czwartek, 8 września 2016

BALLADA Z KRESÓW


[Dające znać o sobie od pewnego czasu zjawisko o nazwie Septemberlicht (to także tytuł fenomenalnej powieści Horsta Bienka o Gliwicach) nie usposabia mnie zbyt optymistycznie do oglądu rzeczywistości... W najlepszym przypadku (naprawdę najlepszym) nostalgicznie, w nieco gorszym - sentymentalnie i może w tym punkcie zakończmy tę ponurą wyliczankę. No więc, na tej ogólnej fali myślałem ostatnio o widocznym powyżej tekście, który został napisany przez mnie w 1989 roku, czyli... 27 lat temu. Jakoś go ciągle lubię i nawet przy tej naznaczonej wrześniowym lśnieniem najświeższej lekturze - akceptuję (choć coś tam bym jednak zmienił...). Tekst powstał we wrześniu podczas pobytu w Kamienne Górze (primo voto Landeshut), gdzie wykonywałem pewną stolarską robótkę (sic!) dla firmy mającej słowo Constans w swej nazwie. Rok 1989 to moment tzw. transformacji ustrojowej, jednak w Kamiennej Górze nie bardzo widać było jakiekolwiek zmiany, no może poza rosnącymi skokowo - na skutek ówczesnej hiperinflacji - cenami żywności. Atmosfera tego miasta bardziej odpowiadała słowu w nazwie firmy, gdzie byłem zatrudniony - kiedy późnymi popołudniami po skończonej pracy szwendałem się po ulicach i najbliższej okolicy, raz po raz napotykałem na ślady niemieckiej przeszłości. Elementy miejskiej infrastruktury, architektura mieszczańskich kamienic, wygląd protestanckich świątyń, wszystko to sprawiało wrażenie constans. Oczywiście z pewnymi wyjątkami, np. podczas oglądania barokowego Kościoła Łaski p.w. Matki Bożej Różańcowej, po pierwsze - zdałem sobie sprawę, że była to pierwotnie świątynia protestancka (p.w. Trójcy Świętej), po drugie - zaskoczył mnie wtedy wygląd pobliskiego cmentarza, gdzie nie było żadnych nagrobków niemieckich, tylko rodzime lastrikowce. Przy tej okazji dowiedziałem się od mojego szefa, że niemieckie nekropolie na tzw. Ziemiach Odzyskanych były planowo niszczone, zaś największa fala takich dewastacji miała miejsce w latach 1971-1972 (czyli zaraz po sygnowaniu przez Willi Brandta i Józefa Cyrankiewicza traktatu o nienaruszalności granic na Odrze i Nysie). Na własny użytek i trochę z przekory względem osiedlonych tutaj po 1945 roku Zabużan, nazywałem ten teren "Kresami". Wiersz powstawał dość wolno, pisałem go wieczorami, półleżąc na wygniecionym tapczanie w wynajmowanej kwaterze na poddaszu domu Pani Krause - jeżeli tylko nie wychodziłem do pobliskiego baru (mieścił się on w przyziemiu nieotynkowanego domu), gdzie rodzinnie biesiadował miejscowy proletariat. W Kamiennej Górze funkcjonowało wtedy kilka przędzalni lnu oraz zakłady odzieżowe, wielu mężczyzn pracowało w kopalniach w Wałbrzychu, Boguszowie-Gorcach i Nowej Rudzie (można było ich zidentyfikować po czarnych obwódkach wokół oczu). We wspomnianej knajpie zawsze było tłoczno i często można zobaczyć żonę górnika w jednej ręce dzierżącą kufel, a w drugiej rączkę od dziecięcego wózka, którym rytmicznie kołysała - wyglądało to wszystko jak sceny z wiejskich gospód, malowane przez Breughla Starszego. Wychodziłem z tego przybytku we wrześniową noc i momentalnie oblepiał mnie jesienny mrok. Miejsca i krajobrazy, jakie pojawiają się w wierszu naszkicowane są dość wierne, dotyczy to także zacytowanego napisu z kolejowej poczekalni - nie jestem jednak teraz stuprocentowo pewny, czy zobaczyłem go w Kamiennej Górze, czy też gdzieś w okolicy?

Tekst pojawił się w książce Steppenwolf wydanej w serii Barbarzyńcy i nie przez Centrum Sztuki - Teatr Dramatyczny w Legnicy w 1997 roku.]
---
Aktualizacja - 13:38.



[A powiększyłem jeszcze to ksero (książki z tej serii naprawdę były wydawane przy pomocy kserokopiarki...), dla lepszej widzialności ;)
Artur Burszta zawsze się rajcował, że te broszury (zaiste są to broszury) z biegiem lat staną się niewidzialne z powodu blaknięcia tonera. Minęło 19 lat i ni chu chu.
Skoro już wymieniłem z nazwiska "szefa Biura Literackiego", które wyewoluowało z instytucji wydającej te broszury, to wypada też wspomnieć, że tekst ten miał szansę się ukazać w antologii 100 wierszy polskich stosownej długości, ale odmówiłem ponieważ propozycja udziału w tym przedsięwzięciu została wyrażona - w przypadku działań Burszty to sytuacja constans - w mało stosowny sposób...]

4 komentarze:

  1. Tu najstarsi (których jest coraz mniej) mówią, mówili: "u nas, na wschodzie"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak w tym 1988, 1989, 1990 jeździłem po tych terenach, miało to miejsce szczególnie w przypadku peryferii, to akcent miejscowych nie był "zachodni"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh, nie wszystko jest constans, teraz do Kamiennej Góry pociągiem można (było) zajechać tylko w wakacje, a i to jedynie w weekendy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Constans to tam było pi razy oko do słynnej transformacji... Potem zamknięto przędzalnie, Intermodę, okoliczne kopalnie.

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.