Ciepielów, synagoga, 07.03.2008
Zupełnie przypadkowo trafiłem na ten film w przedpołudniowym paśmie TVP Kultura. Akurat byłem trochę chory, zostałem w domu i z nudów (nie chciało mi się też nic czytać) włączyłem telewizor. Ponieważ na początku jest tam sekwencja pokazująca grupę młodych dziewczyn, nakręcona w Złotych Tarasach (czyżby kryptoreklama?) pomyślałem, że to chyba ten słynny obraz filmowy o warszawskich galeriankach. Nic bardziej błędnego. Akcja filmu momentalnie przenosi się w realia sprzed siedemdziesięciu kilku lat i widzimy te same aktorki w małomiasteczkowych, czy chłopskich strojach przed wiejską chałupą. Wyreżyserowany przez Arkadiusza Gołębiewskiego i Macieja Pawlickiego obraz, dotyczy autentycznych wydarzeń w miasteczku Ciepielów pod Radomiem, gdzie w grudniu 1942 oddział niemieckiej żandarmerii dokonał masowego mordu na rodzinach Kowalskich, Obuchiewiczów, Kosiorów i Skoczylasów, które ukrywały miejscowych Żydów. W ramach represji spalono żywcem 34 osoby, w tym prawdopodobnie ukrywających się u Kowalskich, Elkę Cukier i Berka Pinechesa, syna ciepielowskiego krawca.
„Historia Kowalskich” nie jest jednak filmem dokumentalnym, choć o wydarzeniach sześćdziesięciu ośmiu i więcej lat, opowiadają przed kamerą także ich świadkowie. Narracja przeprowadzona jest tu bowiem na trzech poziomach. Po pierwsze słyszymy i oglądamy aktorkę Maję Berełkowską, która wciela się w postać Marii Bieleckiej (córki siostry Adama Kowalskiego) w zainscenizowanym wywiadzie, który miał miejsce w 1968 roku, opowiada o historii miasteczka oraz o samym fakcie udzielenia schronienia wspomnianej wcześniej Elce Cukier i Berkowi Pinechesowi (biorąc pod uwagę antysemicką nagonkę z tamtych lat, można się zastanawiać, dla jakiego tytułu i po co, przeprowadzono tę rozmowę…). Po drugie oglądamy inscenizowane scenki z przedwojennego Ciepielowa, oraz trzech pierwszych lat okupacji, na które nakładają się wywody Marii Bieleckiej oraz relacje (po trzecie) autentycznych mieszkańców, z tym, że pamiętać tutaj należy, iż wszyscy oni w tamtych czasach byli dziećmi.
W powyższy sposób, porządek czasowy ulega w filmie mocnemu zakłóceniu i jest to zabieg najwyraźniej celowy. W tej trzypłaszczyznowej narracji Ciepielów przedstawia nam się, jako miejsce harmonijnego współistnienia społeczności polskiej i żydowskiej (w obrazie Pawlickiego i Gołebiewskiego pojawia się jeden zdeklarowany antysemita), której kres przynosi dopiero niemiecka agresja we wrześniu 1939. Wszyscy ciepielowscy Żydzi, występujący w zainscenizowanych scenkach i sytuacjach, wyglądają wypisz wymaluj, jak wizerunki „Żydków” z obrazków, sprzedawanych w przejściu podziemnym przy Placu na Rozdrożu. Brodaci i pejsaci w obowiązkowych chałatach, dodatkowo jeszcze „żydłaczący”, jak Sanhedryn w teatralnym przedstawieniu Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tymczasem, gdy przyjrzymy się uważnie zdjęciom przedwojennych ciepielowian pokazywanych w filmie, zauważyć możemy, że wygląd oraz stroje „żydowsckich sąsiadów”, daleko odbiegają od tego, zakorzenionego we współczesnej polskiej ikonografii stereotypu, którego korzenie sięgają przedwojennej endeckiej prasy, by poprzestać na wzorcach krajowych... Zresztą wizualna jakość wspomnianych inscenizacji jest tak marna, że aż oczy bolą. Reżyseria praktycznie nie istnieje. Do tego wszystkiego jeszcze można tutaj dostrzec sporo przekłamań i mało prawdopodobnych sytuacji. Np. podczas deportacji Żydów z Ciepielowa w 1942 roku, Adam Kowalski rozmawia z żydowskim właścicielem sklepu spożywczego (sic!), który normalnie funkcjonuje (sic!), tymczasem przez okno widać całą akcję deportacyjną (sic!), a sprzedawca podaje Kowalskiemu bochenek białego (sic!) chleba i nie bierze od niego (sic!) żadnych kartek. Niewiarygodne!
Dlaczego Pawlicki i Gołębiewski nie zdecydowali się na zwykły dokument? To pytanie, chyba z gatunku tych retorycznych... Oglądając wypowiedzi autentycznych obserwatorów tamtych wydarzeń, którzy występują w omawianym obrazie, przypomniała mi się ciekawa analiza autorstwa Elżbiety Janickiej, dotycząca figury „świadka” właśnie. W tekście pt. „Mord rytualny z aryjskiego paragrafu” będącym polemiczną analizą „Strachu” Jana Tomasza Grossa, autorka pisze:
W mojej rodzinie przechowała się opowieść z wielkopolskiej wsi Bobrowniki nad Prosną, gdzie w latach 30. dzieci miały zwyczaj rzucać w Żydów kamieniami z towarzyszeniem wierszyka: „Czekaj Żydzie, Hitler idzie!” . W tej historii wiadoma jest rola Żyda i wiadoma jest rola Hitlera. A jaka jest rola społeczności, którą reprezentuje dziecko z kamieniem w ręku? „Sprawcy – ofiary – świadkowie” . W odniesieniu do tej sytuacji trzecie ogniwo triady Hilbergowskiej nie funkcjonuje. Ujęcie zaproponowane przez badacza jest nieadekwatne. Bystander? Ani stander. Ani by. Ale ciągle brakuje nam języka, by nazwać to miejsce – polskie miejsce, które na pewno nie jest miejscem świadka, choć ta kategoria przyjęła się w refleksji nad Zagładą i organizuje analizy na przykład Roberta J. Liftona czy Michaela C. Steinlaufa. Bo czy świadek zaangażowany – w przenośni i/lub dosłownie – to jeszcze świadek?
Polskie miejsce nie było w samym środku i nie było na zewnątrz. Nie było też w żaden sposób sformalizowane. Kategorie uczestnictwa czy pomocy w zbrodni mogą wydawać się tutaj – i wydają mi się – za proste i zbyt wąskie jednocześnie. Innymi słowy: na tyle mało złożone, że „chwytające” jedynie najbardziej oczywiste i bezdyskusyjne przejawy zjawiska. Bo jak zakwalifikować na przykład tak zwaną obojętność? Twierdzę, że z racji uprzedniego „przygotowania”, „wprowadzenia w temat”, „wtajemniczenia” nie było czegoś takiego.
Proponowałabym tu termin „obserwacja uczestnicząca wtajemniczona”, bo sama „obserwacja uczestnicząca” to za mało. Byłaby ona dokonywana w trybie myśli, mowy, uczynku i zaniedbania. W tej kategorii – wydaje mi się – jest miejsce na mnogość i zniuansowanie przejawów. I być może otwiera ona także furtkę do zrozumienia, że tutaj chodziło o większość – zdecydowaną, a nade wszystko decydującą: o tym, że „cała Polska była gettem” .
Jak konstrukcja zaproponowana przez Janicką ma się do tego, co możemy usłyszeć i zobaczyć w filmie „Historia Kowalskich”? Postanowiłem zrobić eksperyment i spisałem ze ścieżki dźwiękowej wypowiedzi tamtejszych by(lub nie)standersów. Myślę, że dobrym uzupełnieniem do lektury tej listy dialogowej, byłyby obrazy ze współczesnego Ciepielowa, które w filmie spółki Pawlicki & Gołębiewski prezentowane są w niezwykle skąpym wymiarze (ciekawe dlaczego?). Dotyczy to także wyglądu zrujnowanej synagogi, pełniącej po wojnie funkcję magazynu Gminnej Spółdzielni. Ponieważ przy okazji pracy nad „Niewinnym okiem” odwiedziłem trzykrotnie Ciepielów i fotografowałem wspomniany budynek, wklejam poniżej nie wykorzystane w książce ujęcia, zwracając przy okazji Państwa uwagę, na kible dobudowane do jego wschodniej ściany…
***
***
Marianna Kowalska:
- Ciocia Bronka miała siedmioro dzieci: Bronek, teraz Janio, Jaśka i Zosia, Stefan, Henio i Tadzio, to ten najmłodszy.
- Myśmy sobie pomagali. Jeszcze jak ja była panienką, to przychodziłam do wujów. Pomagaliśmy im przy żniwie, bo oni mieli tam sporo łąki, to i nakroiłam sianko. Tak jak no… szanowaliśmy się, zgadzaliśmy się, śmy se pomagali.
Jan Fydrycki:
(niewyraźne) …znam dużo tam chłopów, Kowalski był ten stary człowiek i bardzo porządny.
Adam Ostrach:
- Nie był zaczepliwy czy coś, był dobry człowiek.
Halina Ciszek:
- Tu sąsiadowaliśmy z księdzem Barskim. Tu z Żydami, z Samkowiczami - sąsiedzi. Tu z Sajnogami.
Barbara Cychulska:
- Obok sąsiady Żydy były. Berek się nazywał taki, Mosiek, piekarnia była, taki Korman się nazywał, Żyd.
- Żydy miały z materiałem i z butami, ze wszystkim, bo one musiały zahandlować, wszystkim. Niciami, igłami.
Marian Kosior:
- Mordka był krawiec, Josek handlował, sklep miał taki spożywczy.
Barbara Cychulska:
- Tutaj byli dobry człowiek i byli Żydy niedobre, mogli z pana ostatnią koszulę zedrzyć. Bo on, Żyd, taki był. A były takie Żydy, co one na kartkę panu dały zborgowały. No, później trzeba było oddać to, co (słowo niewyraźne), bo przecież nikt nikomu darmo nie daje, tak i teraz.
Halina Ciszek:
- W rynku u nas była szkoła i uczęszczaliśmy do tej szkoły razem z Żydami. Z koleżankami.
Jan Fydrycki:
- Do szkoły chodziłem z Żydami: Abram Sankiewicz, Mendel Leufel, Siaja jakiś, no i jeszcze był jeden… Przypomnę sobie, jeszcze jeden…
- Halcia Cukier była bardzo ładna dziewczyna, bardzo ładna. Taaa, włosy miała piękne.
Adam Ostrach:
- Urodziłem się w Ciepielowie, mieszkałem w Ciepielowie, a naprzeciwko mnie Szlamka, który dużo mi pomagał na skrzypcach grać. Między innymi nauczył, ja nie wiem, czy to hymn, czy nie hymn, no ale w każdym bądź razie jego matka powiedziała, że to hymn.
- Duże miał kłopoty z matką o to, że goja nauczył grać hymnu.
- (nuci Hatikwę) tra-la la-la tra-la-la la-la-la.
Barbara Cychulska:
- Bawiłyśmy się razem, za rękę się trzymałyśmy i w ogóle tam. Chodziłyśmy wszędzie, ale były takie dzieci, co nie chciały z nimi chodzić. Mnie było wszystko jedno, czy to był Żyd. I może miałam inny charakter, ale były moje koleżanki, co nawet ręki nie podały Żydowi.
Jerzy Jagliński:
- Młodzież żydowska z młodzieżą polską, takie prowadziły małe wojny. Na przykład Żydzi potrafili się, młodzi Żydzi brać pod ręce, iść ulicą od razu po pięć, po sześć osób i musieliśmy schodzić z chodnika. Bo nas nie przepuszczali, tylko musieliśmy zejść na jezdnię. Naturalnie, to było tak specjalnie zrobione, żeby… żeby się pokazać, że oni też są silni, że oni też tutaj się liczą, no.
Barbara Cychulska:
- Wiem, że dokuczały tem Żydom, jak robiły te, te siabasy takie. To przecież Polacy chodziły i rozbierały jem to, potłukły, tę macę zabrały, zjadły. Dla nas to była uciecha. Tera tom płakała, kiedyś to się cieszyłam razem z tymi głupimi dziećmi.
Adam Ostrach:
- Szlamka przyszedł do mnie i oszukał mnie coś, nie pamiętam dzisiaj, już po tylu latach, co on mnie oszukał i ośmiał się. Co się śmiejesz? Adasiek, ja idę tera na śniadanie, bo cię oszukałem.
Jerzy Stępień:
- W piątek po południu rozpoczynał się szabas. Taki był funkcyjny Żyd, który nazywał się szkólnik. I on w piątek, jak się zaczynał ten szabas, to szedł wzdłuż wszystkich domów i stukał taką laską w okna, że już się rozpoczyna szabas.
Adam Ostrach:
- Ten Szlamka to był taki Żyd, że jak chodziliśmy do kościoła grać na tych skrzypcach, to i on chodził, i grał kościelne pieśni, i klękał, na podniesienie to klękał.
- To był taki Żyd, swój Żyd.
Jan Fydrycki:
- Żyd musiał na miejscu być. Pierwszy rok, jak trzydziestym dziewiątym roku wojna pierwszego wypadła, to jeszcze handlowały z rok czasu, to jeszcze tak miały swobodę trochę, a potem to już…
Władysław Owczarek:
- Tutaj to, gdzie my to jesteśmy, tu przyjechali z Radomia, SS, i w murowanym dworku, w majątku Ciepielów, ustanowiono sobie warownię, siedzibę.
Marianna Kowalska:
- Męczyli, psami szczuli, a jak im, a jak nie, to później zabijali. Nieraz to słychać było krzyk, a raz jeden to biedny uciekał, i tam taki był, jak rów, jak coś i wpadł do tej wody, to te Niemce jak przyszły, to go tak biły karabinami, i on tak jęczał. I zabili.
Barbara Cychulska:
- Ja stoję w oknie, patrzę, Niemcy idą, i taka tu grupka ludzi. Wołam ojca, żeby zobaczył, a ojciec mówi, oj prowadzą ich cheba gdzieś. A ony nad rzekę ich zaprowadziły. Musiały se dół wykopać, no i nie wiem, serię puściły, i ten, Żydy poupadały. Nie wiem, czy one tam zabite były, czy nie, bo tam mówili, że ta ziemia aż się do góry unosiła. To ich było, czy czworo, czy pięcioro? Bo to była taka jedna dziewczyna, taka dorosła, w ciąży była. Nigdy nie zapomnę tego Żyda, jak ją wykopali, Bożesz nie widziałam, żeby tak człowiek całował nieboszczyka, jak ten Żyd całował tę Żydówkę. My, takie dzieci, stałyśmy koło tego grobu, a on tak płakał i tak ją całował.
- Wtenczas ich zbiórkę zrobiły na rynku, tych Żydów wszystkich. No, z mieszkań musiały powychodzić, wszystkich do transportu ich szykowały.
- Jak przyszła ta Ryfka, sobie stanęła przy drzwiach, w takim kąciku, te rączki złożyła i mówi: Basia, nas mają wywozić, bo moja mamusia powiedziała i ja się z tobą już więcej nie spotkam.
- A te Żydóweczki takie przy tych matkach, takie przytulone, to był taki widok, te dzieci na rękach. Takie… no ja nie wiem, jak to wytłumaczyć. To był straszny widok. Zapłakane, te łzy takie, zmazane. Pędzone. I one takie były, takie bezbronne, bez niczego tak. Czy młody Żyd, czy stary, to wie pan, on był bezbronny, bo on w ogóle nie miał żadnego wytłumaczenia, stał i już, i czekał.
Marian Kosior:
- Tutaj u nas na wsi, zresztą kobity to już o niektórych mówiły, że „Skoczylas to Żydów przetrzymuje”, „Skoczylas to Żydów przetrzymuje”, no i to już tak było trochę nagłośnione, bo trochę że, już szumiało.
Marianna Kowalska:
- Wyszłam na dworek, patrzę a tu idą Niemce i potem zakręcają do nas. Bo my pierwsze mieszkanie, zakręcają, Boże, przestraszyliśmy się.
- Ta Zosia przyszła do mnie, to przecież mogła była u mnie ostać, a jak nie to było ich do Kałkowa wysłać, tam do mojej rodziny, nie? A tak, idzie do swoich rodziców.
Marianna Grzeszczyk:
- Dwóch zostało na warcie, a te resztę poszły dalej do Rykówki, tam do Kosiora na górce, a ci tu pilnowali.
Zofia Pliwka z d. Kordula:
- Tu siedziałam, no, na stole, no i patrzałam, ano patrzałam, czy ona nie idzie.
- Ten obrazek jest od komunii świętej pierwszej, Henryki siostry, co ona była starsza ode mnie sześć lat, to tyle mnie pozostało pamiątki. A więcej nie mam jakiej, pamiątki.
Marianna Grzeszczyk:
- Widzieliśmy jak tych Kowalskich przez drogę przeprowadzali do tego mieszkania Łobucha…
- Na drugi dzień rano poszłyśmy zobaczyć, co tam jest. Było pełno kości, wszystkie w kupie, się skupili, no i tylko jedno takie dziecko jakieś, małe było, niespalone całkiem, jeszcze troszki ciała było, a poza tym były same kości.
Ciepielów, synagoga, 12.08.2007