I dalej konsekwentnie "opcja niemiecka". Tradycyjna (tradycja od 2015) poranna przebieżka do Altwarp. Według wujka googla to 24,9 km w jedną stronę, jakkolwiek wydaje mi się, że przejechany przeze mnie dystans jest nieco krótszy... Port w Altwarp kapitalnie pachniał dzisiaj rybami. Zupełnie jak prawie pięćdziesiąt lat temu port w Kątach Rybackich, gdzie byliśmy na rodzinnych wakacjach w 1969 roku... Ale to jednak zupełnie inna historia. Surfowałem kilka miesięcy temu po tamtym terenie przy użyciu google sreet view, ale nie udało mi się odnaleźć żadnych miejsc, których wygląd zapamiętałem. I śmieszna (a może niekoniecznie śmieszna...) sprawa odnosząca się do kwestii granic. W 1969 mieliśmy ze sobą nadmuchiwany ponton (w tamtym czasie była to raczej rzadkość), ale żeby pływać nim po zatoce musieliśmy mieć specjalne zezwolenie z bosmanatu portu w Kątach Rybackich (w celu ewentualnego okazania Straży Granicznej). Podobno w 1968-1969 roku dużo osób próbowało uciekać na kajakach (czy przy użyciu pontonów także?) do Szwecji.
Kiedys spotkałem gościa, ktory wlasnie pontonem chciał się przedostac na Bornholm, zaplatal się w sieci itd., ale miał farta, gdyż go wylowil dunski kuter :) Potem przez kilka tygodni glosno o nim było (artykuly, wywiady) w tutejszych mediach (z tym, ze to były już lata 80.)
OdpowiedzUsuńTak, ucieczki na Borholm zdaje sie głównie ze Świnoujścia, bo najbliżej.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki, w 1971 roku byliśmy na wakacjach w Rewie (wieś pod Gdynią) i autobus z Gdańska, który tam dojeżdżał, jechał przez kratownicowy most przy stoczni. I jakoś bardzo mocno zapamiętałem ten przejazd, nie wiedzieć czemu, a po wielu latach - czytając jakąś bibułę o strajku w grudniu 1970 - zdałem sobie sprawę, że zginęło tam mnóstwo ludzi, do których podobno strzelano także z krążącego śmigłowca...
No tak... Jeszcze mi przychodzi do glowy, ze często opowiada się legendy o tych, którym się udało w sposób spektakularny nawiać np. do Berlina Zach. Natomiast już rzadziej o tych, których tam zabito, czy się potopili w Baltyku...
OdpowiedzUsuńByli też tacy, co kajakiem w Boże Narodzenie nawiali na Bornholm, tam ich przy brzegu cudem Duńczycy wyłowili, a potem już na "wolności" walnęli samobója...
OdpowiedzUsuńTen akurat koles od pontonu nawial w Nowy Rok, chodzilo o to, ze straz była wtedy ostro nawalona, wiec większe szanse itd. I nie walnal potem samobója, z tego co wiem Denmark mu przypasowala... Natomiast statystyki, liczba samobójstw wśród emigrantow (z roznych zresztą miejsc globu) to inna już sprawa, tzw. osobny rozdzial...
OdpowiedzUsuńHistorię z finalnym samobójstwem usłyszałem chyba od znajomych z Niemiec... Albo może to już jest legenda miejska? I w tej wersji podróż odbyła się kajakiem. Uwalona straż graniczna bez zmian ;)
OdpowiedzUsuń