Odświeżyłem sobie ostatnio lekturę Reznikoffa i olśniło mnie, jak wiele wspólnego mają te jego „spacerowe” wiersze z malarskimi studiami z natury. Gdzie obserwacja realnego, wielokrotne powroty w pewne miejsca i sytuacje, skutkują szkicami, które potem służą do stworzenia pewnej konfiguracji zdań o charakterze alegorii lub symbolicznym znaczeniu. Proces jest (może być) długotrwały i mozolny, jakkolwiek przestawiane zdarzenia mają charakter ulotny i takie sprawiają wrażenie w gotowych wierszach. Tym samym Reznikoff bliższy jest realistycznej figuracji z końca XIX i początku XX wieku, niż migawkowym fotografiom powstającym po wprowadzeniu na rynek małoobrazkowej kamery Leica. I przypomniał mi się namalowany przez Pedera Severina Krøyera obraz Hip, hip, hurrah, przedstawiający moment wznoszenia toastu w czasie letniej biesiady w ogrodzie , który powstawał przez cztery sezony (teraz takiej sytuacji towarzyszyłaby setka obrazów zarejestrowanych smartfonami, a przede wszystkim „relacje” na facebooku oraz „instastorki”). Widoczna na tym płótnie córka żony malarza, także malarki - Anny Ancher, jest w wieku czterech lat, czyli została tutaj wklejona jej powierzchowność z czasu kończenia pracy nad tym płótnem. Charles Reznikoff też miał zwyczaj długo pracować nad swoimi wierszami, wracać do tekstów, przerabiać je (głównie skracając), nie bez przyczyny więc Piotr Sommer nazwał go „poprawiaczkiem”. Wspomnianego terminu można by też z powodzeniem użyć do jego własnej pracy translatorskiej, co widać np. przy kolejnych publikacjach niektórych przekładów (także Reznikoffa). Widoczne poniżej skany wierszy w tłumaczeniu Piotra Sommera pochodzą z książki: Charles Reznikoff, Co robisz na naszej ulicy, wydanej w 2019 roku przez WBPiCAK w Poznaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.