Po mniej więcej rocznej przerwie, wylądowałem dziś rano w katowickiej dzielnicy Załęże. I chociaż 12 miesięcy nie jest jakimś porażającym dystansem czasowym, to jednak wygląd tego miejsca uległ istotnym zmianom. Przybyło w znacznej ilości kibicowskich graffiti, a ściślej rzecz ujmując - napisów o takiej treści. Ulica Pokoju to w Załężu enklawa zwolenników Ruchu Chorzów, więc niemal na każdym kroku można na murach zobaczyć nazwę tego klubu z charakterystycznie wykrojonym R.
Do Załęża czuję silny sentyment, ponieważ ponad 11 lat temu, konkretnie we wrześniu 1999, zrobiłem tam zdjęcie, które znalazło się potem na okładce „Czarno-Białego Śląska”. Wracałem wówczas z nieistniejącej już uliczki, której nazwy nie pamiętam (wypadała w miejscu, gdzie obecnie stoi stacja benzynowa, tuż obok masywnej estakady Drogowej Trasy Średnicowej), wtedy zamieszkałej przez Romów i właśnie wyburzanej. Po przekroczeniu ulicy Feliksa Bocheńskiego (wtedy jednopasmowej) wszedłem między rząd domów (wkrótce rozebranych) i zobaczyłem z oddali dziewczynkę, która spinała się po ceglanym murze familoka. Ujrzawszy tę niewiarygodnie wyglądającą scenę, rzuciłem się pędem w tamtym kierunku, żeby jej nie stracić i zrobić zdjęcie. Na całe szczęście nie trzeba było zmieniać filmu, przytknąłem wizjer hasselblada (prawdę mówiąc, był to toporny plastikowy pryzmat od kieva 88, którego wówczas używałem, ponieważ pasował do hassiego), zmierzyłem szybko świtało i naświetliłem z rozpędu kilka klatek, chociaż właściwe tylko ta pierwsza do czegoś mogła się nadawać, ponieważ stojące obok dzieci zaczęły się śmiać i krzyczeć: kamerujo, kemerujo, a dziewczynka odwróciła głowę i zobaczywszy fotografa, zeskoczyła z muru.
Kilka przecznic dalej na Załężu, np. przy Jana Wyplera kibicują drużynie GKS Katowice. Widać to bardzo wyraźnie i całkiem dosłownie, ponieważ każdy praktycznie dom obsmarowany jest napisami o treści KURWY, z tym że charakterystyczne ruchowskie R jest w tym słowie pisane do góry nogami (w stosunku do sytuacji sprzed 12 miesięcy, ilość graffiti wzrosła jak chiński produkt krajowy brutto). I nie wiem, czy zawsze tak było, bo 10 lat temu, zarejestrowałem tam, tzn. właśnie na ulicy Wyplera, następujący kadr, który świadczyć może o sympatii dla drużyny z Chorzowa? Widoczny nad nazwą klubu hakenkreuz, to dość często spotykany symbol w przypadku zwolenników (nazywających siebie psychofanami) tego zespołu… No, chyba że jest to rodzaj pewnego „dialogu” między fanami footballu? Fotografia poniższa znalazła się w książce „Kapitał”, w sąsiedztwie wierszy Krzysztofa Jaworskiego. Chciałem ją też dać do albumu „Czarno-Biały Śląsk, jako „typowe zdjęcie z regionu”, lecz Jan Michalski - wydawca i redaktor wspomnianej książki, stanowczo zaprotestował (nota bene Załęże, to jego Heimat, ponieważ jako dziecko mieszkał z rodziną w jednym z tych nieistniejących już familoków przy ulicy Bocheńskiego).
I teraz, podczas tej mojej porannej wizyty w Załężu, ale nie tylko tam, także na Zawodziu i w Chorzowie-Batorym (w części funkcjonującej pod nazwą Biadacz), zdałem sobie sprawę z postępującego w błyskawicznym tempie procesu degradacji tych dzielnic. Który właściwie nazwać by można najtrafniej ich „fawelizacją”. I trudno się tutaj nie zgodzić z działaczami nowej lewicy, że jest to efekt neoliberalnej polityki ostatnich lat.
Zdjęcie z dziewczynką od dziś ma (kolejnego,jak przypuszczam) fana :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
fankę też ma:)
OdpowiedzUsuńgenialne zdjęcia!
Zdjęcie z dziewczynką zatrzymało mój wzrok na dłużej. Zazdroszczę ujęcia ;-)
OdpowiedzUsuń:)))
OdpowiedzUsuńNa Biadaczu zaskakujące jest to, że większość tych zapuszczonych kamienic ma prywatnych właścicieli i ludziska teraz nie zawsze chętnie widzą tam "kamerujących". Znacznie częściej można tam teraz usłyszeć zapytanie o pozwolenie na zdjęcia! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA wiesz może skąd i od kiedy ta nazwa? Jak tam byłem pierwszy raz, jakoś w 1993, to zobaczyłem ją właśnie na murze vis a vis hal Huty Batory. POZDROWIENIA
OdpowiedzUsuńSpytałem teściowej, bo tam wiele lat mieszkała, ale nie wie. W jednym z wątków na forum sympatyków Chorzowa pisze jedynie "Biadacz to nazwa zwyczajowa: nie funkcjonuje w urzędowych dokumentach. W obrębie dzielnicy znajdują się między innymi ulice: Kołłątaja, Zawiszy Czarnego, Leśna czy Wieniawskiego". Podrążę jeszcze temat może coś się wyjaśni:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z tych nazw zwyczajowych, to oprócz rzeczonego "Biadacza", najbardziej lubię następując: "Korea" (Nikiszowiec), "Florida" (Zawodzie), "Kansas" (Załęże) i "Cwajka" (Chorzów II). POZDRO!
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam to lokalne nazewnictwo. W Katowicach jest jeszcze "Pekin" (Bogucice) o którym Dagmara Drzyzga nakręciła świetny dokument w 2008 roku. A najbliższe mi to "Nojbau" (cz. Giszowca) "Podgruba" (cz. Janowa) oraz "Zing-Zing" to już kompletnie zapomniany fragment Janowa :)
OdpowiedzUsuńPozdro
na drugim zdieciu to ulica LISA! a nie wyplera:P
OdpowiedzUsuńZaraz sprawdzę :)
OdpowiedzUsuńFakt, zaraz poprawię.
OdpowiedzUsuń