Było i było. Trzy lata temu pojechaliśmy w lipcu na wakacje do Szwecji. Zaprosiła nas Joanna Helander do swojego letniego domu w Kungsviken. Świetnie czułem się w tym miejscu. Nie tylko w samym Kungsviken, ale w ogóle na wybrzeżu w regione Västra Götaland. Chiałbym wrócić kiedyś w te tejony, ale nie widamo, czy w ogóle to nastąpi...
Västra Götaland, szczególnie w trójkącie Borås, Herrljunga, Alingsås to moje miejsce na tym globie. Kilka (tysięcy) kilometrów, po Szwecji przejechałem rowerem. Szwedzi mają poczucie estetyki na poziomie absolutnie nieosiągalnym w Polsce. W całokształcie wspomaga ich fenomenalna przyroda nieokraszona betonowymi chodnikami, sztucznymi altankami i brakiem jakiejkolwiek spójności, jakiej u nas pełno. Do tego dochodzi niewielka gęstość zaludnienia, dzięki której można pojechać w miejsce, które w Polsce byłoby obleganą atrakcją turystyczną z zapleczem gastro, postawionymi dinozaurami, wielkim żółtym banerem z czerwonymi napisami przy wejściu i mieć to miejsce tylko dla siebie przez cały dzień (bez tych przykrych dodatków, które wymieniłem). I nie mają tam Kaczyńskiego!
OdpowiedzUsuńW 2019 jeździłem też na rowerze po okolicy. Te krótkie i strome podjazdy potrafią być mordercze, no ale to co się widzi przy okazji jazdy, to nagroda za zmęczenie. Kaczyńskiego możemy się pozbyć już na wiosnę, bo katoendecy z PiS długo nie pociągną (I hope so!).
UsuńTak podjazdy potrafią wykończyć. Gdy robiłem trasy MTB to po całym dniu i przejechanych osiemdziesięciu kilometrach, nogi musiałem kurować przed dwa trzy dni. Jednego dnia wyszedłem na asfalt i po 146 km w 7 godzin, następnego dnia mogłem normalnie chodzić. Ja nie jestem pewny czy uda się go pozbyć. Oby!
UsuńJa jeździłem na gravelu, opisana w jednym z tekstów wyprawa do Gullholmen naprawdę miała miejsce na rowerze ;) Niestety powrót do Kungsviken odbywał się przeważnie pod górę.
UsuńPozbędziemy się gnoma żoliborskiego, nie mam co do tego wątpliwości :)
Szwecja jest chyba jedynym krajem, po którym mógłbym jeździć na gravelu lub, idąc dalej, kolarzówce. Ta ostatnia wymagałaby uważniejszego planowania tras, więc myślę raczej o gravelu. To dlatego, że jeździ tam niewiele samochodów, a gdy już jakiś się pojawi, to kierowca faktycznie ma mózg zamiast betonu. Wiele razy czułem się dość dziwnie, gdy kierowca, mając całkiem niezłą widoczność, wlókł się za mną kilkaset metrów, aż widoczność będzie idealna. Rzadko spotykałem odstępstwa od tej reguły.
UsuńPrzyznam, że jako jeżdżący głównie na FatBike lubię podjazdy. Po kamieniach, korzeniach, błocie. Nie tylko, dlatego, że jest to wyzwanie, ale MTB pozwala mi zajechać w miejsca, gdzie, potem można dotrzeć jedynie pieszo, ale jednego dnia zobaczyć ich o wiele więcej niż chodząc. To główny powód zakupu grubasa. Po ustawieniu ciśnienia na ok. 1.2 bar przyczepność jest fenomenalna!
Kaczyński... Pozbędziemy się go? Ok, wchodzę w to!
Tak się zastanawiam teraz, czy nie zmienić w moim gravelu kierownicy z rogami na zwykłą? Fajnie mi się na nim jeździ po mieście, znacznie wygodniej niż na MTB.
OdpowiedzUsuńCiężko ocenić. Osobiście nie przepadam za rogami. Nie mam ich też w rowerze turystycznym. Gdybym miał coś doradzić to: zmienić, obserwować ;)
Usuń