Zdjęcie przedstawia album Roberta Franka „The Americans; Looking In”, który dostałem na gwiazdkę od mojej partnerki. Potężne tomiszcze o wymiarach 24x30cm, liczące 500 stron, opublikowane zostało w 2008 roku przez Steidla. W środku oczywiście pełny zestaw 83 reprodukcji w duotonach z wydania amerykańskiego, ale też eseje, które napisali:
Stuart Alexander,
Philips Brookman,
Michel Frizot,
Martin Gasser,
Jeff L. Rosenheim,
Luc Sante,
Luc Sante,
Anne Wilkes Tucker.
Poza tym są tu też stykówki z tych filmów, których kadry zostały wykorzystane w książce (podczas dwóch lat pracy nad tym projektem artysta naświetlił 767 rolek), układ zdjęć z makiety przygotowanej przez Franka dla wydawnictwa Delpire, korespondencja z Walkerem Evansem (Frank zwracał się do niego w formie Mon cher professeur), a także przykłady przycinania kadrów z różnych edycji „The Americans”.
Poza tym są tu też stykówki z tych filmów, których kadry zostały wykorzystane w książce (podczas dwóch lat pracy nad tym projektem artysta naświetlił 767 rolek), układ zdjęć z makiety przygotowanej przez Franka dla wydawnictwa Delpire, korespondencja z Walkerem Evansem (Frank zwracał się do niego w formie Mon cher professeur), a także przykłady przycinania kadrów z różnych edycji „The Americans”.
To ostatnie jest bardzo ciekawe, ponieważ znaczna część materiału uległa takiej obróbce, co pozwala też śledzić sposób myślenia o obrazie, a także cały ten proceder usuwania zbędnych elementów, znajdujących się w polu zarejestrowanego kadru.
Wspomniane kadrowanie wydaje się też być całkowicie zrozumiałe, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że Leica III, której wtedy używał, wyposażona była w prosty raczej wizjer optyczny, pokazujący dość umownie zakres tego, co będzie zarejestrowane (na stykówkach widać często, jak w skutek mało precyzyjnego sposobu ładowania filmów, co jest przypadłością starszych modeli aparatów tej marki, część perforacji małoobrazkowej błony wchodzi w pole obrazu).
Wspomniane kadrowanie wydaje się też być całkowicie zrozumiałe, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że Leica III, której wtedy używał, wyposażona była w prosty raczej wizjer optyczny, pokazujący dość umownie zakres tego, co będzie zarejestrowane (na stykówkach widać często, jak w skutek mało precyzyjnego sposobu ładowania filmów, co jest przypadłością starszych modeli aparatów tej marki, część perforacji małoobrazkowej błony wchodzi w pole obrazu).
Przez ostatnich kilka dni, nie mogłem się wprost oderwać od tej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.