i okładkowe zdjęcie, na które przypadkowo trafiłem przez google. Ale fajne!
Mam duży album Friedlandera, wydany przez MOMA przy okazji jego retrospektywnej wystawy w tej instytucji, która miała miejsce w 2005 (dwa lata później w księgarni Muzeum Hamburger Bahnhoff w Berlinie kupiłem tę książkę za 30 Euro), ale rzeczonej fotografii nie pamiętałem. Czyżbym coś przeoczył? Zaglądam do środka i owszem zdjęcia z cyklu/książki America by Car są tam obecne, ale nie jako osobny set. Album Freiedlandera został wydany 31 lipca 2010 przez amerykańską oficynę D.A.P. Fraenkel, liczy 200 stron w tym 190 fotografii wydrukowanych w duotonach. I już chcę go mieć!
Wszystkie zdjęcia w tej książce zostały zrobione cudownym wynalazkiem firmy Hasselblad o nazwie SWC. To aparat wyposażony w zeissowskiego Biogona o ogniskowej 38mm, a ponieważ korpus SWC jest pozbawiony lustra (celuje się przez wizjer optyczny lub montowany w miejsce magazynka pryzmat z matówką, zaś ostrość ustawiana jest „na oko”), więc można było do niego na stałe zamontować piekielnie ostry obiektyw o symetrycznej konstrukcji, pozbawiony takich wad jak winietowanie i dystorsja. Przy przysłonięciu szkła do liczby 22, możemy sobie praktycznie darować kręcenie pierścieniem fokusowania, ponieważ wszystko w zakresie od pół metra do nieskończoności będzie ostre.
Mam duży album Friedlandera, wydany przez MOMA przy okazji jego retrospektywnej wystawy w tej instytucji, która miała miejsce w 2005 (dwa lata później w księgarni Muzeum Hamburger Bahnhoff w Berlinie kupiłem tę książkę za 30 Euro), ale rzeczonej fotografii nie pamiętałem. Czyżbym coś przeoczył? Zaglądam do środka i owszem zdjęcia z cyklu/książki America by Car są tam obecne, ale nie jako osobny set. Album Freiedlandera został wydany 31 lipca 2010 przez amerykańską oficynę D.A.P. Fraenkel, liczy 200 stron w tym 190 fotografii wydrukowanych w duotonach. I już chcę go mieć!
(po kliknięciu na okładkę można zobaczyć co jest w środku)
Wszystkie zdjęcia w tej książce zostały zrobione cudownym wynalazkiem firmy Hasselblad o nazwie SWC. To aparat wyposażony w zeissowskiego Biogona o ogniskowej 38mm, a ponieważ korpus SWC jest pozbawiony lustra (celuje się przez wizjer optyczny lub montowany w miejsce magazynka pryzmat z matówką, zaś ostrość ustawiana jest „na oko”), więc można było do niego na stałe zamontować piekielnie ostry obiektyw o symetrycznej konstrukcji, pozbawiony takich wad jak winietowanie i dystorsja. Przy przysłonięciu szkła do liczby 22, możemy sobie praktycznie darować kręcenie pierścieniem fokusowania, ponieważ wszystko w zakresie od pół metra do nieskończoności będzie ostre.
Przymierzałem się kiedyś do nabycia tego wynalazku na ebayu, ale ceny za korpus w przyzwoitym stanie oscylują w okolicach 15.000 PLN i mimo „cyfrowej rewolucji” oraz zalewu plastiku Made in P.R.C. z rosnącą skokowo liczbą MPx, kolejne wersje SWC (SWC/M SWC 903, SWC 905) nie tracą specjalnie na wartości.
Wojtek jestem pod wrażeniem, album jest rewelacyjny
OdpowiedzUsuńa aparat to cudo techniki fotograficznej i autentyczna przyjemność podczas fotografowania.
Jest rewelacyjny! :)
OdpowiedzUsuń