Przypomniane w swoistym stylu w artykule
Piotra Zychowicza w Rzeczpospolitej (wyd. sobota-niedziela, 4-5 lutego 2012)
pod takim właśnie tytułem. Sprawa dotyczy niemieckich Żydów deportowanych z III
Rzeszy do gett na terenie Lubelszczyzny. Pisze Zychowicz:
Starosta
powiatu Krasnystaw oraz wójtowie z trzech tamtejszych miejscowości – Izbicy,
Gorzkowa i Kraśniczyna – wysłali list do ambasadora RFN w Polsce. Powołują się
w nim na umowę zawartą między Warszawą a Berlinem w 2003 roku. W jej ramach
rząd niemiecki zobowiązał się do upamiętnienia i utrzymania miejsc spoczynku
obywateli Niemiec zabitych na terytorium Polski podczas II wojny światowej.
W
ramach układu Berlin sfinansował w Polsce 13 pięknych parków-cmentarzy
wojennych, na których spoczywa 165 tys. żołnierzy Wehrmachtu. Tymczasem na
żydowskich cmentarzach w Izbicy, Gorzkowie i Kraśniczynie do dziś w zbiorowych
mogiłach leżą zakopani tam niemieccy Żydzi. Deportowani do tamtejszych gett z
Trzeciej Rzeszy i tam zabici przez niemieckich oprawców.
„Zwracamy
się do społeczeństwa i władz niemieckich z roszczeniem o przyznanie
odpowiedniego budżetu w celu uporządkowania i utrzymania cmentarzy, na których
oni spoczywają. Standard tych cmentarzy powinien być analogiczny do wysokiego
standardu cmentarzy wojennych. Jest to obowiązek władz i społeczeństwa
niemieckiego wobec swoich obywateli, niewinnie zamęczonych i
pomordowanych" – napisano w liście.
No i pięknie, słusznie i naukowo. A z tonu
cytowanego listu oraz artykułu Piotra Zychowicza należy się chyba domyślać, że „standard cmentarzy” na których leżą wyłącznie Żydzi-obywatele II
RP „jest analogiczny do wysokiego standardu” tamtejszych cmentarzy katolickich. Jak to wygląda w realu, wie każdy kto odwiedza opuszczone kirkuty… I to nasze
„upamiętnienie” dawnych żydowskich sąsiadów, którzy zginęli w czasie Holokaustu
woła o pomstę do nieba. Właściwie nie powinien się dziwić tym artykułem,
ponieważ czytuje teksty Zychowicza, a także organ prasowy w którym pracuje.
Moją uwagę zwróciło natomiast ilustrujące
rzeczony artykuł zdjęcie. Kolorowa fotografia, zatytułowana Żydzi w Izbicy. Ocenia się, że przez
tamtejsze getto przeszło kilka tysięcy niemieckich Żydów, została wykonana w 1941 roku przez Maxa
Kirnbergera i można ją zobaczyć na internetowej stronie Ośrodka Brama Grodzka w Lublinie. Kirnberger,
oficer oddziału łącznościowego Wermachtu, w 1940 i 1941 roku właśnie wykonał
na terenie okupowanej Polski kilkaset fotografii, które przechowywane są
obecnie w Deutsches Historisches Museum w Berlinie. 77 z nich pokazujących
Lublin, teren późniejszego getta oraz jego mieszkańców, przekazanych zostało
Bramie Grodzkiej, która w 2007 roku opublikowała je w albumie „Max Kirnberger.
Fotografie getta”. Wracając do interesującego nas zdjęcia, to pozostaje ono
nadal w zbiorach Deutsches Historisches Museum i można je tam znaleźć pod
sygnaturą DHM_6131. Opis na stronie Bramy Grodzkiej zawiera dwie dodatkowe informacje. Po pierwsze tytuł tej fotografii ma
następujące brzmienie: Członkowie
Judenratu w Izbicy. Po drugie jest tam też dodatkowa notatka o treści: W tle zdjęcia widoczny budynek synagogi w
Izbicy. Tymczasem w papierowym wydaniu Rzeczpospolitej oprócz cytowanego
już wcześniej tytułu, pojawia się też podpis zdjęcia REPR: RAFAŁ GUZ, który w internetowej edycji dziennika ma treść… autor: Rafał Guz, źródło: Fotorzepa (sic!).
Pomińmy to redakcyjne niedbalstwo i wróćmy
do samej fotografii i jej autora. Informacje na temat Maxa Kirnbergera są nad
wyraz skąpe. Wiadomo, że był żołnierzem Wermachtu, fotografem amatorem, nauczycielem
w ośrodkach dla niesłyszących w Straubing, w 1942 wrócił z frontu do domu z powodów
zdrowotnych (choroba wrzodowa dwunastnicy), po wojnie znowu pracował w zakładzie
w Straubing, pisał artykuły z zakresu historii sztuki i fotografii, zmarł w
1983. Kolekcja slajdów Kirnbergera zgromadzona w Deutsches Historisches Museum w
Berlinie (na stronie Ośrodka Brama Grodzka uparcie nazywane są one kolorowymi
negatywami…) liczy 480 kadrów, naświetlonych w latach 1937-1942. No więc np. na
wykonanym w 1939 roku zdjęciu widać paradę Wermachtu w Regensburgu. Na fotografii
o dwa lata wcześniejszej Reichsparteitag w Norymberdze i udekorowaną flagami ze
swastyką budowlę Alberta Speraa (?).
Czy więc Kirnberger był nazistą, czy należał
do NSDAP? Jakimi intencjami kierował się wykonując zdjęcia polskim Żydom w 1941 roku, kiedy wraz z agresją na ZSRR 21 czerwca, oddziały Einsatzgruppen rozpoczęły praktyczną realizację Endlosung der Juden Frage (bo przecież
nie po konferencji w Wannsee w styczniu 1942). To pytanie wydaje mi się być niezwykle
istotne, ponieważ nawet po oglądnięciu wszystkich zdjęć zamieszczonych w
albumie, wydanym przez Ośrodek Brama Grodzka, motywacje Kirnbergera nie są do
końca jasne. A to że na jego kadrach nie zobaczymy aktów przemocy, tak jak np. na wykonywanych
powszechnie przez żołnierzy Wermachtu zdjęciach, przedstawiających proceder
golenia bród ortodoksyjnych Żydów, nie oznacza wcale, że mamy tu do czynienia z
obserwacją pełną empatii. Na fotografiach z getta w Kutnie, zarejestrowanych
przez nazistowskiego korespondenta wojennego Hugo Jaegera w październiku 1939, na
pierwszy rzut także oka nie widać dyskryminacji, choć oglądnięcie całości materiału z
tego miejsca przekonać może, że ofiarom fotoreportera kazano uśmiechać się do
obiektywu (popatrzymy na pierwsze i ostatnie zdjęcie z sekwencji dostępnej pod
tym adresem).
Wykonane w 1941 roku zdjęcie autorstwa Maxa
Kirnbergera, oficera oddziału łącznościowego Wermachtu, które przedstawia
trzech ortodoksyjnych Żydów, członków narzuconego przez niemieckich okupantów
Judenratu w Izbicy, użyte jako ilustracja tekstu do Piotra Zychowicza, gdzie eksponuje
się także konflikt między osadzonymi w gettach Żydami z terenów II RP i tymi
deportowanymi z III Rzeszy (autor artykułu z Rzeczypospolitej używa tu terminów: Westjuden i Ostjuden), powinno być szczegółowo opisane i podpisane. W
przeciwieństwie do Claudea Lanzmanna (autora filmu „Shoah”), który kwestionował
czerpanie z dokumentalnych zapisów niemieckiego autorstwa, mam przekonanie, że
takie obrazy lub filmowe sekwencje mogą być wykorzystywane, ale we właściwym kontekście
i zawsze z komentarzem.
Chapeau bas! Nie przestaje Pan mnie zadziwiać. Podziwiam. Bloga uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam