Jeżdżąc po Polsce i widząc gdzieś przez szybę myśliwskie ambony, które stawia się zwykle na skraju pól i lasów, zawsze myślałem, że to dobry motyw do zrobienia wizualnej narracji. Temat wielce znaczący i mocny, właściwie to samograj, bo mamy tu i obserwację z ukrycia, zasadzanie się na czyjeś istnienie, brutalną przemoc i archaiczny "męski sport", polegający na napier... z karabinu do bezbronnych zwierząt. Temat, którego jednak nikt w tym kraju do tej pory nie podjął... Ale to akurat jakoś mnie nie dziwi.
Zdjęcia Jasona Vaughna z serii Hide wykonane zostały w stanie Visconsin. Cykl ten prezentujący tamtejsze ambony, na które zabierano kiedyś całe rodziny, aby "rodzinnie" strzelać do jeleni to rodzaj przewrotnej typologii, która w wydaniu Vaughna ma też mocny podtekst osobisty.
Jason Vaughn, z serii Hide
Jason Vaughn, z serii Hide
Jason Vaughn, z serii Hide
Oglądałem już wczoraj przy porannej kawie, kiedy polubiłeś link do jego galerii na FB. Była to wielka przyjemność. A Ty masz na zdjęciu taką ambonę zrobioną z kabiny jakiejś ciężarówki, prawda? Do cyklu "Życie po życiu"?
OdpowiedzUsuńTak, z Zamościa. Chciałem tam wrócić zimą i zrobić fotę przy zalegającym śniegu, ale mi się to nie udało. To wprawdzie tylko 300 kilometrów, ale układ dróg jest taki, że się jedzie przynajmniej 4 godziny... No i też tamtejsza ambona (wykonana z szoferki Żuka) wystawiona jest na północną stronę (czyli pod światło raczej...).
OdpowiedzUsuńMam trochę ambon "na składzie". Tyle że nie jest to typologia... :-)
OdpowiedzUsuńNa składzie? To po ile tuzin schodzi? ;)
OdpowiedzUsuńA dla kogo ten wywiad? :-)
OdpowiedzUsuńFuckty TVN ;)
OdpowiedzUsuń(Pochanke też się zgrabnie z czymś zrymuje...)
W oryginale było "Dla telewidzów Dziennika wieczornego".
OdpowiedzUsuńOdpowiedź: "To bez Kozery powiem pińcet"... :-)
Dobrze, że na Sławek przypomniałeś prawidłową odpowiedź ;)))
OdpowiedzUsuńAndrzej Kozera miał piękny orli profil...
Ano :-)
OdpowiedzUsuńBył prawdziwym zwierzęciem telewizyjnym, trochę szkoda że w tamtym czasie i tamtym miejscu.
Tu mi się przypomniało jak podczas zaszczytnej służby w czerwonych beretach, podczas rozmowy z pewnym kapralem (Twardowski mu było, więc zapamiętałem nazwisko), użyłem określenia "nie bez kozery". I w tym momencie ten kolo jakby się nagle obudził i ryknął: KOZERA, KOCIE! DAJESZ TU KURWA TWOJA MAĆ! PADNIJ, PIĘĆDZIESIĄT! Ta koincydencja uświadomiła mi obecność na naszej kompanii szeregowego Kozery... :D
OdpowiedzUsuńPodczas zaszczytnej służby różne rzeczy mogły się dziać w ciągu dnia, ale jedno było pewne i twarde jak beton: kompania o 19.30 ogląda Dziennik... :-)
OdpowiedzUsuń4 godziny to minimum, zimą wracałem z Krakowa prawie 6... niemniej gdybyś znowu planował odwiedzić Zamość to dawaj znać;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Droga jest dłuuuga.
OdpowiedzUsuńJa do Zamościa zawsze chętnie, ale czy w tym roku dam radę i kiedy???
Mnie się te ambony z prezydentem kojarzą. Jakoś tak chcąc nie chcąc...
OdpowiedzUsuńNo ale przecież on strzelał wprawdzie ostrą amunicją, ale... nie celował ;))
OdpowiedzUsuńW moich stronach ambony są obijane gumą z taśm przenośników. Materiał tani i dostępny. Taki folklor lokalny :)
OdpowiedzUsuńCiekawa zmiana symboliki. W głowach wielu "Wisconsin" to synonim "sera" (żółtego). A tu ambony i to jeszcze tak malowniczo gdzieniegdzie. Jakieś takie europejskie te krajobrazy.
OdpowiedzUsuń