np. Gyldendal. Kilka razy probowalem tlumaczyc w PL, jaka może być na dluzsza mete tzw. wymierna korzyść takiego zagrania, ale mało kto mnie tam "pojmowal"...
OdpowiedzUsuńTo da się zrobić. "Realizm" ukazał się bez żadnej dotacji...
OdpowiedzUsuńOczywiście, takie male, prywatne inicjatywy nie będą całkowicie do zduszenia. Chodzilo mi jednak o sytuacje talibanizacji, mieszania się państwa do kultury. Wtedy jedyna szansa sa kompletnie niezależne obiegi... Pytanie, na jaka skale, przez kogo i w jaki sposób realizowane. Dlatego miałem na myśli prywatnych "potentatow", miejsca z jakas mozliwoscia lepszego serwisowania, a jednak niezależne. Ale to nierealne w obecnej PL. Wiec nisze stana się jeszcze większymi niszami.
OdpowiedzUsuńByłem beneficjentem takiej instytucji/sytuacji, gdy Atlas Sztuki sponsorowany przez przez jednego z właścicieli Grupy Atlas (jak ją sam nazywał szef tej galerii "firma od klejów") wyprodukował dwie moje wystawy i wydał książki. Niestety oni zwinęli właśnie swoją galeryjną działalność. Mecenat prywatny dość słabo tutaj funkcjonuje. A Atlas Sztuki był - jak mi się obiło o uszy - notorycznie olewany przez lokalne instytucje samorządowe...
OdpowiedzUsuńNormalna sytuacja jest, gdy prywatni wydawcy rzeczy niekomercyjnych wspierani sa przez instytucje państwowe, które nie wcinają się w linie, swiatopoglad danych autorow. Tutaj mamy do czynienia z wyrazna zapadka. Rezultat może być na dluzsza mete opłakany. I jedynym wyjściem może być wlasnie mecenat prywatny. Ale silny, swiadomy, obliczony na dluzsza dzialalnosc. Niestety tego nie widać. Dobrze, ze pojawiają się inicjatywy sieciowe (alternatywne), ale one nie zalatwiaja sprawy. Trzeba wiec dalej probowac dzialac, gorzej (czy o wiele gorzej) nie może już chyba być. Spowoduje to być może pojawienie się nowych ludzi z pomysłami, jak z tego shitu wyjść...
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od ludzi... Z fundacją Friedricha Christiana Flicka raczej wolałbym nie mieć do czynienia ;)
OdpowiedzUsuńjasne, ja z ludzmi od Reichsführera SS tez nie wchodziłbym w układy :)
OdpowiedzUsuńA to znasz? ;))
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/FpQpgd_EeWY
Widzialem to sporo lat temu. Znana sprawa. Magda, BMW... Mnie "interesowala" z kolei przez lata tzw. Operacja Spinacz (Paperclip). Sturmbannfuhrer SS von Braun (ten od V-2), dzięki któremu zrealizowano potem program Apollo (rakieta Saturn 5) i poleciano na księżyc... Zreszta on nie był w USA sam, razem z nim b. duza grupa innych, byłych "funkcjonariuszy"...
OdpowiedzUsuńI nie chodzi tylko i wyłącznie o "zimna wojne", wyścig z Sowietami (tam także mieli wiadomych "inzynierow", cala masa współczesnych technologii, tych mniej lub bardziej pokojowych, ma korzenie w Reichu), von Braun wydawal podczas wojny rozkazy egzekucji, a nigdy nie stanal przed trybunalem jako zbrodniarz... Polecielismy za to na Ksiezyc (o ile nie był to film Kubricka :)
OdpowiedzUsuńZ von Braunem to dość znana sprawa... W filmie Kubricka "Dr. Strangelove or: How I Learned to Stop Worrying and Love the Bomb" ten naukowiec, co bez przerwy do prezydenta USA zwraca się "Mein Führer", to nawiązanie do kolegi od V2. Amerykanie i Rosjanie "podzielili" się tymi niemieckimi naukowcami. Pierwsza symulacja lotu kosmicznego odbyła się w obozie koncenracyjnym i nie wiem czy "kosmonauta" ją przeżył?
OdpowiedzUsuńNa pewno nie przezyla większość ludzi, na których robil doświadczenia Sigmund Rascher w Dachau. "Badania" (z polecenia Himmlera i rownolegle Luftwaffe) dotyczyly wpływu niskiego ciśnienia na dużej wysokości na organizm ludzki. Chodzilo o nieprzerwana probe przebywania bez tlenu na symulowanej wysokości 12 km.
OdpowiedzUsuńDokładnie. https://vod.pl/filmy-dokumentalne/pierwszy-kosmonauta-online-za-darmo/d4nsn5m
OdpowiedzUsuńNo tak, czyli chodzi wlasnie o to... Tam zrobili tez akcje z symulowanym pułapem 14 km. Czlowieka "wyniesiono" na te wysokość w masce tlenowej, która mu następnie usunięto i regulowano ciśnienie, ze niby opada z tego pułapu. Podczas tych wszystkich eksperymentow ciśnieniowych (a także dot. hipotermii) zginela w Dachau masa ludzi...
OdpowiedzUsuń