Anna Achmatowa
Czwarta (Północne elegie)
I oto jest jesienny ów krajobraz,
Którego całe życie tak się bałam:
I niebo ― niczym pałająca otchłań,
I głosy miasta ― jak z tamtego świata
Dobiegające i obce na wieki.
Jakby to, z czym się w sobie borykałam
Przez życie całe, otrzymało życie
Całkiem odrębne i w te się wcieliło
Oślepłe mury, i w ten czarny ogród...
A w tamtej chwili me byłe domostwo
Śledziło mnie za moimi plecami
Swym okiem przymrużonym, nieżyczliwym ―
Oknem zapamiętanym już na zawsze.
Piętnaście lat - piętnastoma wiekami
Z granitu jakby mi się wydawało,
Lecz i ja sama byłam niby granit:
Teraz proś, dręcz się, nazywaj królewną
Morską. Już wszystko jedno. Nie potrzeba...
Lecz należało mi przekonać siebie,
Że to się już zdarzało wielokrotnie
Nie tylko ze mną ― i z innymi także -
I nawet gorzej. Nie, nie gorzej ― lepiej.
Z wszystkiego najstraszliwsze ― rzekł w ciemności:
„Jakąż to pieśnią temu lat piętnaście
Ów dzień witałaś, tyś przecież niebiosa
I chóry gwiazd, i chór wód błagała,
By uroczyście uczciły spotkanie
Z tym, od którego odeszłaś w tej chwili...
Takie jest dzisiaj twe srebrne wesele:
Sproś gości, upiększ się i zatryumfuj!‟
[Wiersz w tłumaczeniu Leopolda Lewina z tomu: Akme znaczy szczyt, Gumilow, Achmatowa, Mandelsztam w przekładach Leopolda Lewina, Czytelnik, Warszawa 1986, s. 263. Czytało się kiedyś tę książkę na okrągło... A przepisało dziś ten tekst, będąc w podobnym nastroju jak jego podmiot liryczny, słuchając opery Siroe, re di Persia Jochanna Adolfa Hassego, który na tym blogu nie raz był już wymieniany.]
Fajne książki kiedyś wydawano...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.