Ponieważ Gilead (w wersji trumpowskiej lub putinowskiej)
zmierza do nas ogromnymi krokami, postanowiłem odrobić zaległości czytelnicze i
nabyłem droga kupna Pamiętnik podręcznej Margaret Atwood. Wiem, wiem, że
był (jest) serial, pięciu sezonów się dorobił, z czego ten pierwszy, w miarę
wierny książce ma być najlepszy (czego nie mogę potwierdzić, ponieważ nie
cierpię seriali, więc nie oglądałem). Sama Opowieść to dobra, sprawnie
napisana proza, zaś dystopijne postaci i sytuacje jako żywo przypominają ludzi
oraz działania rodzimej i amerykańskiej altprawicy, która zresztą (ta druga) była
inspiracją do napisania dzieła. Siła rozpędu kupiłem też i przeczytałem Testamenty,
które są rodzajem sequelu Opowieści podręcznej, jednak w już połowie
książki wiedziałem, że opowiadana tam historia przyrodnich sióstr (ich matką
jest z June/Freda/Josepha z Opowieści) zakończy się hollywoodzkim
happyendem. Być może Atwood pisała tę powieść mając na względzie przyszłe jej
zekranizowanie, do czego szczęśliwie nie doszło… Śmieszne i straszne zarazem (nawiązanie do rosyjskiego suchara nieprzypadkowe) jest czytanie wpisów byłych znajomych w social mediach, którzy nieświadomie
powielają ideologiczne schematy z dystopii Atwood.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.