Przy okazji wymiany komentarzy pod poprzednim postem, wspomniałem fotograficzny album Henryka Hermanowicza „Kraków. Cztery pory roku”. Książka nie miała chyba jednak 600.000 nakładu (tak jak napisałem), natomiast na pewno Wydawnictwo Literackie wypuściło sześć jej edycji. Kompletna nieobecność krakowskich judaików w takiej publikacji, która po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w 1958 roku, czyli w czasach poluzowanej cenzury (np. w stosunku do tego co się działo do października 1956), jest co najmniej dziwna i należy chyba słusznie przypuszczać, że raczej nie wynika z... „przeżywania traumy po Zagładzie”. Owszem, w albumie Hermanowicza znajduje się zdjęcie bramy prowadzącej na podwórko przed Synagogą Wolfa Popera, ale podpisane jest ono w sposób następujący: DOMY ULICY SZEROKIEJ. I tyle na ten temat.
Ciekawy jest również wstęp do tego albumu, pióra Jerzego Banacha (także redaktora tej publikacji), historyka sztuki z wykształcenia, profesora PAN, kustosza Działu Ikonografii Wawelu i późniejszego wieloletniego dyrektora Muzeum Narodowego w Krakowie. Otóż w tekście tym znajduje się taki oto fragment na temat Kazimierza (myślę, że przeczytać go koniecznie należy, artykułując à la Czesław Wołłejko przedniozębowe „ł” ):
Na południe od Wawelu, w pobliżu starego kościoła Na Skałce, powstał za Kazimierza Wielkiego gród, od imienia władcy nazwany Kazimierzem. Miał być on konkurencją dla Krakowa, nie cieszącego się łaską w pierwszych latach panowania monarchy. Król wyposażył fundowane przez siebie miasto w wspaniałe bazyliki: św. Katarzyny, wzniesioną dla przybyłych z Czech augustianów, i Bożego Ciała, pierwotnie kościół parafialny, przekazany kilkadziesiąt klat później kanonikom laterańskim sprowadzonym z Kłodzka. Architektura monumentalnych brył tych świątyń współzawodniczy godnie z kościołami krakowskimi. Mimo dobrych początków Kazimierz wiódł później skromny żywot w cieniu Krakowa, do którego został na koniec włączony w pierwszych latach ubiegłego wieku (tzn. XX w.). Jako pamiątkę świetniejszych czasów zachowało miasto prostokątny rynek z renesansowym ratuszem, kilka pięknych kościołów, parę bóżnic (tu bowiem mieszkali krakowscy Żydzi), wiele starych kamienic, wreszcie nazwę głównej ulicy Krakowskiej, bo do Krakowa niegdyś prowadzącej. W malowniczych, ale bardzo dzisiaj zaniedbanych zaułkach kazimierskich toczy się życie spokojniej, niby na prowincji.
Krakowscy Żydzi, którzy przez kilkaset lat współtworzyli to miasto, zostali przez Szanownego profesora Jerzego Banacha umieszczeni w nawiasie. Bardzo symbolicznie i znacząco zarazem. RĘCE OPADAJĄ...
Przyłączenie Kazimierza do Krakowa nastąpiło w 1800 roku, ale Banach pisząc słowa j.w. w wieku XX, miał na myśli chyba właśnie początek wieku XIX?
OdpowiedzUsuńOczywiście za podejście do Żydów i "paru bóżnic" nagana.
Siedem ocalałych synagog... Ewenement na skalę światową! Do tego kilkaset lat bytności Żydów...
OdpowiedzUsuńWstyd nie tylko dla autorów albumu, także dla WL. Dobrze, że obnażasz takie "perełki".
Siedem ocalałych synagog, bejt ha-midrasze, sztible i prywatne domy modlitwy ... Ale najwyraźniej autorom albumu (fotografowi i redaktorowi) nie za bardzo było to w smak ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego jednak, aż tak bardzo mnie to nie dziwi...
Sytuacja polityczna? Cenzura? Jakieś prywatne animozje?
OdpowiedzUsuńChyba to co zawsze ;)))
OdpowiedzUsuńTo nie wiem...
OdpowiedzUsuńJakaś nieżyciowa chyba jestem :);)