środa, 25 maja 2011
wtorek, 24 maja 2011
Henryk Poddębski, Pińsk, Kolegium Jezuitów – widok znad Piny
Zdjęcie nie jest zbyt duże, niestety tylko takie znalazłem w sieci, a to reprodukowane w albumie „Kresy w fotografii Henryka Poddębskiego” pojawia się jest na dwóch stronach rozkładówki i nie wejdzie mi do skanera. Szkoda, bo fotografia świetna, absolutnie trafiona i zjawiskowa. I właśnie na nią trafiłem najpierw, kiedy w rok mniej więcej temu otwarłem rzeczoną książkę księgarni na Palcu Bankowym w Warszawie. Henryk Poddębski nie jest dziś autorem specjalnie znanym ani cenionym, a szkoda bo jeśli porównać jego zdjęcia do tego, co wychodziło spod ręki „fotografów ojczystych” z Janem Bułhakiem na czele, to widać sporą i wcale nie subtelną różnicę. Wspomniany album, wydany przez lubelską agencję reklamową Ad Rem, liczy 306 stron (co ciekawe, książka nie ma paginacji…), na których zamieszczono 214 fotografii oraz teksty opisujące krainy geograficzne II Rzeczpospolitej, sfotografowane przez Poddębskiego.
Publikacja jest wydana starannie, profesjonalnie zeskanowane i opracowane fotografie, pojawiają się w różnych odcieniach sepii na matowej kredzie 150 g/m2. Leszek Dudlik i Waldemar Golec, autorzy koncepcji albumu oraz wyboru fotografii, piszą, że są one wyrazem najwyższych osiągnięć fotografii krajobrazowej, obdarzając przy tej okazji autora zdjęć ze wschodniego pogranicza II RP nieszczęsnym mianem „fotografika”… Doceniając ich pracę przy powstaniu tej książki, nie sposób jednak poczynić kilku krytycznych uwag. Szkoda, że ta pierwsza albumowa publikacja, tak fenomenalnego fotografa, jakim był Henryk Poddębski podlana jest jednak nazbyt obficie sosem nostalgiczno-kresowym. Zupełnie niepotrzebnie! Niepotrzebnie też fotografie układano według klucza geograficznego (akurat w mało ciekawych sekwencjach ze Lwowa i Wilna sporo zdjęć można było sobie darować), a nie ze względu na atrakcyjność wizualną, jaką prezentują.
Wyobraźmy sobie więc książkę z fotografiami Henryka Poddębskiego wydrukowanym na tej samej kredzie mat, lecz w regularnych duotonach (najlepiej z Pantonem Warm Gray 8 – a nie w tej pocztówkowej pseudosepii), które owszem ułożone są według porządku krain geograficznych, lecz priorytetem ich doboru jest wymieniony przeze mnie wcześniej parametr czysto fotograficznej atrakcyjności oraz oczywiście jakości. Wyobraźmy sobie album, gdzie opisy terytoriów II RP w mniej sielankowy sposób prezentują polską obecność na tamtej ziemi i pozwalają przemawiać samym zdjęciom, zwłaszcza, że tak jak słusznie zauważają autorzy albumu Henryk Poddębski nie miał żadnych uprzedzeń narodowościowych, religijnych czy społecznych. Fascynowało go bogactwo kultur i obyczajów, niepowtarzalny charakter życia jednostek i całych zbiorowości.
Poddębski był fenomenalnym dokumentalistą, który z trudem mieści się w przyciasnym ubranku „polskiego fotografa krajoznawczego” (choć oczywiście zlecenia o takim charakterze wykonywał). Szkoda, że podczas pracy nad formą i zawartością omawianej książki, nie wzięto tego pod uwagę, ponieważ jak mało kto z rodzimych autorów zdjęć działających przed 1939 rokiem, zasługuje on na fotograficzny album z prawdziwego zdarzenia.
niedziela, 22 maja 2011
Wyjechałam, wyjechałem z Polski, bo…
To rewelacyjny dwuekranowy film Krystyny Piotrowskiej (wolę określenie film, od terminu „wideoinstalacja”), który od deski do deski oglądnąłem dzisiaj na wystawie „Historia w sztuce” w otwartym tydzień temu MOCAK-u. Wystawa jak wystawa, pokazywany zestaw prac, ani kuratorka koncepcja, jakoś specjalnie mnie nie powaliły, z wyjątkiem jednak dwóch artystycznych przedsięwzięć o mocno dokumentalnym charakterze.
Kadry z filmu Krystyny Piotrowskiej, Wyjechałam, wyjechałem z Polski, bo...
Film Piotrowskiej ma prostą konstrukcję. Pokazywani w konsekwentnie ciasnym kadrze polscy Żydzi, których po marcu 1968 zmuszono de emigracji, rozwijają tytułowe zdanie. Najpierw po polsku na ekranie po lewej stronie, następnie w języku kraju, do którego wyemigrowali, na ekranie po lewej. Coś niesamowitego! Po zobaczeniu pierwszej wypowiedzi usiadłem z wrażenia, a potem przez 35 minut, siedziałem, patrzyłem i słuchałem. Galeria niezwykłych fizjonomii i przegląd różnego rodzaju argumentacji. Nie będę ich tu przytaczał, ponieważ myślę, że trzeba oglądnąć wszystkie wybrane przez autorkę wypowiedzi, jakkolwiek treści łatwo się domyślić…
Omawiany projekt Krystyny Piotrowskiej pojawił się po raz pierwszy na jej wystawie w Zachęcie w 2008 zatytułowanej „Dokumenty podróży” (w 40 rocznicę marca 1968). Ponieważ jednak nie widziałem tamtej ekspozycji, a w stopce filmu pokazywanego w MOCAK-u pojawia się data 2010, można przypuszczać (?), że produkt finalny różni się trochę od tego z „Dokumentów”.
Mirosław Bałka, Audi HBE F114
„Audi HBE F114” to wideoistalacja Mirosława Bałki, na którą składa się sekwencja stopklatek wyciętych z telewizyjnej relacji, przedstawiającej wizytę Benedykta XVI w Auschwitz w 2006. Jest to moment przejazdu opancerzonej limuzyny z głową kościoła katolickiego przez obozową drogę wewnętrzną (konkretnie obozu Auschwitz I) cały czas w ciasnym kordonie ochroniarzy. Praca Bałki to mistrzowski found footage fotokast, który nawiązując do konwencji fotoreportażu prasowego, poprzez prosty zabieg wstrzymywania kadrów, prezentuje naszym oczom nieco inny wymiar tej wizyty… (by nie użyć jakiegoś mocniejszego słowa).
piątek, 20 maja 2011
Pokrycki, „Les rites de passage”, pierwsze komunie
Przemysław Pokrycki, z cyklu Rytuały przejścia, pierwsze komunie
Kiedy w zeszłą niedzielę przemieszczałem się po Łodzi w poszukiwaniu festiwalowych wystaw, rozsianych po różnych częściach miasta, raz po raz napotykałem lokale gastronomiczne, w których trwały huczne imprezy pierwszokomunijne lub na odświętnie odziane grupy łodzian, zmierzające właśnie w kierunku takich przybytków. Widok jedyny w swoim rodzaju…
Tymczasem dzisiaj Przemek Pokrycki wrzucił na Facebooka pierwsze zdjęcia z tegorocznego „białego tygodnia”. Jak miało to miejsce do tej pory w przypadku jego cyklu „Rytuały przejęcia”, zdjęcia niezmiernie interesujące i zawsze świetnie trafione. Cieszę się, że kontynuuje „Rytuały”, bo – jak się należy spodziewać po tym, co autor nam częściowo udostępnia – książka, która powstanie z tego materiału, będzie ważnym zapisem, o nie tylko dokumentalnym charakterze zresztą.
Przemysław Pokrycki, z cyklu Rytuały przejścia, pierwsze komunie
Przemysław Pokrycki, z cyklu Rytuały przejścia, pierwsze komunie
wtorek, 17 maja 2011
ESEJ O STYLU
Podczas swojego wystąpienia w czasie sesji „Archiwum jako projekt”, mówiłem m.in. o stylu wypowiedzi fotograficznej, nazywając ją na własny użytek „strategią postępowania”, a wszystko to trochę w nawiązaniu do polemiki, jak odbyła się dwa lata temu na łamach „Obiegu”. I przyszedł mi wtedy do głowy poniższy wiersz Franka O’Hary w przekładzie Piotra Sommera, jak myślę bardzo w temacie (mój ulubiony fragment dotyczy „dorosłego mężczyzny ubierającego choinkę”).
***
Frank O’Hara
Esej o stylu
Czyjaś Leica przycupnęła na stole
czarny kuchenny stół maluję
podłogę na żółto, Bill również
czyżbyś nie przeczuł że moja matka zadzwoni
i będzie
narzekać?
moja siostra jest w ciąży i
pojechała na weekend na wieś nic jej nie
mówiąc
właściwie dlaczego miałbym nie pójść
z nią gdzieś na kolację lub nie „pozwolić jej” wpaść
do mnie? cóż jeśli burmistrz Wagner zabroni prywatnym
wozom wjazdu na Manhattan z powodu śniegu, już
pewnie nigdy jej nie zobaczę
zważywszy na
mój coraz bardziej trwały stan i jakże
można powiedzieć ze skrzydła tamtego anioła u Ficka
są „przyczepione” jeżeli anioł jest prawdziwy? otóż
któregoś wieczoru wpadłem na myśl to znaczy
ona wpadła na mnie że Sheridan Square
jest zdumiewająco piękny, kiedy siedziałem u JACKA
DELANEYA patrząc na wilgoć przez to panoramiczne
okno
pijąc koniak podczas gdy Edwin czytał mój nowy
wiersz pomyślałem sobie jakie to niemożliwe
nabrać Edwina nie to żebym nie wiedział tyle
co inni o niezrozumiałości współczesnej poezji
ale on
zawsze wie o co w niej chodzi jak również
czym ona nie jest czy sądzisz że uda nam się kiedyś
wywalić jak, a także lecz, z języka później
można by zabrać się do cóż bo ono w ogóle
nie ma zastosowania ani jako opis stanu ani jako
przystanek dla myśli nic z tych rzeczy
nie jest mu dostępne
jak myślisz gdzie
dotarłem? przedstawienie jakie daje dorosły mężczyzna
ubierający
choinkę budzi mój niesmak właśnie
tu
to jedno z miejsc jednaleczjakcóż
rad jestem że wczoraj wieczór poszedłem na przyjęcie na cześć
Eda Dorna chociaż on sam się nie pokazał czy nie uważasz
,Bill, że można by się także pozbyć choć, i także?
możliwe że
jedynym wyjściem jest twoja literackość uznać
maszynę do pisania za narząd intymny dlaczego nie?
żadna inna rzecz nie jest (intymna)
nie nie chcę żebyś
„wpadała” na kolację ani sam nie chcę „wpadać”
chcę resztę życia jeść samotnie
[19 lutego 1961]
poniedziałek, 16 maja 2011
The Disciples / Wyznawcy
James Mollison, The Casualties, The Winter Gardens, Blackpool, UK, 10th August 2007
James Mollison, Oasis, Manchester Stadium, Manchester, UK, 3rd July 2005
Jamesa Mollisona, zobaczone przez mnie wczoraj w Łodzi na głównej wystawie dziesiątej już edycji Fotofestiwalu, to projekt ze wszech miar rewelacyjny! O nim jednak za chwilę.
Po pobycie w Warszawie i uczestnictwie w konferencji „Archiwum jako projekt”, pojechałem do „polskiego Manchesteru”, głównie żeby zobaczyć na żywo prace Alexeya Titarenki i retrospektywę Andrzeja Jerzego Lecha. W przypadku tego drugiego i jego wystawy w Galerii FF pocałowałem jednak klamkę (tak to już jest, że instytucjom kulturalnym finansowanym z budżetów miejskich, najbardziej przeszkadza odwiedzająca je publiczność, a niedziela w czasie trwania Fotofestiwalu to chyba dobry dzień, żeby przyjechać do innego miasta i zobaczyć wystawę?). Potężna dawka prac Titarenki w Atlasie Sztuki zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenia. Trochę obawiałem się tych częściowych odbarwień i tonowania odbitek, o czym traktuje filmik zamieszczony na stronie artysty, jednakże w naocznym oglądzie zakres wspomnianych ingerencji jest niewielki i nie wpływa negatywnie na charakter fotograficznego obrazu. W sali pomalowanej na kolor biały, tuż obok wejścia po lewej stronie znalazłem moje ulubione zdjęcie, przedstawiające petersburski Plac Sienny (jak mogłem przeczytać w opisie pracy). Bardzo ładna wystawa, logicznie powieszona (czuwał nad tym sam artysta), standardem ekspozycyjnym przypominająca działania galerii fotografii w Londynie lub w Berlinie.
Ale wróćmy do Jamesa Mollisona i jego „Wyznawców”. Pomysł na ten cykl jest niezwykle prosty. Przez cztery lata (2004-08) Mollison objeżdżał koncerty w Europie oraz USA i w przenośnym studio fotografował fanów poszczególnych zespołów muzycznych. Następnie z tak uzyskanych indywidualnych portretów, zmontował panoramy, w których sfotografowane osoby stoją obok siebie. Na Fotofestiwalu w Łodzi The Disciples pojawili się w postaci slideshowu, a właściwie fotokastu, w którym najpierw z towarzyszeniem adekwatnego utworu muzycznego, widzimy przesuwające się postaci fanów (tak jak gdyby kamera dokonywała panoramicznego ujęcia przesuwając się wzdłuż ich szeregu), a na koniec każdego setu pojawia się panorama w całości. Założyłem słuchawki na uszy i oglądnąłem projekt Jamesa Mollisona w całości!
Wiele jest tutaj oczywiście zabawnych momentów (szczególnie w kontekście dobranych utworów muzycznych), sporo też ironii (której obecność w „nowym dokumencie” tak niepokoi co poniektórych krytyków), nie ma jednak szyderstwa, czy prób poniżania portretowanych osób. Prezentacja, którą oglądałem w Łodzi jest ludyczna, atrakcyjna i rozrywkowa, ale też posiada cechy, które zadowoliłyby badaczy współczesnej kultury ludowej, czyli zjawiska znanego pod nazwą popkultury. Mollison bardzo świadomie pokazał pewien istotny jej aspekt, czyli potrzebę autoidentyfikacji, która swój kształt bierze ze wzorców transmitowanych nieustannie przez posługujące się obrazem media (i to już wcale nie jest śmieszne, szczególnie kiedy weźmiemy pod uwagę czteroletni czas trwania projektu oraz ilość równolegle funkcjonujących „prototypów”). Jego wizualna antropologia - w trakcie wspomnianego przedsięwzięcia sfotografował blisko 500 osób, które pojawiają się na 58 zmontowanych panoramach - to kapitalny zapis dokumentalny, w którego przypadku, co ważne, elektroniczne narzędzia obróbki fotografii, nie zdeformowały zapisanych obrazów.
James Mollison, Madonna, The Forum, Los Angeles, 21st May 2006
James Mollison, Mc Fly, Kings Dock, Liverpool, UK, 9th July 2005
środa, 11 maja 2011
Tu jest Polska (kibolska)
Przy okazji ostatniej zadymy z zamykaniem stadionów piłkarskich (po zadymie i demolce w Bydgoszczy), niezwykle łaskawym okiem spojrzała na kibiców i kiboli nacjonalpopulistyczna partia, znana też pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość. Czego należało się zresztą spodziewać… Otóż okazało się, że polskie stadiony są autentyczną wylęgarnią wartości narodowych, a zasiadający na stadionowej widowni, prawdziwymi polskimi patriotami. To mruganie okiem ze strony „dupowatych faszystów” - jak ich całkiem słusznie nazywa Cezary Michalski w swoich felietonach, publikowanych na portalu Krytyki Politycznej - jest znamienne, ale też niebezpieczne. Tak samo zresztą, jak zaliczanie wszystkich tych grup i bojówek w poczet przestępczości zorganizowanej, co czyniono po spektakularnej egzekucji „Człowieka”, jaka miała miejsce w styczniu br. Bo przy takim zabiegu (obu tych zabiegach) na plan dalszy schodzą, kultywowane przez sporą część fanów footballu: mowa nienawiści, rasizm oraz posługiwanie się symboliką nazistowską. Zdjęcie z ostatniej soboty: Kraków, ulica Juliusza Lea, litery AJ umieszczone po obu stronach przekreślonej gwiazdy Davida, to skrót od Anty Jude.
piątek, 6 maja 2011
Alexey Titarenko i jego miasta cieni
Alexey Titarenko, z cyklu Time Standing Still (1998-2000)
Dzisiaj o 19:00 w Atlasie Sztuki wernisaż wystawy Alexey Titarenko Fotografia (1986-2010). Bardzo żałuję, że nie mogę być na tym otwarciu, ale obiecuję sobie zobaczyć pokaz w Atlasie w następnym tygodniu (a także inne ekspozycje łódzkiego Festiwalu Fotografii). Do katalogu towarzyszącego tejże prezentacji, napisałem tekst, który niniejszym polecam, a oczywiście jeszcze bardziej zdjęcia rosyjskiego fotografa.
środa, 4 maja 2011
Zmiany. Ed Panar. I ponownie Todd Webb.
Zmiany, zmiany, zmiany… Postanowiłem odświeżyć trochę wygląd strony. Poza wymianą winietki, chciałem też, żeby wstawiane zdjęcia mogły mieć większe rozmiary. Wydaje mi się, że teraz jest znacznie lepiej.
Podczas długiego weekendu posurfowałem trochę po sieci i znalazłem kilka(naście) ciekawych stron autorskich, głównie z USA. W najbliższym czasie napiszę o tych „odkryciach”.
Zdjęcia Eda Panara z Johnstown w Pensylwanii spodobały mi się od razu i z niegasnącą ciekawością oglądałem kolejne cykle, zaprezentowane na jego stronie. No i w serii Out West / Back East natknąłem się na powyższą fotografię.
Ed Panar, z cyklu Out West / Back East
Czy nie przypomina Wam to czegoś Szanowna Publiczności? Swego czasu poświęciłem posta zdjęciom Todda Webba wykonanym w 1948 w Pittsburghu. Przecież to jest dokładnie to samo miejsce, tyle, że zdjęte z nieco innej perspektywy i po ponad pięćdziesięciu latach.
Todd Webb, Looking toward Pittsburgh, 1948
wtorek, 3 maja 2011
New York, Singer Building under construction (x2)
Na Shorpy’ego zawsze warto zaglądać. Strona ma oczywiście swój wymiar komercyjny, ponieważ prezentowane tutaj zdjęcia, można zamówić w postaci wielkoformatowych wydruków. Wczoraj pojawiłam się tam fotografia z 1907 przedstawiająca budowę wieżowca Singera na Manhattanie. Ponieważ właściciel strony korzysta z zasobów archiwalnych Biblioteki Kongresu USA, wszedłem na stronę internetową tej instytucji, żeby zobaczyć jakim modyfikacjom poddany został archiwalny skan. Na załączonych obrazkach widać, że prace te były dość… intensywne. Oczywiście sporządzanie odbitki z negatywu w tradycyjny sposób, też zwykle nie polegało na prostym naświetleniu papieru fotograficznego. Poszczególne partie można było silniej lub słabiej doświetlać, można też był w trakcie tych doświetleń zmienić filtr w szufladzie powiększalnika, co skutkowało zmianą gradacji papieru w wybranym fragmencie. Proces żmudny i wymagający pewnego doświadczenia oraz cierpliwości. Podobny efekt można uzyskać w Photoshopie, korzystając np. z „pędzla pamięci”. Jednak modyfikacje, jakim poddane została fotografia, przedstawiająca budowę siedziby firmy Singer, w znacznym stopniu wykracza poza możliwości tradycyjnej techniki ciemniowej. Tytułowy budynek dość mocno wyostrzono, zaś zdecydowana ingerencja w kontrast na przestrzeni całego kadru, przypomina tutaj w efekcie jakiś rodzaj… „grafizacji”.
poniedziałek, 2 maja 2011
Buildings on Tremont Street, Boston (1975)
Nicholas Nixon, Buildings on Tremont Street, Boston (1975)
Podczas pobytu w Berlinie, odwiedziłem oczywiście księgarnię muzeum sztuki współczesnej Hamburger Bahnhof, z nadzieją, że w tamtejszej księgarni znajdę jakieś fajne albumy z przeceny. Tym razem jednak nic specjalnie ciekawego nie wystawiono, natomiast spośród książek w dziale fotografii, natychmiast wyłowiłem album/katalog ripleja wystawy „The New Thopographics”, która jakiś czas temu odbyła (jeszcze odbywa?) turę po muzeach sztuki. Ponieważ pozycję wyceniono na 50 €, odpuściłem sobie warunkowo jej zakup, mając przy tym nadzieję, że w niedalekiej przyszłości i przy kolejnej wizycie w Berlinie, trafię na jej przecenę. Niemniej jednak, oglądnąłem uważnie książkę, znajdując w środku kapitalny set Nicholasa Nixona (znanego obecnie najbardziej z cyklu portretów czterech sióstr Brown, jakie wykonywał na przestrzeni 30 lat). I z tego zestawu najbardziej wpadło mi w oko powyższe zdjęcie. Patrząc na miejskie pejzaże Nixona, jakie eksponowano podczas pierwszej i drugiej edycji „The New Thopographics”, widać jak na dłoni, że są one elementem całkiem logicznie prezentującej się ewolucji miejskiej fotografii krajobrazowej, poczynając od Eduarda Baldusa i autorów pracujących dla Mission Heliographique, przez zdjęcia wykonywane przez prawdziwy kolektyw kilkunastu fotografów na zlecenie Detroit Publishing Co. (sporo prac z archiwum tej instytucji pojawia regularnie się na stronie www.shorpy.com), nowojorskie kadry Charlesa Sheelera, późnego Alfreda Stieglitza, aż po Düsseldorfer Schule i całkiem świeże prace Johna Daviesa z jego kolorowego cyklu „Metropoli”.
Widmo fotograficznego dokumentu krąży po miastach na całym świecie!
sobota, 30 kwietnia 2011
Pocztówka z Berlina
Mały spacer architektoniczny od Le Corbusier Haus do Olympiastadion. Bardzo przy tym pouczający. Jednostka mieszkalna z Berlina, wybudowana w 1957 przypomina bardzo warszawskie bloki Osiedla za Żelazną Bramą. Tzn. na odwrót. Tamte blokhausy to dalekie echo idei Corbusiera. Akurat przy okazji Nowego Miasta poznałem je bardzo dobrze, ponieważ gros zdjęć wykonujemy z okien klatek schodowych na piętnastej kondygnacji. No i właśnie, te szczegóły, np. korytarze w typ Berlin są znacznie szersze, każde piętro ma inny kolor, chociaż mimo to są równie klaustrofobiczne, jak te warszawskie. Elewacja berlińskiego budynku, to już zupełnie inna bajka. Przez prosty zabieg naniesienia kolorów na ściany loggi, elewacja budynku oglądana z boku i pod ostrym kątem, wygląda jak opartowy obraz lub rzeźba (przy prostopadłym ustawieniu obserwatora zresztą też). Warszawskie budynki autorstwa spółki Skopiński, Czyż, Furman & Józefowicz, pomimo rozmieszczenia mieszkań o różnej wielkości (podziały elewacji nie powtarzają się zbyt nahalnie), rzeźbami zdecydowanie nie są… Ot, subtelna różnica.
I drugi obiekt na naszej trasie, zaprojektowany na olimpijskie igrzyska w 1936 przez Wernera Marcha. Olbrzymia przestrzeń i mocno w niej zaznaczone akcenty… Jest w tym jakiś element grozy… Wszystko to coś mi przypomina… Zastanawiam się, no tak, ten sposób organizacji przestrzeni widoczny jest na fotografiach Dirka Reinartza jego projektu Totenstill, poświeconego nazistowskim obozom koncentracyjnym (pisałem o tym kiedyś, świetne zdjęcia). Opuszczamy plac przed stadionem, na który ściągają właśnie kibice Herthy Berlin z biało niebieskimi flagami (jest piątkowe popołudnie) i udajemy się w kierunku stacji metra U2. A tam prześwicie wiaduktu pojawia się budynek stacyjny, nasuwający znowu skojarzenia z tą horyzontalną, dobrze zorganizowaną architekturą… Coś jak budynek strażniczy w miejscowości na Dolnym Śląsku, noszącej obecnie nazwę Rogoźnica. Brr.
Korytarz typu Berlin, na dziesiątej kondygnacji (zdjęcie z kamery Sony)
poniedziałek, 25 kwietnia 2011
NOWE MIASTO
- czyli osobny blog poświęcony projektowi "Nowe Miasto", jaki od marca tego roku realizujemy wspólnie z Elą Janicką - wreszcie ruszył!
O czym niniejszym informuję i jednocześnie zapraszam do odwiedzin.
Będziemy tam regularnie wrzucać nowe zdjęcia oraz wszelkie informacje o przebiegu tego przedsięwzięcia.
piątek, 22 kwietnia 2011
Ulica Nowolipie, 09.04.2011
Elżbieta Janicka/Wojciech Wilczyk, Nowe Miasto
Przy okazji powyższego zdjęcia przyszedł mi na myśl „Utwór o Matce i Ojczyźnie” Bożeny Keff i pieśń chóru z rozdziału pt. „Związki zawodowe przeciw niewoli”:
***
Chór
Żydzi niby zabici, ale wiecznie żywi, maja taką moc, że mnożą się martwi,
na ich szczątkach stoi niejedna dzielnica, kościoły na ich kościach i bloki,
jezdnie i parki, miasto warszawa na żydowskich prochach.
A czy kto ich prosił by się rozkładali tutaj!?
Przez nich nocą nie ma słońca,
Ludziom się nie wiedzie,
sam bóg się powiesił
i zwisa –
czwartek, 21 kwietnia 2011
Wielki Czwartek
dzisiaj. Sześćdziesiąt osiem lat temu także trwał Wielki Tydzień, tyle że 21 kwietnia wypadał w środę. Chyba nie ma żadnych wątpliwości, że data rozpoczęcia likwidacji warszawskiego getta przez oddziały* dowodzone przez SS-Brigadeführera i generała policji Jürgena Stroppa, nie była przypadkowa, szczególnie biorąc pod uwagę wielkanocne „tradycje pogromowe” naszego kontynentu, którego kultura ma – jak to lubią podkreślać prawicowi politycy, publicyści i wszelkiej maści aktywiści – chrześcijańskie korzenie. Sześć dni wcześniej nazistowska propaganda ogłosiła odkrycie masowych grobów w Katyniu, co także nie jest zbiegiem okoliczności, kiedy przyjrzymy się np. niemieckiemu plakatowi z 1943, na którym sowieccy enkawudziści mają karykaturalnie semickie rysy.
Więc tym razem żadnych zdjęć, tylko wiersz Czesława Miłosza napisany w Warszawie w 1943, bardzo wymowny… I zapewne znany większości czytelników, ponieważ poddano go wnikliwej analizie w głośnym eseju Jana Błońskiego pt. „Biedni Polacy patrzą na getto” z 1987 roku.
***
Czesław Miłosz
BIEDNY CHRZEŚCIJANIN PATRZY NA GETTO
Pszczoły obudowują czerwoną wątrobę,
Mrówki obudowują czarną kość,
Rozpoczyna się rozdzieranie, deptanie jedwabi,
Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu, srebra, pian
Pszczoły obudowują czerwoną wątrobę,
Mrówki obudowują czarną kość,
Rozpoczyna się rozdzieranie, deptanie jedwabi,
Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu, srebra, pian
Gipsowych, blach, strun, trąbek, liści, kul, kryształów -
Pyk! Fosforyczny ogień z żółtych ścian
Pochłania ludzkie i zwierzęce włosie.
Pszczoły obudowują plaster płuc,
Mrówki obudowują białą kość,
Rozdzierany jest papier, kauczuk, płótno, skóra, len,
Włókna, materie, celuloza, włos, wężowa łuska, druty,
Wali się w ogniu dach, ściana i żar ogarnia fundament.
Jest już tylko piaszczysta, zdeptana, z jednym drzewem bez liści
Pyk! Fosforyczny ogień z żółtych ścian
Pochłania ludzkie i zwierzęce włosie.
Pszczoły obudowują plaster płuc,
Mrówki obudowują białą kość,
Rozdzierany jest papier, kauczuk, płótno, skóra, len,
Włókna, materie, celuloza, włos, wężowa łuska, druty,
Wali się w ogniu dach, ściana i żar ogarnia fundament.
Jest już tylko piaszczysta, zdeptana, z jednym drzewem bez liści
Ziemia.
Powoli, drążąc tunel, posuwa się strażnik-kret
Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole.
Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej,
Rozróżnia ludzki popiół po tęczującym oparze,
Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy.
Pszczoły obudowują czerwony ślad,
Mrówki obudowują miejsce po moim ciele.
Powoli, drążąc tunel, posuwa się strażnik-kret
Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole.
Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej,
Rozróżnia ludzki popiół po tęczującym oparze,
Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy.
Pszczoły obudowują czerwony ślad,
Mrówki obudowują miejsce po moim ciele.
Boję się, tak się boję strażnika-kreta.
Jego powieka obrzmiała jak u patriarchy,
Który siadywał dużo w blasku świec
Czytając wielką księgę gatunku.
Cóż powiem mu, ja, Żyd Nowego Testamentu,
Czekający od dwóch tysięcy lat na powrót Jezusa?
Moje rozbite ciało wyda mnie jego spojrzeniu
I policzy mnie między pomocników śmierci:
Nieobrzezanych.
-----
* Wg. słynnego raportu Stroppa Es gibt keinen jüdischen Wohnbezirk in Warschau mehr, na siły biorące udział w - by użyć pojawiającego się tam określenia - „Wielkiej Operacji” składały się (pierwsza cyfra oznacza liczbę dowódców, druga liczebność formacji):
Formacje Wojskowe SS
3 batalion szkoleniowy i zapasowy grenadierów pancernych SS Warszawa - 4/440
Oddział szkoleniowy i zapasowy kawalerii SS Warszawa – 5/381
Policja Porządkowa
I batalion 22 pułku SS – 3/94
III batalion – 3/134
Pogotowie Techniczne - 1/6
Polska Policja - 4/363
Polska Straż Pożarna – 166
Policja Bezpieczeństwa – 3/32
Wermacht:
Bateria lekkiej przeciwlotniczej artylerii alarmowej III/8 Warszawa – 2/22
Oddział zapasowy pociągów pancernych, sekcja saperów, Rembertów - 2/42
14 Batalion zapasowy saperów Góra Kalwaria - 1/34
Obcoplemienne oddziały wartownicze
1 batalion strażników z Trawnik – 2/335
Subskrybuj:
Posty (Atom)