Andrew Moore, Cass Tech Courtyard, Detroit
Andrew Moore fotografował Detroit w latach 2008-2009. To aktualnie dziewięćset tysięczne miasto, położone nad brzegiem rzeki Detroit, łączącej jeziora St. Clair i Erie, niegdysiejsza stolica amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego oraz siedziba koncernów: Ford, Chrysler i General Motors, w ciągu zaledwie pół wieku straciło 50% mieszkańców, a wybudowane tu fabryki aut uległy likwidacji. Według amerykańskich statystyk, jest to najbardziej zrujnowany obszar metropolitalny w USA, z największą ilością pustostanów: magazynów, hal fabrycznych, kamienic i domów jednorodzinnych.
Andrew Moore, Bob-Lo Boat, Detroit
Zarejestrowany przez Moore’a materiał „Detroit Disassembled” ukaże się wiosną tego roku w postaci albumu, zawierającego 73 fotografie oraz słowny komentarz autorstwa Philipa Levine’a. Ale już na internetowej stronie fotografa, możemy oglądnąć wybór 33 zdjęć z tego cyklu (w żadnym tam fleshu, normalne JPG-i z niezłą rozdzielczością), które dają pojęcie o jakości tego projektu oraz o klasie samego autora.
Andrew Moore, Couch in Trees, Detroit
Fotografowanie kamerą wielkoformatową 4x5” lub 8x10”, bardzo popularne w Stanach Zjednoczonych, zapewniające wysoką jakość rejestrowanych kadrów, niesie jednak za sobą pewne istotne ograniczenia. Ponieważ sposób pracy takim urządzeniem, wymaga używania statywu, zapisywane obrazy z natury rzeczy są bardziej statyczne, niż te rejestrowane lżejszym sprzętem lub z ręki. Po pionierskim cyklu Stephena Shore,a „Uncommon Places” i chyba najciekawszym nawiązaniu do niego w postaci serii Aleca Sotha „Sleeping by the Mississippi”, po cyklach Joela Sternfelda, powstało całe mnóstwo projektów-klonów, gdzie kopiowano metodę ich pracy oraz wybór tematów.
Andrew Moore, Cooper School, Detroit
A więc, niezbędne jest – jak już to kiedyś napisałem – odwrócenie kamery w drugą stronę. „Detroit Disassembled” nie jest pierwszym projektem Andrew Moore’a w którym dokonał on tego gestu. Jego indywidualne podejście widać wyraźnie we wcześniejszych przedsięwzięciach, np. w rewelacyjnej serii z Rosji – „Russia: Beyond Utopia” (2000-2004) lub z Bośni (2001-2002). Moore często nawiązuje też do sposobu obrazowania realistycznego malarstwa z XVII, XVIII i XIX wieku (a lepiej powiedziawszy - do sposobu obrazowania dawnych mistrzów), ale robi to przez wybór samych motywów, ustawienie kadru, lub wybór światła, tzn. pory dnia i aury do wykonania zdjęcia (fotograficy rodzimi nawiązują do malarstwa przy pomocy photoshopa, a wcześniej posługując się tzw. „technikami szlachetnymi”).
Andrew Moore, Rouge, Detroit
Fabryki w Detroit, a szczególnie zakład koncernu Forda, tzw. River Rouge Complex, były wielokrotnie fotografowane w latach 30. XX wieku m.in. przez Charlesa Sheelera, Edwarda Westona i Walkera Evansa, w modernistycznej, nieco monumentalnej manierze. Warto rzucić okiem na zdjęcie Andrew Moore’a z tego miejsca, przedstawiające wnętrze częściowo zrujnowanej fabrycznej hali i zobaczyć różnicę w sposobie podejścia do motywu. W powszechnej opinii panuje przekonanie, podtrzymywane co jakiś czas przez krytyków fotografii, że właściwie „niemal wszystko już zostało sfotografowane” – co ma chyba oznaczać, że potencjał „nowości” i „atrakcyjności” fotograficznych tematów, ulega lub uległ wyczerpaniu. Otóż nic bardziej błędnego, wspomniana fotografia Moore’a, a także inne widoki zdewastowanych wnętrz, pokazują wyraźnie, jak autor „Detroit Disassembled”, rozszerza zakres tematów, które mogą być atrakcyjne wizualnie dla fotografii (oczywiście, jeżeli nie będziemy się kurczowo trzymać modernistycznych kanonów).
Andrew Moore, Roofparty, Detroit
perfekcyjne!
OdpowiedzUsuńojj marze o dniu, w którym zobaczę taki projekt wykonany przez polskiego fotografa, tu w Polsce, a nie na dzikim wschodzie. Taki właśnie statyczny, zrealizowany w kolorze, bez pośpiechu (bo temat i wydawca gonią, bo trzeba się sprzedać) dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, odwołujący się do klasyki współczesnej fotografii a nie do klasyki techniki. Taki o człowieku, ale w którym bardziej liczy się "decydujące miejsce" a nie moment. ojj marzy mi sie ;]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńten pan ma kłopoty z perfekcyjnym panowaniem nad kompozycją, a użycie koloru potęguje jeszcze bardziej jego problemy z uzyskaniem harmonii obrazu. można uświadczyć wśród jego prac efektów przebłysku talentu, ale przytłaczającą część stanowią prace przeciętne których jedynym atutem jest egzotyka oraz ostrość i idące z nią w parze: szczegółowe odwzorowanie detalu.
OdpowiedzUsuńplenery faktycznie do pozazdroszczenia. autor ma nosa do wyszukiwania atrakcyjnie fotogenicznie miejsc. ale do mistrzostwa długa jeszcze przed nim droga. z tą klasą wiec proszę nie przesadzajmy. ambitna z niego bestia i może kiedyś zaskoczy dojrzałym owocem swoich starań. zwarzywszy, że na jego stronie widać znaczny postęp: w kolejnych latach walki o umiejętność kształtowania plastycznej formy obrazu. poczekajmy i nie zapeszajmy.
pan andrew moore ma kłopoty z perfekcyjnym panowaniem nad kompozycją, a użycie koloru potęguje jeszcze bardziej jego problemy z uzyskaniem harmonii obrazu. można uświadczyć wśród jego prac efektów przebłysku talentu, ale przytłaczającą część stanowią prace przeciętne których jedynym atutem jest egzotyka oraz ostrość i idące z nią w parze: szczegółowe odwzorowanie detalu.
OdpowiedzUsuńplenery faktycznie do pozazdroszczenia. autor ma nosa do wyszukiwania atrakcyjnie fotogenicznie miejsc. ale do mistrzostwa długa jeszcze przed nim droga. z tą klasą wiec proszę nie przesadzajmy. ambitna z niego bestia i może kiedyś zaskoczy dojrzałym owocem swoich starań. zwarzywszy, że na jego stronie widać znaczny postęp: w kolejnych latach walki o umiejętność kształtowania plastycznej formy obrazu. poczekajmy i nie zapeszajmy.
> anonimowy
OdpowiedzUsuńByło by mi/nam niezmiernie miło, gdybyś pisał z otwartą przyłbicą przyjacielu.
>Patos
OdpowiedzUsuńDzięki za Słowo!