Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiktor Woroszylski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiktor Woroszylski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 czerwca 2025

Wracając do starych mistrzów

Młodzi niestety zawodzą (włączam też do tej grupy swoją skromną osobę). Więc najpierw wiersz Wiktora Woroszylskiego, następnie Kornela Filipowicza, a na końcu Czesława Miosza. Trzeba czytać starych mistrzów! Inaczej będziemy słyszeć wyłącznie kibolski ryk konserwatywnych polityków...

piątek, 26 lutego 2021

(W tym śnie przeglądałem stare fotografie)

À propos poprzedniego wpisu oraz kilku poprzedzających go postów. Z książki Wiktora Woroszylskiego Z podróży, ze snu, z umierania (Wydawnictwo a5, Poznań 1992).

poniedziałek, 15 czerwca 2020

niedziela, 14 czerwca 2020

(A jednak były to państwa faszystowskie)


[Wiersz Państwa faszystowskie Wiktora Woroszylskiego bywa ostatnio często cytowany lub przywoływany w całości (na hiperrealizmie tekst ten gościł już dwa razy). Najświeższe wypowiedzi Jacka Żalka, Andrzeja Dudy i Przemysława Czarnka, w których odmawiali osobom LGBT+ człowieczeństwa, lokują nasz kraj w realiach opisywanych przez Woroszylskiego. Co ciekawe, zarówno Żalek, Duda i Czarnek, to absolwenci wydziałów prawa (mgr, dr i dr hab.) i uczono ich tam zapewne czym były Nürnberger Gesetzen... 
Niedawno udało mi się kupić oryginalne wydanie Zagłady gatunków, skąd pochodzą skserowane strony z wierszem Państwa faszystowskie. Tom opublikowało Wydawnictwo Czytelnik w 1970 roku w nakładzie 1780 egzemplarzy, a okładkę zaprojektował Władysław Brykczyński. Papier górą!]



piątek, 22 maja 2020

(za uporczywe trwanie w brzydocie człowiek ten winien zostać zapomniany przez żyjących w pięknie)

Wiktor Woroszylski

Akt oskarżenia

Jaki brzydki jest ten człowiek
ze zdekompletowaną twarzą Z powieką
jak kurtyna co się zacięła
wpół zsunięta na oko
z kneblem krwi na wargach

Jego brzydota 
jest wywrotowa Na równym miejscu
nogi uginają się pod nim

Złamana linia jego rąk
podnosi rękę
na strzelistość waszych luf i pozdrowień

Nic nie przemawia za nim
Za nim
mur

Sam nie przemawia za sobą
Jest niemy Odmawia

Wysoka Ludzkości
Jego przepocona koszula
to wrogi sztandar
jego oddech nieświeży
zatruwa atmosferę
jego smutek to zamach
na pogodę bliźnich

To oczywiste że
za uporczywe trwanie w brzydocie
człowiek ten winien zostać zapomniany
przez żyjących w pięknie

[Ze  str. 135 z książki Z podróży, ze snu, z umierania, wydanej przez a5 w 1992 roku.]

niedziela, 17 maja 2020

(Nadzieja córka Józefa)

Wiktor Woroszylski

Epitafium

Nadzieja córka Józefa
narodowości białoruskiej
wiary prawosławnej
serca współczującego
żyła 75 lat

młodo wydana z domu
nie chciała żyć z mężem i męża bratem
i odeszła na służbę

jeszcze zgrzeszyła
kiedy pożar mełł miasto
wyciągnęła z młyn ten worek mąki
starczyło go nam potem na całą zimę

resztę życia wypełniała jej 
praca
wojna
ratowanie ludzi
karmienie i pojenie
chodzenie i noszenie
wiara w Boga który tak każe
hołubienie cudzych wnuków
i czesanie srebrnej soli lat
osiadającej na ciągle gęstym warkoczu

zmarła w Grodnie
20 lutego 1983 roku
na serce

[Ze strony 194, z książki Z podróży, ze snu, z umierania wydanej przez a5 w 1992 roku.]

piątek, 31 maja 2019

(jakkolwiek trywialna i melodramatyczna byłaby jej materia)

Wiktor Woroszylski

*   *   *

Moi dobrzy ludzie z New Jersey
nie słyszeli o rosyjskim poecie Brodskim
ani nawet o Brodskim amerykańskim poecie

w dzienniku który rano podnoszą z progu
nic o nim nie było
zresztą czy to człowiek spamięta

Ale to nie tak
żeby niepotrzebna im była poezja
znak uczucia i desperacji

To jest
w gazecie
siedemnastoletnia Amy Fisher
rozbijająca samochód za samochodem
z uczucia do dwa razy starszego
Joey Buttafuoco właściciela warsztatu
jej strzał do żony kochanka
zeznania przed sądem
film telewizyjny książka musical

                                I'm in love with Joey Buttafuoco
                                He said I was the love of his life
                                I'm in love with Joey Buttafuoco
                                But he really loves only his wife

Mają już zarezerwowane bilety w najlepszym rzędzie
podnieceni pytają czyją trzymam stronę:
Amy zdającej maturę w celi więziennej
rozdartego Joey
czy Mary ze sparaliżowaną połową twarzy

Ja no cóż
ja trzymam stronę poezji
jakkolwiek trywialna i melodramatyczna 
byłaby jej materia


[Wiersz z książki: Wiktor Woroszylski, Ostatni raz, Wydawnictwo a5, Poznań 1995, s. 39]


niedziela, 26 maja 2019

(Albowiem nie było znaków na niebie komet żałobnych wody w krew zamienionej krzaków płonących...)


[Wiersz Wiktora Woroszylskiego Państwa faszystowskie zeskanowałem z książki: Wiktor Woroszylski, Wiersze 1954-1996, Wydawnictwo a5, Kraków 2007. Kiedyś zresztą już go tutaj przepisałem... Tekst pochodzi z tomu Zagłada gatunków z 1970 roku. Minęło pięćdziesiąt lat, a wiersz jest ciągle na czasie (wolałbym, żeby nie był). To w roli komentarza powyborczego.]

niedziela, 3 lutego 2019

(w nozdrzach tamten dym tamta krew)

Wiktor Woroszylski


Przygody i podróże


Tyle zachwytów przypływów odpływów

Spieniona fala czasu w bezbrzeżnym gdzie indziej

Chwytający za kolana kaleka Bejrut

Chwytający za serce słodkie Suchumi

Chwytająca za krtań Karaganda kolczasta

Miedzy Scyllą a Charybdą
w barze chybotliwego statku Transylwania
towarzysz podróży leczy moje mdłości koniakiem

W wielkiej elektronicznej zabawce frankfurckiego lotniska
przesiadam się z nieśmiałego pasażera economy class
w wybuchającego śmiechem po hiszpańsku
skośne oko wstawiającego w aparat Canon
kupującego pewność siebie w strefie wolnocłowej
podglądacza i chwalcę chylącego się wieku

Warstwy cywilizacji:
chłopi spod Żytomierza
kaukascy jeńcy wojenni Bałtowie
zapadający się w ziemię nieskończone pochody ludów

z pobożnym śpiewem wdzierają się w mury meczetu stalle Kordoby

W Neapolu łobuz na motocyklu
wyrywa damie torebkę tłusty cywil w kwesturze
wskazuje górę torebek istny Oświęcim

W szarym deszczu pod Waterloo na polu klęski i chwały
przeziębiony pociągam nosem

W hoteliku na rue du Sommerrard wyziewy z umywalki
i rozpacz emigranta którym nie jestem

Na Alt Moabit 21/22 pijani żegnamy się z przyjacielem
na chwilę na zawsze

Ziemia Europy Azji pali się pod stopami
nie czuje żaru

I nie wiem czyj głos nie pozwala mi spojrzeć za siebie
kiedy opuszczam Dubrownik



Deutschland. Ein Wintermärchen


                                                  E.K.

W przezroczystym wietrze od Renu
gęstnieje poczucie śniegu
na ulice wychodzi świąteczny las
dzwoni świeci
mali Mikołajowie przytupują w igliwiu

Młoda kobieta
patrzy przez okno
na Smoczą Skałę
nad nią czarne opary
winy
w nozdrzach tamten dym tamta krew

Staje w progu pokoju gdzie
jasny chłopiec
z jasną dziewczynką
na cztery ręce
ćwiczą pieśń o pasterzach

I ja
przechodzień
uciekinier ze strasznej baśnie
błagalnie zagradzam drogę:
na te słabe ramiona
jeszcze nie
jeszcze nie



[Z książki: Wiktor Woroszylski, Wiersze 1954-1996, Wydawnictwo a5, Kraków 2007, s. 328-329 i 299-300.]

piątek, 1 września 2017

18 PAŹDZIERNIKA 1982

Wiktor Woroszylski

18 PAŹDZIERNIKA 1982

Starszy kapral Jan Maciejewski
trzymając się ziemi rozkraczonymi nogami
po raz ostatni pełni służbę przy moim ciele

W skupieniu
przetrząsa bieliznę i listy
i obmacuje mnie szuflami rąk
jakby zgarniała niewidzialny miał mojej egzystencji

Jest w tym coś z oczyszczenia 
i uświęcenia

W tak uroczystej chwili
wpatruję się w jej kapłana i myślę
cóż byłoby warte moje błąkanie się
przez tyle miesięcy w poświacie tego Elizjum
gdybym na koniec zaniedbał zatrzymać w oku
starszego kaprala Jana Maciejewskiego
jego płowy wąs i jaskółcze gniazdo nad karkiem
rumiane policzki
opięte łydki
i tłuste zwinne palce
których dotyk na zawsze
odcisnął na mnie swój znak

[wiersz Wiktora Woroszylskiego przepisałem z książki: Antologia poezji świadectwa i sprzeciwu 1944-1984. POETA PAMIĘTA. Wybór: Stanisław Barańczak, Puls Publications, Londyn 1984,  str. 247-248]



piątek, 9 czerwca 2017

Dwa nabytki, które uczyniły ten dzień znośniejszym

Jeden nie pasuje do drugiego i to właśnie chodzi! 
Pierwszy odebrałem dzisiaj - poprzednio go zamówiwszy - w Musiccornerze, drugi - kupiony na Allegro -dotarł właśnie pocztą.



Podobno osoby słuchające muzyki nie kupują teraz płyt CD, jeżeli już to analogi, a najczęściej po prostu pliki. A ja ciągle zamawiam i nabywam CD oraz SACD, ponieważ niezmiennie lubię posiadać też materialne przedmioty (jakkolwiek muzyka na dyskach to ciągi zero jedynkowe...). Najbardziej jednak odpowiada mi... tzn. odpowiadało, bo takich sklepów w Polszcze już nie ma, oglądnie albumów na regałach, wybieranie, etc. W Musiccornerze, kiedy jeszcze mieli swój salon na Rynku pod numerem 13 w Krakowie, a w nim spory dział klasyki, pracował tam Pan Stanisław, z którym można było przy okazji zakupów pogadać o wykonaniach, nagraniach, etc. I komu to ku*wa, przeszkadzało?!?


Z książkami podobnie, nie trawię e-booków...

ps. Orlando Porpory fajny!

niedziela, 21 sierpnia 2016

ZAGŁADA GATUNKÓW

Wiktor Woroszylski

Zagłada gatunków

The buffaloes are gone
And those who saw buffaloes are gone
Carl Sandburg

Vitus Bering widział jeszcze przed śmiercią syrenę
morską zwaną też mniej romantycznie
krową morską Zorza polarna
przyświecała widowisku lecz Beringowi
zamarzały wąsy i serce i dziąsła
były krwawą miazgą i nie doczekał wiosny Uczestnik
jego wyprawy Steller napisał dzieło pod tytułem
De Bestiis Marinis ogłoszone dziesięć lat później Wtedy
wielu myśliwych udało się na nowe łowiska i niebawem
nikt nie mógł już zobaczyć tego bezbronnego stworzenia które
nie śpiewało na zgubę żeglarzom

A jednak
to jest wielki teatr zagłada gatunków Kiedy William
Matthewson obdarzony przydomkiem Buffalo
Bill mierzył bizony celnym choć przekrwionym nieco
okiem lub później gdy ten sam
przydomek nosił William F. Cody licznie przybyła
publiczność przypatrywała się z okien specjalnego pociągu paląc
cygara i wachlując się kapeluszami jak
padały wsiąkały w prerię zaprawdę było
na co popatrzeć jak masywne pękate
usychały niczym liście na kartach
historii naturalnej

Lecz cóż pierwotne cóż wtórne widowisko oklaski w pewnym
kraju oklaskami uczczono pożegnalne
kołowanie wróbli wdzięczne nie
ważyły się przysiąść unosiły
się w powietrzu jak nuty
ułomne z ostatniego tchu
wyciągnięte gdy zaś opadły
nie było w nich już nic muzycznego przypominały
zmięte kulki gazetowego papieru

Rozmaitość losów Na przykład tur
Był ciemny Szedł lawą Ryczał
Zataczając się rzężąc nie pogodzony padł
w roku pańskim 1627 Ileż dłużej
trzymały się sobole i rosomaki puszystymi kitkami
zamiatając ślad pośród
oblatującej przestrzeni Słychać
o przebiegłości skazanych gatunków podszywających się
pod inne lecz musiała temu towarzyszyć
również obawa królika by go nie wzięto za lwa i bolesna
niemożność udowodnienia kim jest naprawdę

Tyle historia naturalna A teraz komu
starczy wyobraźni dla Prusów
chroboczących w ostępie nieufnych dobitych
wcześniej niż tur Nie zostawili po sobie
okruchu mowy garnka wiary Nie ma ich
w dantejskich piekłach ni rajach Nie ma
nigdzie A gdzie są
Ormianie anatolijscy których krew
spłynęła w pustynię ale
nie użyźniła jej Czerwonoskórzy wojownicy
o twarzach wymalowanych w rytualne pasy co
chroniło przed złym duchem nie uchroniło jednakże
przed postępami komunikacji Ludzie
z plemienia Hutu wytępieni w buszu
przez ludzi z plemienia Tutsi Kto pamięta
kilka może kilkadziesiąt małych narodów północy i południa
które ginęły od zmiany klimatu zmiany pożywienia
zmiany prawa chciano je uszczęśliwić bądź
ukarać oświecić nawrócić skłonić
do ustąpienia miejsca potrzebnego
w różnych czasem nader doniosłych celach

Ten stary człowiek z miotłą w Górze Kalwarii widział jeszcze
swoich współziomków innego wyznania jak
odjeżdżali by zamienić się w dym To nie on
był sprawcą Był świadkiem Zamiatał chodnik Niewiele
jednak umiał o nich powiedzieć gdy pewien
literat który ćwierć wieku spędził na obczyźnie powróciwszy
wychylony z samochodu pytał Widzieliście
ich Jak pana widzę przed sobą I co się
z nimi stało Kto to wie A co się
stało ze ścianami wśród których
modlili się stukali młotkiem pomstowali rodzili dzieci Wszędzie
mieszkają ludzie Jest im ciasno

Oto więc
przyroda w której nie ma pustych miejsc Wszędzie
wchodzi trawa piasek i głos Duchy bizonów
nie straszą Fala zamknęła się
nad cieniem cienia syreny Są jeszcze
ostatnie nosorożce i liczne jaskółki Ludzie
mają swój teatr Życie
trwa*


*Fakty dotyczące wyniszczenia niektórych zwierząt zaczerpnięte zostały z książki Antoniny Leńkowej pt. „Oskalpowana ziemia”, wydane) przez Zakład Ochrony Przyrody PAN, Kraków 1961. (Przyp. aut.)

[wiersz z tomu Zagłada gatunków opublikowanego w roku 1970 w wydawnictwie Czytelnik]

sobota, 20 sierpnia 2016

Która nie będzie zbawiona

Wiktor Woroszylski

Publiczność

Ojcowie morderców
nazywają mnie mordercą swych dzieci

Którzy w nic nie wierzyli
zarzucają mi wiarołomstwo

Nie kochali
moją miłość biorą na spytki

Znają cztery słowa
z bełkotu jąkały szydzą

Sami w mroku
reflektory na moją twarz

Nie mają duszy
o moją duszę się troszczą
Która nie będzie zbawiona

[wiersz z tomu Niezgoda na ukłon opublikowanego w roku 1964 w wydawnictwie Czytelnik]

piątek, 19 sierpnia 2016

Stary Marks

Wiktor Woroszylski

Stary Marks

Zastanawia mnie i pociąga Stary Marks już nie
tak gwałtowny i dramatyczny jak Młody Marks ani
tak zjadliwy Trudniejszy Już
nie pisze pamfletów Studiuje źródła
w British Museum Wszystko
musi zostać sprawdzone i nic nie może
zawierać błędu ani opierać się na niedbałym
cytacie z pamięci Do późnej nocy
siedzi w drewnianym fotelu pisze pali
za dużo cygar czasem uchyla
drzwi do sąsiedniego pokoju tam Jenny
Marks z domu von Westphalen starsza od męża
rozczesuje włosy przed lustrem zachwycony Marks
mówi Jaka ty jesteś po czym wraca do biurka i tak
aż do dnia kiedy umrze nie
na barykadach galerach w tym fotelu właśnie

Mam zaufanie do Starego Marksa który
naturalnie chce zmienić świat ale chce go
także zrozumieć Zależy mu na
wyzwoleniu wyzyskiwanych lecz zależy także
na dopisaniu do końca książki o mechanizmie
świata wyzyskiwanych i
wyzyskiwaczy i chciałby dobrze
wydać za maż trzy córki za ludzi
światłych i wiernych i martwi się chorobą Jenny i sam
podupada na zdrowiu i nie może ponownie
pojechać do Karlsbadu bo Austriacy spłatają mu
figla i ze względów materialnych
musi pisywać chałtury dla New York
Tribune i może dlatego nie zdąży i chodzi
wielkimi krokami po Hampstead Heath płosząc
wróble i nie tracąc nadziei
że jednak zdąży

Geniusz osiadły ma pozory
powszedniości Sam nie zna
swojej potęgi Nie słyszy
głosów Nie widzi
znaków Nie dosiada nie powiewa nie piorunuje Nie jest
nerwowy Wie trochę
więcej od innych i ma to
do przekazania Przykro mi
że nie skończy książki ale tego co zrobi i tak
starczy na parę pokoleń Byle
umiały się w tym połapać On
liczy że dadzą radę

Stary Marks ceni Szekspira i Ajschylosa ale jego świat
nie jest tragiczny Odkrył w nim porządek
niedobry więc widzi możliwość porządku
lepszego Przekazując mu swoją wiedzę

daje światu szansę

[wiersz z tomu Zagłada gatunków opublikowanego w roku 1970 w wydawnictwie Czytelnik]

piątek, 27 listopada 2015

Wiersz Wiktora Woroszylskiego z wyraźną dedykacją

No właśnie, a ta dedykacja to dla kogo? Chyba dla nas samych...

Wiktor Woroszylski

Państwa faszystowskie

Niedługo po wojnie 1914–1918 w Europie powstały pierwsze
państwa faszystowskie W tych państwach
słońce wschodziło i zachodziło o normalnej porze opromieniając
dachy domostw i wzgórz zieloną spadzistość W oborach
łagodnie ryczało bydło Matki o świcie
budziły dzieci całując je w czoło Ojcowie wracając z pracy
ze znużeniem radosnym w kościach wdychali
dym domowego ogniska zaś po obiedzie
zasypiali w fotelu bądź też majsterkowali wytrwale bądź też
muzykowali z zapałem Dzieci
bawiły się w klipę w klasy i w chowanego Małym
dziewczynkom rosły piersi i dziewczynki z dnia na dzień
zamieniały się w duże dziewczyny wypełnione szeptem
szmerem jak drzewa w lesie chichotem nagłym na którego
dźwięk chłopcom zasychało w gardle W letnie wieczory
na firankach podświetlonych od wewnątrz schodziły się cienie
rozchodziły i znów schodziły miłośnie Zaś zimą
kochankowie łowili ustami parę z ust w ośnieżonych ogrodach I jeszcze
można wspomnieć o kotach wyginających się w kabłąk o wróblach
wzlatujących nad jezdnią o staruszkach na przyzbie o kwiatach
ciętych i doniczkowych o pielęgniarkach
podających chorym termometr o ludziach z miotłą
zamiatających ulice O drewnie
rozsychającym się bruździe w polu wilgotnej wietrze w zaroślach I jeszcze można
wiele wymienić zjawisk świadczących że

Albowiem nie było znaków na niebie komet żałobnych
wody w krew zamienionej krzaków płonących albowiem
życie biegło zwyczajnie więc naprawdę w państwach tych wielu było
ludzi zwyczajnych i ludzi dobrych i takich którzy
nie wiedzieli o niczym i którym
nie przychodziło na myśl i którzy
nie czuli się współwinowajcami i którzy
nie mieli z tym nic wspólnego i którzy nawet
nie czytali gazet lub też czytali niedbale zajęci
myślami o tym że trzeba naprawić
przeciekający dach oddać
buty do szewca oświadczyć się wypić
kufel piwa wymieszać farby zapalić świeczkę i którzy
naprawdę nie dostrzegali strachu w oczach sąsiada nie
słyszeli drżenia w głosie pytającego o drogę nie
dostrzegali różnicy nie słyszeli
głosu w sobie albo skoro
domyślali się czegoś nie mogli nic zrobić i pocieszali się
mówiąc My przynajmniej
nie robimy nic złego żyjemy jak żyliśmy zawsze Co było prawdą

A jednak były to
państwa faszystowskie


[wiersz Wiktora Woroszylskiego powstał w późnych latach sześćdziesiątych, a przypomniał go wczoraj na facebooku Antoni Pawlak]