Hans Magnus Enzensberger
Pieśń siedemnasta
Toniemy bezgłośnie. Woda, spokojnie jak w wannie,
stoi na jasno oświetlonych dziedzińcach palmowych,
w salach tenisowych, we foyer, odbija się w lustrach.
Żadnej kłótni, żadnej wymiany słów. Dialogi półgłosem.
Proszę, pan pierwszy. Pozdrów dzieci. Tylko się nie przezięb.
W łodziach słychać nawet skrzypienie lin i widać , że z płetwy
sterowej, która jakby w zwolnionym tempie wynurza się
z morza, fosforyzujące krople z powrotem opadają w morze.
Dopiero na samym końcu - ciemny kadłub wznosi się już
pionowo z otchłani jak absurdalna wieża,
na statku zgasły światła, nikt nie patrzy na zegarek -
niesłychany dźwięk rozbija szklany spokój:
„To było stęknięcie, nie to był charkot, grzmot,
seria strasznych uderzeń, jakby do piwnicy wrzucano
jakieś przedmioty, ważące tony, w otchłań,
a te rzeczy, niewyobrażalnie ciężkie, spadając rozbijały
wszystko. Takiego dźwięku nie słyszał dotąd
nikt, i każdy z nas ma nadzieję, że do końca życia
nic podobnego nie usłyszy.‟ Od tej właśnie chwili
statku już nie było. Potem, zaczęły się krzyki.
[Z tomu Zagłada Titanica w przekładzie Grzegorza Prokopa, wiersz ze s. 16.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.