Zlokalizowany w Rzeszowie, przy ulicy Warszawskiej, a zrazem drodze krajowej nr 9, wiodącej w stronę Kolbuszowej. Widoczny na zdjęciu obiekt, to zapewne jakaś praca roczna wychowanków tutejszego technikum, liceum zawodowego lub szkoły zasadniczej. Wykonana pod kierownictwem mgr Zbigniewa Lechowicza przez uczniów o nazwiskach: Emil Ciura, Sławomir Dereń i Marek Knutel (wszystko to jest widoczne w lewym dolnym rogu).
Naklejony na lewym boku karoserii Opla Kadetta napis „50 LAT” dotyczy okrągłego jubileuszu powstania owego zespołu szkół samochodowychm czy rocznicy obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte?
Niezgłębione są pokłady podświadomości ludu polskiego.
panie Wojciechu, czy to nowa fota, czy z serii „life after life”?
OdpowiedzUsuńFota jest z 2007, chyba z jesieni. Siłą rozpędu fotografowałem jeszcze te samochody, chociaż całą uwagę skupiłem już na nowym projekcie. POZDROWIENIA
OdpowiedzUsuńPomimo, że żyje pan już nowymi projektami. Proszę nie zapominać o tym stary przedsięwzięciu. Być może pana zaskoczę, ale z pańskich cykli ten właśnie jest tym moim ulubionym. Jak na mój nos, obrazy te będą kiedyś wielką gratką dla kolekcjonerów fotografii artystycznej. Apeluję o nie zamykanie na stałe serii. Niech historia skończy ją sama. A nie potrwa to długo. Już za jakieś dziesięć lat trudno będzie zobaczyć takie „obiekty” gdzieś indziej niż tylko na pańskich fotografiach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Może na wstępie sobie nie "panujmy".
OdpowiedzUsuńJadąc tydzień temu w stronę Krynek, w drodze między Radomiem, Puławami a Lublinem, natrafiłem na 4 takie obiekty, ale chociaż miałem sprzęt w samochodzie, nie zatrzymałem się i zrobiłem zdjęć...
W sumie nie wiem, czy dlatego, że było dość ciemno, przeddeszczowo, czy dlatego, że opuściło mnie przekonanie, co do tej akcji (wewnętrzny przymus zmuszający do działania - to chyba najlepsza motywacja)?
Bez przekonania trudno o istotną pracę twórczą, fakt. Ludzie, którzy nigdy nie tworzyli nie wiedzą, jakie ogromne pokłady ludzkiej energii, trzeba z siebie wyzwolić, by powstał cykl obrazów wartościowych artystycznie. Czasem trafia się ślepej kurze ziarno, ale zgromadzenie przypadkiem całego pakietu obrazów – pokazującego klasę artysty – jest ślepym trafem niemożliwe. Do tego potrzeba ciężkiej pracy. A ta wymaga stymulacji , paliwa, czyli: wiary i miłości, do tego, co się robi. A tej wiary właśnie, najzwyczajniej w świecie, w codziennym zmęczeniu brakuje często każdemu. Dla tego, tak ważnym jest, by twórca usłyszał, choćby od wielkiego dzwonu, miłe słowo o tym co robi. To jest dla niego, jak głęboki oddech, uspokojenie się, przed kolejnym zanurzeniem się w sobie. Cykl „LAL” jest wyjątkowy i znajdzie swoje miejsce w historii polskiej fotografii. O to proszę być spokojnym, to już masz Wojciechu w kieszeni. Niech ta myśl daje Ci spokój i pewność w kolejnych działaniach. A jeżeli możesz „dosztukować” do niego coś nowego i jeżeli kosztuje Cię to tylko zatrzymanie samochodu, rozstawienie statywu, słowem 10 min roboty – nie wahaj się, kurdę! I zrób tę przyjemność choćby, dla jednej osoby :)
OdpowiedzUsuńStrasznie lubię plastyczną stylistykę tych fot. Niektóre z nich, to taki plakat w plakacie. Prawdziwy hiperrealizm. Jak dla mnie, powinny być prezentowane jedynie jako duże, plastyczne obrazy.
Można by nawet na wystawie pokusić się o specjalną oprawę podczas ich prezentacji. Może warto, dla dodatkowego efektu, nad jedną, najbardziej „plakatową” pracą, powiększoną do super dużych rozmiarów, nawiązującą w wymowie do bilbordu, umieścić od góry szereg jarzeniówek, dla nadania klimatu reklamy ulicznej? A może kilka plakatów podświetlić od tyły (lightbox) w outdoor-owym styl? A może... ? Wiem, wiem, ten cykl to przeszłość. Tak tylko sobie wizualizuję alternatywne wersje przyszłości ;)
Pozdro
:)
OdpowiedzUsuńPrzy produkcji tej wystawy popełniłem poważny błąd dotyczący wielkości zdjęć. Pierwotnie miały mieć 70x70cm, oczywiście pleksa i dubondy. Opracowując pliki zobaczyłem, że przy ponad 10x krotnym powiększeniu klatki negatywu 6x6cm (w systemie Hasselblada jest to dokładnie to 55x56mm) zaczyna się pojawiać cyfrowe ziarno. Oczywiście efektu tego w ogóle nie widać w przypadku prac oprawionych, nie mniej jednak postawiłem na wtedy na "fotograficzną jakość" i to był błąd. Trzeba było zrobić powiększenia 1x1m, które znacznie lepiej zagrałyby podczas ekspozycji (można to było wtedy spokojnie zrealizować, ponieważ CSW w 2007 roku dysponowało przyzwoitym budżetem na produkcję wystaw). Teraz wybrałbym raczej technikę druku atramentem pigmentowym na papierze Hahnemuhle Photo Rag 308 i zwykłą oprawę w ramy oraz szkło. Może kiedyś...