wtorek, 24 listopada 2015

Topografia Warty - "808,2 km" Waldemara Śliwczyńskiego

Album 808,2 km Waldemara Śliwczyńskiego (właściwie są to dwie książeczki, ale o tym za chwilę) nie jest zbyt duży. Publikacja ma rozmiary 20,5x15,5cm zaś zamieszczone w środku zdjęcia 17,5x12,5cm. Wszystkie fotografie zostały wykonane z zastosowaniem obiektywu 210mm, który podpięty był do drewnianej kamery wielkoformatowej Wisnera o wielkości kadru 5x7”, więc reprodukowane w albumie zdjęcia pojawiają się tam w skali 1:1 względem rozmiaru negatywu. Skąd tak dokładne informacje? Jak już wspomniałem, rzeczone wydawnictwo składa się z dwóch części, pierwsza to klasyczny album zawierający czarnobiałe zdjęcia, druga to rodzaj dziennika pracy nad projektem, a czasem gawędy, podczas której Waldemar Śliwczyński opowiada o swoich doświadczeniach z techniką analogową (biorąc pod uwagę obecną dominację technologii cyfrowej w fotografii, diariusz ten zaciekawi z pewnością sporą grupę czytelników).

Tematem projektu 808,2 km jest rzeka Warta, zaś inspiracją do jego podjęcia – jak otwarcie wyznaje sam Śliwczyński – był kontakt z albumem ODRA_RHEIN_ODER_REN André Köhlera. Bardzo dobra i ciekawa książka Köhlera, będąca fotograficzną monografią Odry i Renu przeszła u nas właściwie bez echa, chociaż zdjęcia były prezentowane w 2011 roku we wrocławskiej Galerii Entropia. O istnieniu tego wydawnictwa dowiedziałem się z bloga Mateusza Palki, więc niezwłocznie ściągnąłem tę publikację (oczywiście przepłacając, bo za niespełna rok zobaczyłem ją w berlińskiej księgarni z soldami Langer Blomqvist za jedyne 9,99 €). Wędrując wzdłuż Odry i Renu z wielkoformatową kamerą 8x10”, André Köhler celował w motywy o dużym potencjale wizualnej atrakcyjności. W przypadku obszarów nad pierwszą z wymienionych rzek, które przed 1945 rokiem nie znajdowały się w granicach państwa polskiego, Köhler wybierał lokalizacje ewidentnie związane z niemiecką przeszłością tych terenów, jednak bez resentymentów czy nostalgizowania, ewidentnie nawiązując do wizualnych tradycji Neue Sachlichkeit. Podobnie jak w przypadku 808,2 km Śliwczyńskiego, fotografie reprodukowane w albumie ODRA_RHEIN_ODER_REN mają π razy oko rozmiary użytych negatywów.

Pracując nad monografią Warty Waldemar Śliwczyński nie skopiował metody działania André Köhlera. Owszem inspiracją był sam pomysł podążania wzdłuż biegu rzeki i robienia zdjęć, natomiast zarejestrowany przez mieszkającego we Wrześni autora materiał jest zupełnie inny. Śliwczyński zawsze podkreśla, że kontakt z zdjęciami Bogdana Konopki, Andrzeja Jerzego Lecha czy fotografów kojarzonych ze szkołą jeleniogórską, był dla niego ważnym doświadczeniem kształtującym własny sposób fotografowania. I faktycznie jego wczesne prace noszą znamię wymienionych wcześniej autorów, jednak już w przypadku Topografiiciszy dochodzi do wyraźnej transgresji względem kadrów w czarnej negatywowej ramce, reprodukowanych wyłącznie w postaci stykowych kopi. Topograficzny zapis Śliwczyńskiego poświęcony budynkom dawnych rezydencji ziemiańskich w Wielkopolsce, to w przemyślany sposób sporządzona monografia zjawiska, które zaprezentowano z dbałością atrakcyjność wizualną kadrów, jednak to nie kwestia ich estetyki jest tutaj istotna, lecz zarejestrowany proces spoleczno-historyczny.

Przystępując do fotografowania Warty Waldemar Śliwczyński myślał początkowo o tworzeniu panoram, które byłyby elektronicznie zmontowane z zarejestrowanych w czysto analogowy sposób kadrów. Oczywiście można by użyć średnioformatowej kamery panoramicznej, np. Linhofa Technoramy 617, Fuji G617 czy chińskiego Fotomana 617, ale aparaty te są absurdalnie drogie, a i też uzyskiwane dzięki nim obrazy nie bardzo dają się powiększać do dużych rozmiarów. Pierwsze próby składania panoram pokazały jednak, że elementy na krawędziach kadru nie schodzą się idealnie. Po kilku mało owocnych próbach stowrzenia takich składanek (Śliwczyński opisywał te zmagania na swoim blogu), autor 808,2 km wybrał metodę najprostszą i zarazem najbardziej skuteczną. Polegała ona po prostu na wykonywaniu dwóch lub trzech ujęć, z każdorazowym obrotem kamery na statywie o ten sam kąt. Zarejestrowane w ten sposób kadry prezentowane są obok siebie w ciągu odzwierciedlającym układ krajobrazu (podobny sposób działania znajdziemy np. w cyklu Discarded Landscape Jeffa Brouwsa).

Takich panoramicznych ujęć składających się z dwóch lub trzech kadrów jest w albumie Waldemara Śliwczyńskiego aż czterdzieści pięć. Ogląda się je świetnie, mimo że w omawianej monografii rzeki Warty brakuje raczej motywów o jakimś spektakularnym wyglądzie. Można by wręcz powiedzieć, że Śliwczyński z premedytacją wybiera lokalizacje dość przeciętne (oczywiście sam charakter nadrzecznych pejzaży znad Warty daje takie możliwości), a w przypadku większych miast unika wizualnych przejawów wielkomiejskości. Konsekwentny banalizm tego zapisu  przywiódł mi na myśl panoramiczne zdjęcia Ivana Lutterera, który w drugiej połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku fotografował realia Czechosłowacji, używając archaicznej kamery panoramicznej typu swing lens Kodaka. Lutterer realizując w latach 1985-89 swój zapis, który miał być wedle słów autora obrazować „czeskie tao”, postępował znowuż podobnie jak fotografowie pokazani w 1975 roku na słynnej wystawie New Topographics: Photographs of a Man-Altered Landscape.

Wspomniana ekspozycja z George Eastman House w Rochester, kuratorowana przez Williama Jenkinsa, była właściwie rodzajem eksperymentu o cechach prowokacji. Eksponowane na wystawie prace o stylistyce zredukowanej do maksymalnego weryzmu, prezentowały takie przejawy amerykańskiego krajobrazu, w przypadku których z powodzeniem można by mówić – pożyczając od Marca Augé ten termin – o „nie-miejscach”. Wystawa nowych topografów wywarła duży wpływ na amerykańskich (i nie tylko) fotografów, podejmujących tematykę krajobrazową. Trwająca do tej pory żywa recepcja ekspozycji z George Eastman House sprawiała, że znacznemu rozszerzeniu uległ zestaw rejestrowanych motwów i lokalizacji, których w przeciwieństwie do wcześniejszej galeryjnej fotografii pejzażowej, nie poddaje się estetyzującym zabiegom (a jeżeli już to w mocno zredukowanym wymiarze).

Sporządzenie monograficznej rejestracji, której tematem byłaby rzeka, obserwowana od źródeł aż do ujścia, to temat w miarę regularnie (choć znowu nie aż tak często) podejmowany w fotografii. Na gruncie polskim jednak takich przedsięwzięć brak, jeżeli wyłączymy wydawane w czasach PRL-u propagandowe albumy utrzymane w womitalnej stylistyce „fotografii ojczystej”. Przedsięwzięcie Waldemara Śliwczyńskiego można więc uznać za prekursorskie, ale także - czy może przede wszystkim – dzięki  konsekwentnie zastosowanym metodom rejestracji o topograficznych właściwościach. Wędrując wzdłuż Warty i fotografując nadrzeczne krajobrazy Waldemar Śliwczyński sporządził niezwykły katalog… banalnych miejsc. Jego surowy, werystyczny zapis wciąga jednak czytelnika do oglądania albumu 808,2 km już od pierwszej składanej panoramy. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ kadry Śliwczyńskiego, mimo że prezentują często tzw. miejsca bez właściwości, skonstruowane są w przemyślany i atrakcyjny dla oczu widza sposób.


Jedna z moich ulubionych panoram z albumu 808,2 km, miejscowość Sławsk.

14 komentarzy:

  1. Powiem szczerze, że szalenie jestem ciekaw tej książki, wcześniejsza "Topografia ciszy" jakoś nie zdołała mnie do siebie przekonać. W tym przypadku, jestem pełen nadziei, zwłaszcza po takiej recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie polecam. Bardzo dobra książka!
    No i same zdjęcia! Jest co oglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję, Wojtku!
    Gdyby ktoś chciał zamówić książkę, to proszę pisać na adres z.kaczmarek@wrzesnia.info.pl. Cena - 90 zł + koszty wysyłki. Jest też kalendarz 13-kartkowy - 30 zł.
    Nakład książki jest znikomy - 200 egz.
    Aha - ta miejscowość to Sławsk (między Goliną a Lądem nad Wartą), mam też wersję 3-elementową. Gdy fotografowałem Kropek wybrudził się jakimś okropnym olejem i wylądował u weterynarza...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zamówiona!
    Mam drobną obawy o format książki... ale zobaczę na żywo i się przekonam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się tego trochę obawiałem, ale format daje radę. Sam zobaczysz, zwłaszcza, że to sa jednak głównie te składane ujęcia panoramiczne.
      Inna rzecz, jaka mnie tutaj niepokoi czy też zasmuca, to nakład... 200 szt.
      Oczywiście rozumiem realia tego kraju... Ale ich KU*WA nie akceptuję!

      Usuń
    2. Wojtku! znowu chcesz zacząć temat nakładów książek fotograficznych?
      Dziesiątki tysięcy sprzedanych aparatów każdego roku... tysiące odwiedzających wystawy... a nakłady książek to zazwyczaj 300 sztuk. Jeśli ktoś wyda 1000 to sprzedaje to przez kilka lat...
      Z drugiej strony to zajebiście bo mam czas zebrać kasę i kupić to co mnie interesuje zanim się wyprzeda.

      Usuń
    3. Myślałem właśnie o takim wpisie. :)
      Świetna "Topografia ciszy" miała nakład 350 i chyba nadal można ją kupić.
      Próbowałem zainteresować tym albumem pismo Herito, które niejako z definicji powinno sprokurować jakieś jego omówienie, ale bezskutecznie. Sam nie mogłem o tej książce pisać, bo jestem autorem jednego z tekstów komentujących...
      Wszystko to trochę smutne.

      Usuń
  5. Ja już się pogodziłem z „istniejącym stanem rzeczy”, tzn. z tym, że prawie nikt w naszym kraju nie kupuje książek i albumów fotograficznych. Po prostu tak jest. I koniec. Przed drukiem „808,2 km” zrobiłem akcję marketingową: wysłałem ofertę dofinansowania książki do wszystkich urzędów gmin, powiatów i województw (wojewodów i marszałków), chciałem 5000 zł w zamian za: 15 książek + skan wysokiej rozdzielczości jednej fotografii z ich miejscowości (składającej się czasem z 3 elementów) z pełnią praw do wykorzystania w druku, w internecie + 100 plakatów A2 autorskich, numerowanych i sygnowanych. W książce, na wszystkich wystawach i wszystkich stronach internetowych, gdzie prezentowany będzie zestaw, miał być stosowny wpis o dawcy dofinansowania. Zaproponowałem też - za dodatkowe pieniądze (zwrot kosztów) - wystawę i spotkanie autorskie. Oferta była wysłana tradycyjną pocztą, w pięknych czarnych kopertach A4, bo mejl mógłby trafić po prostu do spamu. Zaproponowałem też korzystne płatności - nawet po nowym roku, kiedy będą mieli nowe budżety. Jaka była reakcja? Mniej więcej 1/3 adresatów odpowiedziała, przeważnie mejlowo, choć nie tylko: wszyscy odmownie. Uzasadnienia - jeśli były - to były w stylu: dziękujemy, ale mamy już książki, którymi się promujemy, albo: promujemy się w inny sposób. Parę dni temu starostwo ze Środy Wlkp. zamówiło 1 egz.
    Świetnie, że „Niewinne oko nie istnieje” sprzedało się tak dobrze, że musiał być dodruk... To ewenement na skalę krajową.
    Sorry, taki mamy klimat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Niewinnego oka" sprzedałoby się więcej, ale nie mieliśmy szczęścia do współwydawców, tzn. Atlas Sztuki nie miał, bo to galeria finansowała publikację. A teraz już nie będzie wznowień (bo i po co...). Łączny nakład i tak nie przekroczył 2000 sztuk...
      "Czarno-Biały Śląsk" wyszedł w 2004 w iości 500 egzemplarzy i sprzedawał się w księgarni ówczesnego GCK chyba do 2011-12 roku, z tym że książka nie była dystrybuowana w księgarniach. Galeria Zderzak - będąca współwydawcą albumu - opyliła swoją część nakładu znacznie szybciej ;))

      Usuń
    2. Panie Waldemarze, nie odbierałbym tego osobiście. Praktycznie codziennie chodzę do urzędów po różnego rodzaju dane i po wielu rozmowach mogę śmiało powiedzieć, że jeśli na biurko trafia nowa(nawet jeśli bardzo ciekawa) oferta to i tak traktowana jest jako dodatkowy obowiązek, za który nikt urzędnikowi nie podziękuje, a na 100% rozliczy z zasadności wydanych pieniędzy.
      "Sorry, taki mamy urząd"

      Dziwi mnie tylko to, że nie wszystkie urzędy odpowiedziały. Mają przecież obowiązek odpowiedzieć w ciągu 30 dni na każde pismo(reguluje to chyba KPA)... ale to już temat na inną rozmowę.

      Usuń
    3. Tak, jak napisałem wyżej: już się nie przejmuję, już niczego nie oczekuję. Jak nie możesz czegoś zmienić, to pokochaj, albo... zapomnij o tym. Uprawiam swoją fotografię dla siebie i dla paru osób. Wystarczy...

      Usuń
    4. Nic nowego do tematu nie wniosę. Próbując pozyskać fundusze na wydanie książki o Bałutach zebrałem bazę maili firm mających siedziby w tej dzielnicy. Minimalna kwota jaką można było wesprzeć książkę to było tylko 30 zł (!!!), można było oczywiście więcej, i w zamian tę książkę przyniósłbym osobiście. Wysłałem kilkaset maili i nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, nawet odmownej.

      Usuń
  6. http://www.polskieradio.pl/9/209/Artykul/1550313,8082-km-czyli-portret-tajemniczej-Warty

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.