wtorek, 5 marca 2019

213 kilometrów pod brukiem Paryża


Zasadniczo Tomek Sikora nie jest bohaterem mojej bajki, jednak w jego obfitej i różnorodnej twórczości znalazłem coś, co kompletnie odróżnia się od tych wszystkich spreparowanych zdjęć reklamowych, czy też „dowcipnych” w zamierzeniu historyjek, w których autor pozuje z przyczepionym świńskim ryjkiem na twarzy. Wydana w 2012 roku książeczka 213 kilomètres sous les pavés de Paris to dzieło unikalne i wybitne. W albumie o kształcie małej cegiełki znalazły się zdjęcia, wykonane na 382 stacjach (czyli wszystkich) paryskiego metra, które liczy 16 linii, zaś na każdy przystanek przypadają dwie fotografie (z wyjątkiem strony rozpoczynającej), a więc jest ich w książce… 748! Uff. No i ogląda się to świetnie, zarejestrowane przez Sikorę motywy, to wprawdzie sytuacje raczej banalne, można by powiedzieć, że przewidywalne czy też znane dla każdego, kto podróżował podziemną koleją, jednak zebrane do kupy i ułożone liniami, w topograficznym przebiegu każdej z nich, składają się na wiarygodną (a zarazem też dość przybijającą) wielkomiejską narrację. W przeciwieństwie do fotoreporterów, którzy fotografując w metrze szukają zazwyczaj sytuacji, gestów czy znaków wyłamujących się z banału powszedniości, Tomek Sikora fotografował systematycznie właśnie ów banał, konsekwentnie aż do bólu. Na omawiany album trafiłem w krakowskiej księgarni Lokator (można tam znaleźć ciągle prawdziwe książki), a gdy spojrzałem na stopkę tego wydawnictwa i dostrzegłem datę 2012, zdumiałem się, że nie był on specjalnie omawiany czy recenzowany… W jakiś sposób to sytuacja typowa dla odbioru fotografii w Polsce, co nie znaczy wcale, że brak takiego omówienia w przypadku 213 kilomètres sous les pavés de Paris nie jest zwykłym skandalem.