niedziela, 15 marca 2015

Convergence

Ponieważ powoli wyłażę z infekcji, którą przyniosło nam w prezencie ze szkoły nasze dziecko i siedzę w domu, więc wzięło mnie wczoraj na słuchanie czarnych płyt z polskim jazzem z lat '70 i '80. Odkryłem np., że mam aż dwa krążki formacji Free Cooperation (wydane przez PSJ w serii "biały kruk czarnego krążka"), której kawałek pt. Convergence towarzyszył mi nieustannie przez kilka miesięcy w roku 1987. A było to wtedy, gdy LWP wzięło mnie w kamasze, ale zanim przystąpiłem do "spełniania zaszczytnego obowiązku" przyszedł do mnie z wizytą dobry znajomy WK, który nie tylko wyposażył mnie na drogę w szczyty cannabis indica ze swojego ogródka, ale też pożyczył mi kasetę z rzeczonym utworem. Nieco później dopiero, tzn. na przełomie lat '80 i '90 kiedy kupiłem płytę Our's Master Voice, przeczytałem na okładce, że angielski tekst w Convergence, który mi się tak podobał jest artystycznym manifestem Ada Reinhardta, a melorectuje go... Piotr Bikont. Jednak pierwszy odłsłuch longplaya FC (a także kolejne) pozostawiły mnie wówczas z poczuciem głębokiego niedosytu, ponieważ kawałek brzmiał głucho i nieciekawie. Zastanawiałem się, czy istniała jakaś inna wersja tego utworu (kasety słuchałem wówczas na walkmanie), czy też po prostu inaczej go zapamiętałem (cannabis indica?). No i teraz po tych dwudziestu kilku latach mam podobne doznania. Mimo dysponowania znacznie lepszym sprzętem niż w końcówce lat '80, płyta (ewidentnie wytłoczona na Kubie - PSJ miał wtedy taki deal z comrades) brzmi tak jakby ja nagrano w sali gimnastycznej i nie chodzi mi w tym stwierdzeniu wyłącznie o efekty akustyczne typowe dla tego rodzaju pomieszczeń... Co zresztą jest przypadłością innych "białych kruków czarnego krążka" czy tych wydanych przez Polskie Nagrania w serii "Polish Jazz", których wczoraj słuchałem (oprócz swobodnej kooperatywy; The Quartet, Stańko z Kulpowiczem, Andrzej Przybielski i Aqustic Session 80). I już pomyślałem, że coś z moim odbiorem jest nie tak, że wszystko to dochodzi do mych uszu jako kaszana i artystyczne nieporozumienie, kiedy wyciągnąłem z regału czeskie wydanie Nice Guys Art Ensemble of Chicago (w zasadzie jest to składanka z trzech LP nagranych dla ECM z okładką Nice Guys), które przywiozłem sobie z Pragi w 1985 roku. Wrzuciłem płytę na talerz i odetchnąłem! Czyste brzmienie, tradycja i jej zrozumienie (i żanych pijacko-słowiańskich zaśpiewów u dęciaków...), logika wypowiedzi, minimalizm, polot i inwencja! Simplicity in art is not simplicity. Less in art is not less. More in art is not more. Too little in art is too little... ;))


[Rzeczony kawałek (ciekawe co tutaj robi zdjęcie Roberta Doisneau?), który poddano chyba jakiemuś remasteringowi? Jest to nagranie z sesji w Radiu Poznań z 1985 roku. Na co dopiero wydanej płycie Free Cooperation Polish Radio Jazz Arhicves 18, utwór ten jest o jedną trzecią krótszy i zupełnie inaczej zmiksowany. Nie mam jeszcze tego wydawnictwa, ale wysłuchałem prewek zamieszczonych na stronie wydawcy.
Pomyślałem, że może warto przeczytać też w całości tekst manifestu Ada Reinhardta. Pochodzi on z książki Art-as-Art. Selected Writings of Ad Reinhardt, którą udostępnia serwis Google Books, a ja zrobiłem z tego screen shoty]

 



2 komentarze:

  1. Pysznie wyposażył kolega kolegę na drogę. Z takim zestawem można przetrwać nie tylko w LWP... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Starczyło ledwie na unitarkę... ;))

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.