Oglądałem wczoraj przez chwilę konwencję wyborczą Platformy Obywatelskiej i akurat trafiłem na spektakularny moment wystąpienia Joanny Kluzik-Rostkowskiej, która ma startować w najbliższych wyborach z listy tej partii. Niesamowite! Autorka bardzo sprawnie prowadzonej kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego, wprawdzie przegranej, ale zaledwie kilkoma punktami procentowymi, przechodzi teraz pod skrzydła tak krytykowanego wcześniej ugrupowania…
I sytuacja ta przywiodła mi na myśl postać Clausa Schenka Grafa von Stauffenberg, który, mimo że w ramach operacji „Walkiria” chciał zgładzić Führera Tysiącletniej Rzeszy, był przecież dość obmierzłym niemieckim nacjonalistą o konserwatywnych poglądach. Może teraz trochę przesadziłem, Pani Joanna nie jest konserwatystką ani nacjonalistką, ale prowadząc kampanię wyborczą Kaczyńskiego, nie była też naiwna czy źle poinformowana, więc by użyć popularnego powiedzonka dotyczącego związków międzyludzkich: „widziały gały, co brały”.
I przyszła mi do głowy, czytana dawno temu „Ameryka” Jeana Baudrillarda, konkretnie rozdział pt. „Koniec potęgi?” poświęcony prezydenturze Regana, gdzie można trafić na fragmenty, odnoszące się – jak myślę - do wspomnianej sytuacji:
Rządzić oznacza dzisiaj proponować możliwe do zaakceptowania oznaki wiarygodności. Tak jak w reklamie i z tym samym skutkiem: jest nim powszechna zgoda na pewien scenariusz, obojętnie – polityczny czy reklamowy. Scenariusz Regana to dwa w jednym i dlatego jest to scenariusz zwycięski.
(…)
Ten dotyczący symulacji concensus jest mniej kruchy niż może nam się wydawać, ponieważ w tylko niewielkim stopniu podlega próbie politycznej prawdziwości. Wszystkie nowoczesne rządy wymagają pewnej matastabilności politycznej, by móc urabiać reklamowo opinię publiczną. Ich potknięcia, skandale, porażki nie pociągają już za sobą katastrofy. Najważniejsze jest to, by rządy zostały uznane za wiarygodne, a opinia publiczna doceniła podjęty w tym celu wysiłek. „Reklamowy” immunitet rządu przypomina ten, którym cieszą się słynne marki proszków do prania.
hmm, nie rozumiem tego politycznego wpisu na fotoblogu (a może to nie fotoblog, tylko ja tak go odbieram?)
OdpowiedzUsuńCzego mianowicie nie rozumiesz?
OdpowiedzUsuńmianowicie tego wpisu - o wydźwięku politycznym; wybacz, nie znam Twojego całego bloga, ale czytam go jako bloga o fotografii, a tu polityczna uwaga...; tak mi do reszty po prostu nie pasuje (jakby co: na polityce się nie znam i jestem apolityczny w ogóle)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, zacytowany przez mnie Jean Baudrillard, który był genialnym filozofem (a przy okazji także fotografem amatorem), wchodził również w komentowanie kwestii politycznych. Dlaczego nie?
OdpowiedzUsuńciężko niestety od niej uciec...(od polityki, nie od Kluzik-Rostkowskiej.)
OdpowiedzUsuńJak oglądałem tę konwencję wyborczą, to przypomniał mi się świetny dokument "Wideokracja" Gandiniego. Właściwie mamy u już nas to samo.
OdpowiedzUsuńSzmatławi ludzie zmieniają ugrupowania, tak aby zawsze być w pianie na wierzchu.
OdpowiedzUsuń