Czyli wywiad, jaki przeprowadziła z nami Lidia Ostałowska, który znalazł się w katalogu wystawy Inne Miasto, a teraz można go także w całości przeczytać na portalu Krytyki Politycznej. Na zachętę wklejam początek tej rozmowy:
Lidia
Ostałowska:
Wystawa Inne Miasto pokazuje Śródmieście Warszawy nieznane.
Wojciech
Wilczyk:
Oglądamy je z wysokiej perspektywy, chociaż nie z lotu ptaka. W XIX wieku tego
typu zdjęcia nazywano widokiem administracyjnym. Perspektywa wysoka, w
przypadku malarstwa nazywana napowietrzną, to także nawiązanie do
XVIII-wiecznej weduty. Podobny typ działania fotograficznego nigdy nie był w
Polsce szczególnie popularny.
Nadal pozytywnie wartościowany jest natomiast
wzorzec stworzony przez grupę fotografów związaną z Janem Bułhakiem. Najpierw
była to, anachroniczna pod względem obrazowania, konwencja piktorializmu.
Później „mistrz Jan” — zainspirowany niemiecką Heimatphotographie — przekształcił ją w rodzimy, etnocentryczny
program „fotografii ojczystej”. Zaczęto wówczas akcentować tzw. narodową
specyfikę pejzażu, a fotografię zaprzęgnięto w służbę idei „Polski
mocarstwowej”.
„Zdjęcia powinny obrazować naszą ziemię
ojczystą i ludzi ją zamieszkujących z najlepszej strony oraz posiadać wartość
artystyczną i piętno narodowe” — pisał wtedy Bułhak.
Elżbieta
Janicka:
Kiedy czyta się w pismach Bułhaka pochwałę „tradycji i rasy” wymierzoną w
„pasożyty przybłędy”, skóra cierpnie. W Innym
Mieście sięgamy do wcześniejszych, pierwotnych funkcji fotografii. Karol
Beyer, pierwszy zawodowy fotograf warszawski, wykonał serię widoków ze
świetlika kopuły kościoła ewangelicko-augsburskiego św. Trójcy, sąsiadującego
dzisiaj z Zachętą. Powstała panorama miasta złożona z 12 zdjęć. Beyer
sfotografował to, co jest, a nie to, co i jak powinno być. W wydanym niedawno
albumie z jego zdjęciami znalazły się tylko dwa widoki z serii. Idea opisania
przestrzeni wyraźnie nadal nie znajduje w Polsce uznania nawet w gronie
specjalistów.
WW: Tym bardziej
doceniamy np. archiwum Detroit Publishing Company pokazujące amerykańskie
miasta na przełomie XIX i XX wieku lub całkiem świeże prace angielskiego
fotografa Johna Daviesa zainteresowanego współczesnymi procesami
urbanistycznymi. Widoki miasta zarejestrowane z wysokiej perspektywy pozwalają
spojrzeć inaczej i zobaczyć więcej niż zdjęcia z poziomu chodnika. Jest to tym
ważniejsze, że operujemy na terenie postrzeganym jako pozbawiony wyrazu,
banalny i opatrzony. Zmiana perspektywy na bardziej zdystansowaną jest kluczowa
w sytuacji, w której przez sposób opisu przestrzeni chcielibyśmy się przyczynić
do zmiany potocznej świadomości.
Dlaczego
pokazujecie dawną Dzielnicę Północną, która stała się terenem getta?
EJ: Chcemy pokazać
centralne usytuowanie obszaru, który Jacek Leociak nazwał „miejscem-po-getcie”.
Takie ujęcie wchodzi w polemikę z przekonaniem, że miejsce Żydów, a później
Zagłady, było w historii Polski marginalne. Postrzegamy Warszawę jako stolicę,
a więc wizytówkę kraju. W tym sensie jest to dla nas przestrzeń reprezentacyjna
i reprezentatywna. Nasz projekt przynosi wizualizację tego, co na wierzchu i co
tkwi w centrum kultury i społeczeństwa, a co kultura i społeczeństwo dotąd
pomijały. Próby leczenia snem i milczeniem nie przyniosły rezultatu. Pora
dokonać bilansu i podjąć konfrontację ze stanem faktycznym.
[JANICKA & WILCZYK INNE MIASTO / OTHER CITY, 17x21cm, 112 str., wstęp Hanny Wróblewskiej, esej Gabrieli Świtek Grunt i horyzont, 30 kolorowych fotografii z opisami, wywiad przeprowadzony z autorami przez Lidię Ostałowską, biogramy, podziekowania oraz mapa getta opracowana przez Roberta Marcinkowskiego - użyczona nam przez Barbarę Engelking i Jacka Leociaka, autorów książki Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście. Wyd. Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 2013]
[JANICKA & WILCZYK INNE MIASTO / OTHER CITY, 17x21cm, 112 str., wstęp Hanny Wróblewskiej, esej Gabrieli Świtek Grunt i horyzont, 30 kolorowych fotografii z opisami, wywiad przeprowadzony z autorami przez Lidię Ostałowską, biogramy, podziekowania oraz mapa getta opracowana przez Roberta Marcinkowskiego - użyczona nam przez Barbarę Engelking i Jacka Leociaka, autorów książki Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście. Wyd. Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 2013]
Hmm, ale po co fotografować to, co jest takim, jakie jest? To, co jest, każdy widzi. Właśnie fotograf innym pokazuje świat na swój własny sposób, przez swój pryzmat. Fotografia jest naznaczona piętnem fotografa. Jest przekształconym przez niego obrazem rzeczywistości. Wtedy oglądający mówi: "aaa, w życiu tak na to bym nie spojrzał" albo "pokazałeś mi inaczej coś, obok czego przechodzę codziennie".
OdpowiedzUsuńNatomiast idea fotografowania "z góry" to bardzo właśnie popularny i wielokrotnie wykorzystywany przez amatorów (cyfrowych) pomysł (np. tu: http://www.martinstavars.com/portfolio/), kompletnie nie nowy, nawet na krajowym gruncie (ok, może nigdy nie będący częścią konkretnego projektu). Nowy na pewno w Waszym profesjonalnym i analogowym (wielkoformatowym) wydaniu. Pomijam tu oczywiście tło całego projektu (getto).
Cóż mogę na to powiedzieć... Kariery to Ty Rafał jako artysta-fotograf raczej nie zrobisz...
OdpowiedzUsuńChyba jakoś dziwnie mnie postrzegasz, myśląc, że w jakimś stopniu do tego dążę. Chyba nigdy bym nie chciał należeć do grona artystów żadnej dziedziny, bo jakoś tak jest, że oni zawsze większą wagę przykładają do treści, niż do formy - dlatego wolę Beatelsów od Dylana, McCartneya od Lennona, czy Gilmoura od Watersa (choć i jedni i drudzy odnieśli sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny).
UsuńZ drugiej strony dziękuję Ci za to mnie podsumowanie, bo nie ma nic lepszego dla twórcy (bo chyba tego określenia mi nie odmówisz?), niż zły prorok.
Trochę mi tylko przykro, że nie uzasadniłeś swojej odpowiedzi, a podsumowałeś mnie jak foto-idiotę.
I'm very sorry, ale sam się tak wystawiasz...
UsuńNo i może pora posłuchać czegoś bardziej... nieprzewidywalnego??
;))