(wczoraj) przy ulicy Grodzkiej 50 w Krakowie:
Elżbieta Lempp Krajobrazy Literackie. Fotografia 1985-2007, wyd. Universitas, Kraków 2008 -- 16.00 PLN (pierwsza cena:47,00 PLN)
Elżbieta Lempp Krajobrazy Literackie. Fotografia 1985-2007, wyd. Universitas, Kraków 2008 -- 16.00 PLN (pierwsza cena:47,00 PLN)
Andrzej Polec Zapomniani - My Żydzi kresowi, wyd. Bosz, Olszanica 2006 -- 14,50 PLN (pierwsza cena: 79,00 PLN).
Zacznę od pozycji drugiej, której layout, układ oraz tytuł (o tym za chwilę) skutecznie powstrzymywały mnie od jej kupna. Chyba jakieś 2 lata temu Andrzej Polec napisał do mnie maila ze wstępną propozycją zrobienia układu nowego albumu (miał być wydany za granicą, ale jak widzę na jego stronie www.shtetl.info, nic z tego nie wyszło). Nic nie wyszło też w końcu z naszej współpracy, ale przy okazji spotkania w warszawskim domu autora Zapomnianych, miałem okazję zobaczyć większą porcję materiału z terenów Białorusi i Ukrainy, rejestrowanego od końcówki lat 80. - naprawdę rewelacyjne zdjęcia i idealnie trafione sytuacje! Tymczasem w albumie wydanym przez Bosza, sposób podania fotografii (trochę mi się to kojarzy z wydawnictwami turystyczno-krajoznawczymi) niemal kompletnie je zabija... I oglądając teraz uważnie zakupioną książkę, zorientowałem się, że ta zagraniczna (i niedoszła) edycja zawierałaby przynajmniej w połowie ten sam materiał. No więc, widać chyba wyraźnie, że sam fotograf nie był z tej publikacji zadowolony. Wróćmy jeszcze do tytułu, w który pojawia się słowo "Żydzi kresowi" i myślę, że pasuje to dość dobrze do "patriotycznego" profilu ficyny z Leska (wystarczy popatrzeć, co zawierają i jak są skonstruowane, wydane ostatnio albumy Adama Bujaka pt. "Hołd smoleński", brrr...). Jednak w przypadku obywateli narodowości żydowskiej z ZSRR, a później Białorusi i Ukrainy, użycie tego przymiotnika (fotograficzne publikacje biorące za temat wschodnie pogranicze dawnej RP, odmieniają słowo "kresy" przez wszystkie możliwe przypadki), prezentuje wyłącznie nasz polski postkolonialny resentyment.
A teraz kilka słów o albumie Elżbiety Lempp, gdzie całkiem wbrew tytułowi, oglądamy nie "krajobrazy", ale głównie portrety polskich poetek/poetów, prozaiczek/prozaików i eseistek/eseistów w liczbie 148 sztuk. Pamiętam jej fotografie z dawnego Tygodnika Powszechnego, wydawanego jeszcze w gazetowym formacie i prezentujące wyłącznie zdjęcia czarno-białe. No więc pod tym względem jej Krajobrazy Literackie niczym nie zaskakują Mimo, że od wydania albumu minęły zaledwie 4 lata, a gros zdjęć wykonano kilkanaście lat temu, fotograficzna konwencja, którą stosuje autorka, sprawia, że jej portrety wyglądają na "starsze", niż mogłaby świadczyć o tym ich metryka. Lektura kilkudziesięciu fotografii oglądanych zdjęcie po zdjęciu, gdzie sytuacja pozowania powtarza się w kilku wariantach, staje się dość nużąca (w tym wszystkim najśmieszniej jest... gdy portretowani pisarze wyglądają zza czegoś nieostrego na pierwszym planie, albo stojąc bokiem/tyłem do fotografki, odwracają w jej kierunku głowy). Książka nie jest wydana zbyt starannie (toporny layout charakterystyczny dla wszystkich wydawnictw Universitasu, pogarsza jeszcze sprawę), a jeżeli traktować ją jako album fotograficzny, to szwankuje trochę (czy też bardzo) sposób przygotowania zdjęć do druku.
Tak, nużące są niesamowicie takie "uduchowione" fotki. A jeszcze lepsze są te wypuszczone w dal spojrzenia naszych mistrzów pióra...
OdpowiedzUsuńPowaga, ciężar...
Wyróżnia się w tym drugim albumie ktoś? Czy wszyscy właśnie tacy jak z hagiografii?
Dal... To dominuje ;)
OdpowiedzUsuńCzy zachodzi jakaś relacja z literacką działalnością portretowanych? Ni chu chu ;) DAL...