Yahya Hassan
LUTOWA NIEPRZEWIDYWALNOŚĆ
CISZA JEST CISZĄ
ROŚNIE BEZ OPAMIĘTANIA
TWOJE PIEKŁO JEST MOIM
TO TAKIE PROSTE
ZDOBYWAM JE NADZIEJĄ W CZUBECZKACH PALCÓW
TWOJE OCZY SĄ ILUZJĄ I MOJA PARANOJA SZCZERZY ZĘBY NOCĄ
JESTEM SZYBOWANIEM JESTEM NIEŚWIADOMOŚCIĄ
BEZPŁCIOWY W NAGIM POWIETRZU
WYWIJAM W MYŚLACH KOZIOŁKI
W LUTYM MIAŁEM SEN
WIĘC UWAŻAJ GDZIE SKŁADASZ POCAŁUNKI
BO MOGĄ TAM ZOSTAĆ NA ZAWSZE
TY MÓWISZ COŚ I JA MÓWIĘ COŚ
ALE NIE MOGĘ TAK PO PROSTU ZERWAĆ I JAK GDYBY NIGDY NIC
ZAPALIĆ KOLEJNĄ FAJKĘ OGLĄDAĆ INNY WSCHÓD SŁOŃCA
TO NA PEWNO TY
WIĘC STRĄCAM POPIÓŁ Z PAPIEROSA
OPRÓŻNIAM Z POEZJI KARTONOWE WINO
I MÓWIĘ WYPŁACZ SWÓJ BLASK
ALE MIEJ SIĘ NA BACZNOŚCI
JESTEM PRZYJACIELEM
I NAJPRAWDOPODOBNIEJ CIĘ WYKOŁUJĘ
ALE ZANIM ZOBACZYMY SZCZELINY W WIECZNOŚCI
BĘDZIEMY JEŚĆ Z DRZEWA I ZDRADZAĆ ALLAHA
ZADEBIUTUJEMY I BĘDZIEMY WCIĄGAĆ KOKĘ
I ŚPIEWAĆ Z INNYM WERSET PYCHY
NASZ GÓRĄ!
ONI SZLACHTUJĄ UTOPIE A MARZYCIELE SWOJE
MĘŻCZYZNA W CZERNI WYLEWA SERDECZNY ŻAL DO KANALIZACJI
LATO TO LOSY I WIĘZIENIA
AJA JESTEM TCHÓRZEM
ZANURZAM SIĘ W MARZENIACH O TWOICH OBJĘCIACH Z PRZYSZŁOŚCI
ALE BEZ POWODZENIA
MOJA PARANOJA NADAL SZCZERZY ZĘBY WIĘC ŚMIEJĘ SIĘ RAZEM Z NIĄ
MÓWIĄ MI OBUDŹ SIĘ POWĄCHAJ CIPKĘ
A JA PODPALAM SŁOWA
I ODWRACAM WZROK
CIERPIĄ
ALE TO NIE JEST MOJA WALKA
MOJE CIAŁO JEST WYOBCOWANE
CHODNIK NIE NALEŻY DO MNIE
UŚMIECHAM SIĘ W SŁOŃCU W ZMIENNYCH STANACH DUCHA
CHCIAŁBYM MÓWIĆ
ALE NIE O TYM
ZAUWAŻ ŻE SIĘ BOJĘ
ŻE SSĘ KOLEJNEGO PAPIEROSA
TRZYMAJ SIĘ Z DALA OD TEGO MROKU
WSZYSCY KTÓRZY CIĘ KOCHAJĄ TAK CI BĘDĄ RADZIĆ
WSZYSCY CHCĄ CIĘ PIEPRZYĆ
WKRÓTCE BĘDZIESZ LEŻAŁ MARTWY W ROWIE
UDUSZONY WŁASNĄ POEZJĄ
NIE URATUJĄ CIĘ PEDALSKIE LOKI
ALE ZA WCZEŚNIE BYĆ BYĆ SENTYMENTALNYM
ZA WCZEŚNIE BY ZAPALIĆ DŻOINTA
STAĆ SIĘ KIMŚ KTO CHODZI OKRĘŻNYMI DROGAMI
I NIE MA SPRAW DO ALLAHA
MACHAM NA POŻEGNANIE JAK MAŁE DZIECKO
RAZ DWA TRZY W CAŁEJ SWOJEJ PRÓŻNOŚCI
[Yahya Hassan został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu w Aarhus 29 kwietnia 2020. Miał 25 lat. W 2015 roku ukazał się w Polsce dwujęzyczny tom WIERSZE/DIGTE, zawierający przekłady Bogusławy Sochańskiej. Z tej właśnie książki przepisałem powyższy wiersz.]