Hotel, w którym mieszkaliśmy w Wiedniu zlokalizowany był właśnie przy... Rembrandtstraße. Nie dałbym się pokroić za widoczne poniżej teksty, ale też nie wywołują one we mnie jakichś gwałtownych odruchów odrzucenia. W przypadku wiersza po lewej stronie, wydaje mi się, że Zagajewski pisze raczej obok obrazów "filozofa" z Rijn. Mam przeczucie, że kluczem do tego malarstwa są raczej te wielokrotnie sporządzane autoportrety, częsta obecność motywów wanitatywnych oraz pewien rodzaj przesady w prezentacji tego, co jest malowane, kwestia światła... Tak właśnie sobie myślałem w wiedeńskim Kunsthistorishes Museum (jest ono klasyczną instytucją władzy, co sprawia, że sztukę fajnie się ogląda...), patrząc na kapitalną kolekcję tamtejszych Rembrandtów.
[skan z książki: Adam Zagajewski Jechać do Lwowa, Oficyna Wydawnicza Margines, 1986]
I po raz pierwszy też właściwie z przyjemnością patrzyłem na Alegorię malarstwa autorstwa mistrza, do którego pije wiersz po prawej stronie, starając się wychwycić zniekształcenia, jakie były skutkiem stosowania przez niego camera obscura (niestety katalog plastycznych zachwytów Zagajewskiego jest dość przewidywalny, by nie powiedzieć, że typowy dla wysokokulturowo zorientowanej rodzimej inteligencji). Tak na oko jednak, wspomnianych przerysowań dostrzec się raczej nie da, choć - jak mi się wydaje - to iluzjonistyczny charakter malarstwa Vermeera, by nie nazwać go po prostu "fotograficznym", tak efektywnie przyciąga uwagę sporej grupy widzów.
------
------
Wróćmy jednak do Krakowa, w którym egzystencjalna sytuacja przedstawia się dzisiaj w sposób następujący:
W kategorii PM10: Bronowice (620% normy) tuż za Aleją Zygmunta Krasińskiego (622% normy). W kategorii C6H6 znowuż - jednak tylko walkowerem, bo to jedyna stacja, która monitoruje rakotwórczy benzoalfapiren - Aleja Zygmunta Krasińskiego (319% normy). Miłego dnia ku*wa mać!