w ostatnim, obecnym od wakacji na sklepowych półkach, wydaniu Kwartalnika Fotografia (nr 38). Czyli mój tekst traktujący o zjawisku „starych dokumentalistów” w polskiej fotografii, o czym - nagle to spostrzegłem - nie informowałem na tej stronie. Wspomniany artykuł powstał trzy lata temu i był odczytany, w trakcie sesji naukowej „Wielkie i małe historie
fotografii” w Instytucie Historii Sztuki w Warszawie (4-5.11.2009), którą organizowała Magda Wróblewska. A ponieważ wydanie posesyjnej książki się opóźniało, więc zdecydowałem się na publikację w Fotografii, gdzie referatowi towarzyszy polemiczny tekst autorstwa Wojciecha Zawadzkiego, jednego z głównych bohaterów mojego artykułu. Warto przeczytać też tę polemikę, gdzie Zawadzki zwraca się do mnie konsekwentnie per „Pan Wojciech Wilczyk”, co ma być oczywiście uszczypliwe, ale na płaszczyźnie polemicznej kontrargumentacji jest już znacznie gorzej... Ponieważ pismo jest obecnie w sprzedaży, nie będę tutaj wklejać tekstu w całości, tylko mały fragment, jako zachętę do lektury.
(...) Ten dość powszechny zabieg postarzania
współczesnej tematyki, jaki można zaobserwować w fotograficznym dokumencie z
okolic millenium, jest zapewne spowodowany oddziaływaniem silnego środowiska artystycznego,
wywodzącego się z ruchu fotografii elementarnej, zwłaszcza iż widać też
wyraźnie lokalny charakter tego zjawiska, które ogranicza się w zasadzie do
terenów Polski północno-zachodniej (oraz oczywiście reprezentantów w Paryżu i
New Jersey). Ale to nie wyjaśnia przecież omawianego problemu. Wymienionym wcześniej
przez mnie autorom, trudno odmówić wizualnej wrażliwości, która skłoniła ich
przecież do fotografowania Polski w okolicach milenijnej zmiany. Dlaczego
jednak w momencie konfrontacji ze współczesną rzeczywistością, starali się oni
ubrać ją zazwyczaj w kostium przeszłości? Dlaczego znacznie łatwiej
przychodziło im zanurzenie tematu np. w piktorialnym sosie bułhakowskim, co
paradoksalnie jest częstą przypadłością autorów kojarzonych ze „szkołą
jeleniogórską” (celuje w tym szczególnie Ewa Andrzejewska), niż stanięcie oko w
oko z tematem i rezygnacja z estetycznych
nawyków? Z postawionymi przed chwilą pytaniami wiąże się pierwszorzędna kwestia
„znaczenia” tych fotografii. Czy da się je ułożyć w spójny cykl, przekazujący
nam coś więcej, niż tych kilka komunałów na temat czasu i przemijania, które zwykle
wygłasza się przy okazji oglądania starych zdjęć?
Czy zdjęcia, które wyglądają jakby zrobiono je "wczoraj albo 100 lat temu" to dokument sensu stricto? Pomijając oczywiście stwierdzenie, że każde zdjęcie niezależnie od rodzaju, jest w jakiś sposób dokumentem.
OdpowiedzUsuńTo chyba trochę tak, jakbyś reportaż na temat współczesny napisał staropolszczyzną à la Mikołaj Rej czy Jan Chryzostom Pasek. W ich czasach język jakim się posługiwali był transparentny (oczywiście wtedy też posługiwano się stylizacjami). Więc, żeby dotrzeć do prezentowanego tematu musiałbyś się przedzierać przez słownictwo i archaizujące stylizacje, które same w sobie mogą stać się tematem pisania...
OdpowiedzUsuńInna sprawa to kwestia autorskich intencji. I tu zapewne też ważną rzeczą jest - by użyć pojęcia Andrzeja Saja - "fotogenia", jej zaistnienie, dążenie do wywołania/imitowania takiego stanu.
Właśnie - pracując dalej nad zleceniem - słuchałem XIII Symfonii Szostakowicza, która jest poświęcona ofiarom masakry w Babim Jarze. No i przy moim ogromnym szacunku dla tego kompozytora, muszę stwierdzić, że wywodząca się jakoś od Wagnera symfonika nie bardzo pasuje do tamtej sytuacji (zdecydowanie nie pasuje!), natomiast świetnie się sprawdza w Symfonii VIII, jako rodzaj szyderstwa wymierzonego w Stalina (jak uważają niektórzy komentatorzy są tam "programowe" muzyczne aluzje do czystek z czasów tzw. "jeżowszczyzny"...)
A nawet więcej, bo unikając artefaktów współczesności (vide wywiad z Konopką ad. fotografii z Chin w którym mówi, że celowo unikał np. samochodów).
OdpowiedzUsuńNo właśnie, autorskie intencje, w końcu to one są najważniejsze :-) Czyli subiektywny dokument?
Zawsze jest w jakiejś mierze subiektywny ;)
OdpowiedzUsuńAle porównanie zdjęć Konopki z "Szarego Imperium", do tego, co także tam i w podobnym czasie robili: Kuyas, Kender, Kehun, jest... dość wymowne, by nie powiedzieć miażdżące... Bo jego sposób działania wygląda na bardziej anachroniczny, niż fotografie z archiwum Detroit Publishing Co. sprzed ponad 100 lat.
Z innej beczki, spotkałeś się już z takim terminem, jak "dokument magiczny"?
Dokument nie, ale realizm magiczny tak (w odniesieniu do malarstwa, nie literatury). To nawet pasuje: magia, tajemnica i melancholia w realistycznej otoczce. Ok, nie wikłam się dalej, bo zbyt mało o tym wiem :-)
OdpowiedzUsuńAle miażdżące w stosunku do oczekiwań konkretnego odbiorcy, w końcu nie każdy ma ambicję odkrywać świat współczesny i realny. Dla mnie osobiście największe wrażenie robią zdjęcia Burtynskiego: http://www.ted.com/talks/lang/en/edward_burtynsky_on_manufactured_landscapes.html
No więc, dokument magiczny czy też "dokument magiczny". Usłyszałem to na promocji pewnego albumu... Ale wypowiadająca te słowa, odnosiła się raczej do literackiego realizmu magicznego, a nie malarskiego (obu zresztą nie trawię).
OdpowiedzUsuńA teraz przyszła mi na myśl "Polska Rzeczpospolita Bajkowa". Widziałeś taki projekt? Dwie uczennice Prażmowskiego (Aneta Solak & Marta Zasępa) fotografowały nasz piękny kraj Holgą. Jest tam zresztą trochę fot ze Śląska i tak na to trafiłem.
Burtynsky, wiadomo :) No ale on raczej z tych, co "odkrywają świat współczesny i realny".
Czytałem ten tekst z Fotografii jakiś czas temu siedząc nad Czarną Hańczą i pijąc piwo... aż się moja rodzicielka zapytała z czego tak się śmieję ;)
OdpowiedzUsuńChetnie bym to przeczytal. Jest to gdzies dostepne? Ta polemike Wojtka tez. Chwilowo w latach 84-85 bylem tez czescia fotografii elementarnej i temat mnie bardzo interesuje. W sumie to najbardziej mnie ineteresuje co z tego sie zrobilo.
OdpowiedzUsuńTo jest w Kwartalniku Fotografia, ale nie pamiętam, w którym numerze. Mogę Ci wysłać swój tekst na Fb.
UsuńBardzo chetnie go przeczytam.
UsuńA tak a propos unikania samochodow w fotografii ktora powiedzmy aspiruje do dokumentu, to mialem na ten temat dawno temu ciekawa pogawedke z Andrzejem J. Lechem. To bylo okolo 15 lat temu i Andrzej mial na ten temat bardzo mocno okreslone zdanie. Cos mi sie zdaje ze to bylo jeszcze przed chwilowym zablysnieciem Konopki i jestem prawie pewien ze obaj wspomnieni jeszcze w tych czasach ze soba rozmawiali. Ciekawe czy Bogdan przypakiem nie odgapil tego od Andrzeja tak jak odgapil wiele innych rzeczy od Andrzeja i innych. To niestety przebija prze jego dzielka. Ja w tym nie widze za grosz oryginalnosci.
OdpowiedzUsuńTo 'ubieranie" naszej rzeczywistosci w stare szmatki jest jakims obledem i jakos sie sklada ze zrobila sie z tego maniera. Jeden artysta kiedy cos takiego robi to jest szansa ze jest w tym prawdziwy no i juz tak ma, ale jak jest caly ruch tego typu to chce sie pawia puscic.
Tak samo jak z modnym ostatnio mokrym kolodionem. Do tej pory widzialem moze dwa projekty zrobione w tej na nowo odkrytej technice ktore mialy jakis sens i kontakt z nasza rzeczywistoscia. Reszta to udawanie ze sie cofnelismy o 150 lat i zalujemy ze nie jest tak pieknie na swiecie jak to bylo dawniej.
Jak wiesz, lubię samochody ;))
OdpowiedzUsuńBogdan K. ma w Polsce wcale liczną grupkę akolitów. Którzy z uporem godnym lepszej sprawy powielają patenty "mistrza". Łatwo ich rozpoznać... ;))
Dobrym przykładem tego zjawiska była niedawna wystawa "Obecność wśród nieobecnych" czy też "Nieobecność wśród obecnych", jakoś tak...
Przekreciles troche. To sie nazywalo "Jestem, ale tak jakby mnie nie bylo". Swietna wystawa.
UsuńNic Andrzeju nie przekręciłem, wystawa na pewno się nazywa "Szara nieobecność" ;))
Usuń"Nieobecnosc szarej eminencji"
Usuń