Oglądając kilka dni temu stronę Jeffa Brouwsa (niestety nic nowego na niej nie ma) otwarłem zakładkę events, a tam znalazłem informację o wystawie Car Culture: Art and Automobile w Heckscher Museum w Huntington. A po wejściu na stronę rzeczonej isntytucji natknąłem się pracę na nieznanego mi wcześniej fotografa o nazwisku Thaddeus Holownia.
Thaddeus Holownia, z serii Headligting (1974-1977)
Zaprezentowane na muzealnym portalu zdjęcie wykonane zostało wielkoformatowym aparatem panoramicznym 8x20" (w Ameryce używa się wobec tych urządzeń określenia banquet camera, ponieważ wykorzystywaneo je głównie do robienia zbiorowych fotografii portretowych, chociaż do pejzażu też się świetnie nadają...), którego kasety załadowane zostały... papierowymi negatywami. Wszystko dlatego, że seria ta pomyślana została jako swoisty homage dla Henry Foxa Talbota. Pomyślmy jak taki homidż dla jakiegokolwiek fotografa z pierwszej połowy XIX wieku, wyglądałby w wykonaniu rodzimego autora: rozmokłe kolodiony z obowiązkowymi zaciekami... albo niewyraźne i nieostre papiery solne... albo pinhole naświetlane w kieszeni lub przy pomocy kamery wykonanej z buta... a wszystko w obowiązkowych czarnych ramach...
Thaddeus Holownia, Canning, NS 1988, z serii Station: Irving Architectural Landscapes
No i oglądając stronę Thaddeusa Holowni natrafiłem na interesującą serię o nazwie Station: Irving Architectural Landscapes, która została zreaizowana w latach 1979-2004, także przy pomocy panormaicznej kamery, tyle że 7x17" i na klasycznych negatywach, z których artysta sporządza wyłącznie stykowe odbitki. Tak sobie myślę, że jest to zpewne jakieś pokłosie wystawy New Thopographics, ale co jest fajne w przypadku Holowni, to to, że nie stara się on naśladować któregokolwiek z występujących podczas tamtejszej ekspozycji fotografów, a swój topograficzny zapis robi na własną rękę. Druga istotna kwestia w przypadku tej serii, to czas realizacji cyklu - 25 lat! A biorąc pod uwagę, że projekt ten ma zobrazować efekt franczyzacji krajobrazu przez handlującą paliwami firmę Irving, jest zabiegiem jak najbardziej wskazanym (ale też oczywiście wymagającym sporej cierpliwości).
Thaddeus Holownia, Halifax, NS 1992, z serii Station: Irving Architectural Landscapes
Thaddeus Holownia, Dorchester, NB 1984, z serii Station: Irving Architectural Landscapes
Thaddeus Holownia, Sackville, NS 1996, z serii Station: Irving Architectural Landscapes
I na koniec jeszcze słowo na temat banquet camera 7x17", którą Thaddeus Holownia się posługuje (przy fotografowaniu Paryżą używa także formatu 5x7"). Otóż tak się składa, że bardzo podobne urządzenie, także o rozmiarach kadru 7x17" stosuje od pewnego czasu z powodzeniem Andrzej Jerzy Lech. Nie mam pojęcia, czy ta koincydencja wynika ze znajomości zdjęć kanadyjskiego fotografa, czy też jest dziełem przypadku. Kamera Lecha to obiekt zabytkowy, aparat Holowni (widoczny na filmie) wygląda raczej na niezbyt stare urządzenie, wyposażone we współczesnie produkowaną optykę. Dlaczego o tym piszę? Dlatego bo dla rodzimych krytyków sztuki/fotografii to niezwykle "ważna" informacja... Gdyby posiadali wiedzę na temat istnienia Thaddeusa Holowni oraz jego świetnych zdjęć i gdyby nie za bardzo lubili Andrzeja Jerzego Lecha, to by mu na każdym kroku o istnieniu kanadyjskiego fotografa przypominali (że już Holownia w latach siedemdziesiątych... też panoramicznym aparatem 7x17"... tylko na stykowych odbitkach... etc., etc.).
Thaddeus Holownia, Joggins, NS 1988, z serii Station: Irving Architectural Landscapes
!!!
OdpowiedzUsuńznalazłem taki film: http://www.youtube.com/watch?v=AfMN7DS7m0w
No tak kamera 8x10" to aparat z lat 20. XX w.
OdpowiedzUsuńKurcze, chciałbym zobczyć na żywca te stykowe odbitki...
olać technikalia - prace świetne!
OdpowiedzUsuńTechnikalia ważne, sam wiesz ;))
OdpowiedzUsuńCiekawe gdyby tak zeskanować te negatywy 7x17" i zrobić z nich 2-3 krotnie większe wydruki...
Wojtek. On uzwa Korony z 1920 roku z tego co kiedys wyczytalem. Chodzi o format 7x17. Nie wiem czy to dla Ciebie stary aparat. Dla mnie tak :)
UsuńLech uzywa kamery z poczatkow XX w. Wiec praktycznie to samo.
Nie wiem jakie to moze miec znaczenie vo dla mnie zadne :)
A co do sprzetu... wiadomo... dobra kamera musi byc :)
Pewnie masz rację, ale na tym filmiku kamera wygląda jak bardziej wspóczesna naszym czasom produkcja Wisnera czy Gowlanda. Natomiast szkło do niej dołączone nie jest tak stare, jak ten aparat. Co nie dziwi, bo on przecież pracuje też w kolorze. POZDROWIENIA :)
UsuńTylko wybitnie zaciekli ortodoksi obecnie uzywaja Petzvali bo ich ceny sa niebotyczne, a i efekty slabe w kolorze kak zauwazyles. Wiekszosc uzywa do starych aparatow szkiel z wysokiej półki. Ot, skoro mam juz taka kemere to dlaczego tracic na jakosci.
OdpowiedzUsuńWitam szanownego Autora i pozdrawiam. Od razu na wstępie zaznaczam, że chętnie oglądam dzieła artystów fotografów/fików ale moja wiedza fachowa w tej dziedzinie jest mizerna. Komentuję Pana wpis jedynie dlatego, że nieco zaskoczył mnie fakt kompletnej nieznajomości nazwiska Tadeusza HOŁOWNI (bo to jest jego oryginalne nazwisko...) w polskim światku fotografików. W Kanadzie jest od dziesięcioleci jednym z najwyższych autorytetów w tej dziedzinie, a liczne jego albumy można kupić w każdej chyba księgarni. Urodził się on w Anglii a jego rodzicami byli Polacy. Jego matka - już nie pamiętam czy jako wdowa, czy jako rozwódka (chyba raczej jako wdowa) - wyszła za mąż powtórnie za... innego Hołownię, (SIC!) niespokrewnionego z jej pierwszym mężem. Otóż ten jej drugi mąż - Jerzy Hołownia - czyli ojczym Tadeusza, był (bo umarł w 2005 r. w Ottawie) bratem mojego ojca, Olgierda Hołowni, czyli moim stryjem. Do dziś jestem w stałym kontakcie z bratem przyrodnim Tadeusza H., Mikołajem, czyli urodzonym z tej samej matki, który o ile wiem utrzymuje, chociaż luźne, kontakty z omawianym Taddeusem (Tadeuszem) Holownia (Hołownia). Jako ciekawostkę dodam, że mój stryj był namiętnym kolekcjonerem aparatów fotograficznych, które podziwiałem w jego domu w Ottawie w 2004 roku (miał chyba ponad 200 eksponatów). Mikołaj Hołownia, mój brat stryjeczny też pasjonuje się fotografiką ale na poziomie amatorskim, osiągając podziwu godne rezultaty. Pozdrawiam serdecznie, Andrzej Hołownia, Warszawa
OdpowiedzUsuńWitam Serdecznie, no niestety tak jest, że Tadeusz Hołownia nie jest tutaj specjalnie znany... Co dziwi oczywiście. Ja sam trafiłem na jego prace czysto przypadkowo, a po zaznajomieniu się z nimi, tym bardziej jestem zdziwiony wspomnianą sytuacją. No ale też autor nie miał (chyba?) żadnych pokazów w Polsce. Dzięki za sygnał i POZDRAWIAM :)
Usuń