środa, 31 lipca 2013

Cmentarz żydowski w Mikulovie


Jan Skácel

Cmentarz żydowski w Mikulovie

Ostatni umarli leżą daleko
ale ci
którym się poszczęściło
nie mają tu źle

Ktoś zasadził przy płocie morelę
i nikt nie przychodzi w lecie po owoce
ludzie krępują się
zjadać umarłym złote jabłka

Dojrzały i opadają
dziesiątki małych słońc turlają się po trawie
koło grobu Szymona i Rebeki
Pajęczym pismem
zapisał się tu na kamieniach czas

Kulki śnieguliczek
trzaskają pod nogami jak wystrzały
w galicyjskiej Kirlibabie

Wszystko było już dawno
Tylko ta niestosowna słodycz
pełna jest os
i sama sobie wspomina


[przekład Leszka Engelkinga. Z książki: Leszek Engelking Maść przeciw poezji. Przekłady z poezji czeskiej. Biuro Literackie, Wrocław 2008. str. 318.]

wtorek, 30 lipca 2013

Co z tą fotografią?


Jest Bandycka grzęda zdjęciem autorstwa Jacoba Riisa (jak pisze o tym portal coztafotgrafia.blogspot.com) czy nie jest? Chyba jednak nie...



Ja też przez długi czas nie miałem co do tego jakichś specjalnych wątpliwości. Jednak właśnie to zdjęcie, które otwiera słynną książkę Jak żyje druga połowatrochę nie dawało mi spokoju swoją odmienną stylistyką... No i ta charakterystyczna winieta w górze kadru, która nie pojawia się później w żadnym ujęciu. Więc raczej - tak jak można przeczytać na zeskanowancyh powyżej stronach albumiku wydawnictwa Phaidon - to Richard Hoe Lawrence lub Henry G. Piffard, autorzy wykonujący wówczas stereoskopowe fotografie o komercyjnym przeznaczeniu.

[Wszystkie skany z książki: BonnieYochelson Jacob Riis, Phaidon Press limited, 2001]

poniedziałek, 29 lipca 2013

DWIE KAPITALNE WYSTAWY

z których jedna się wczoraj skończyła - Niepokoje Wilhelma von Blandowskiego w Czytelni Sztuki w Gliwicach (i udało mi się ją w końcu oglądnąć!), a druga została otwarta w miniony piątek w Muzeum Etnograficznym w Krakowie - Ciemne świecidło. Fotografie Michała Greima (1828-1911). Obie ekspozycje łączy osoba kuratora, którym jest Wojciech Nowicki. Obie wystawy są świetnie przygotowane i mają porządnie wydane katalogi (w przypadku Gliwic jest to regularny album fotograficzny), w których przeczytać możemy - jak zawsze ma to miejsce u Nowickiego - kompetentne i ciekawie napisane eseje. 
Zarówno Blandowski jak i Greim prowadzili dość przeciętne zakłady fotograficzne, świadczące typowy dla tamtych czasów "zestaw usług dla ludności", tym jednak co doróżniało obu fotografów od wcale licznej rzeszy właścicieli fotograficznych atelier, są zdjęcia wykonywane bez komercyjnego przeznaczenia. No i patrząc na te fotografie, widać w nich na przykład swoistą zapowiedź pewnych rzeczy, które się później przydarzyć miały temu medium, kiedy zaczęto wobec niego używać przytmiotnika "artystyczny". Stosunkowo chyba częsta u dziewiętnastowiecznych fotografów skłonność do tworzenia katalogów przedstawicieli różnych zawodów lub typów ludzkich w przypadku Blandowskiego czy Greima wyraźnie odstaje od ówczesnej rzemieślniczej rutyny. 

Michał Greim, Rosyjski wyrobnik z okolic Chocimia, Kobieta na jarmarku chocimskim, lata 70.-80. XIX w., odbitki albuminowe [skan z katalogu Ciemne świecidło. Fotografie Michała Greima (1828-1911), Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie, Kraków 2013, str. 36-37]

Oczywiście obie muzealne kolejce oglądamy w kuratorskim układzie i przez pryzmat tego, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat w fotografii, traktowanej jako wypowiedź o artystycznym chrakterze. Tak więc porteretom Blandowskiego i Greima zakakująco blisko np. do... Ludzi XX wieku Augusta Sandera, z tym, że w ani jeden, ani drugi nie miał pomysłu na bardziej rygorystyczne zorganizowanie materiału i związaną z tym celowość działania. Wykonane przez Blandowskiego na zlecenie Victora von Groelinga zdjęcia krów rasy holenderskiej z hodowli w Szałszy (lata 1867-68) blisko znowuż do serii o charakterze wizualnej typologii, ale... to wszystko m.in. dlatego, że same właściwości aparatu fotograficzne, a ściślej rzecz ujmując - parametry tejestracji obrazu, "uśredniają" to, co jest zapisywane. No, a jeżeli fotografowane obiekty obadarzone są powtarzającymi się cechami i dodatkowo występują na zbliżonym tle, wtedy tylko... trzeba(by) mieć pomysł na wykorzystanie takiego wizualnego potencjału.

Wilhelm von Blandowski, Karta z albumu: siedem krów i byk ze stada krów holenderskich Victora von Groelinga w Szałszy, 1987-68 [skan z książki Niepokoje Wilhelma von Blandowskiego. Tekst i wybór zdjęc: Wojciech Nowicki, Czytelnia Sztuki, Gliwice 2013, str. 38]

sobota, 27 lipca 2013

Krzysztof Jaworski prowadzi bloga !!!

Prowadzi go od 9 dni, a ja dopiero teraz o tym informuję... Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że od razu zamieściłem na hiperrealizmie linka do jego strony (między Krytyką polityczną a Obiegiem). 
Na swoim blogu, który ma podtytuł "archiwum literackie", Krzysztof Jaworski zamieszcza na razie (i zgodnie z przywołanym podtytułem) różne, bardzo ciekawe archiwalia ze swojej twórczości, ale mam nadzieję, że pojawią się też nowe rzeczy. W poście z 25 lipca natknąłem się na skan maszynopisu (wydruku?) wiersza, którego nie znałem. A że utwór ten od razu mi się spodobał, więc wklejam go poniżej. Miłej lektury ;))


piątek, 26 lipca 2013

Thaddeus Holownia


Oglądając kilka dni temu stronę Jeffa Brouwsa (niestety nic nowego na niej nie ma) otwarłem zakładkę events, a tam znalazłem informację o wystawie Car Culture: Art and Automobile w Heckscher Museum w Huntington. A po wejściu na stronę rzeczonej isntytucji natknąłem się pracę na nieznanego mi wcześniej fotografa o nazwisku Thaddeus Holownia

Thaddeus Holownia, z serii Headligting (1974-1977)

Zaprezentowane na muzealnym portalu zdjęcie wykonane zostało wielkoformatowym aparatem panoramicznym 8x20" (w Ameryce używa się wobec tych urządzeń określenia banquet camera, ponieważ wykorzystywaneo je głównie do robienia zbiorowych fotografii portretowych, chociaż do pejzażu też się świetnie nadają...), którego kasety załadowane zostały... papierowymi negatywami. Wszystko dlatego, że seria ta pomyślana została jako swoisty homage dla Henry Foxa Talbota. Pomyślmy jak taki homidż dla jakiegokolwiek fotografa z pierwszej połowy XIX wieku, wyglądałby w wykonaniu rodzimego autora: rozmokłe kolodiony z obowiązkowymi zaciekami... albo niewyraźne i nieostre papiery solne... albo pinhole naświetlane w kieszeni lub przy pomocy kamery wykonanej z buta... a wszystko w obowiązkowych czarnych ramach...

Thaddeus Holownia, Canning, NS 1988, z serii Station: Irving Architectural Landscapes 

No i oglądając stronę Thaddeusa Holowni natrafiłem na interesującą serię o nazwie Station: Irving Architectural Landscapes, która została zreaizowana w latach 1979-2004, także przy pomocy panormaicznej kamery, tyle że 7x17" i na klasycznych negatywach, z których artysta sporządza wyłącznie stykowe odbitki. Tak sobie myślę, że jest to zpewne jakieś pokłosie wystawy New Thopographics, ale co jest fajne w przypadku Holowni, to to, że nie stara się on naśladować któregokolwiek z występujących podczas tamtejszej ekspozycji fotografów, a swój topograficzny zapis robi na własną rękę. Druga istotna kwestia w przypadku tej serii, to czas realizacji cyklu - 25 lat! A biorąc pod uwagę, że projekt ten ma zobrazować efekt franczyzacji krajobrazu przez handlującą paliwami firmę Irving, jest zabiegiem jak najbardziej wskazanym (ale też oczywiście wymagającym sporej cierpliwości).


 Thaddeus Holownia, Halifax, NS 1992, z serii Station: Irving Architectural Landscapes

 Thaddeus Holownia, Dorchester, NB 1984, z serii Station: Irving Architectural Landscapes

Thaddeus Holownia, Sackville, NS 1996, z serii Station: Irving Architectural Landscapes

I na koniec jeszcze słowo na temat banquet camera 7x17", którą Thaddeus Holownia się posługuje (przy fotografowaniu Paryżą używa także formatu 5x7"). Otóż tak się składa, że bardzo podobne urządzenie, także o rozmiarach kadru 7x17" stosuje od pewnego czasu z powodzeniem Andrzej Jerzy Lech. Nie mam pojęcia, czy ta koincydencja wynika ze znajomości zdjęć kanadyjskiego fotografa, czy też jest dziełem przypadku. Kamera Lecha to obiekt zabytkowy, aparat Holowni (widoczny na filmie) wygląda raczej na niezbyt stare urządzenie, wyposażone we współczesnie produkowaną optykę. Dlaczego o tym piszę? Dlatego bo dla rodzimych krytyków sztuki/fotografii to niezwykle "ważna" informacja... Gdyby posiadali wiedzę na temat istnienia Thaddeusa Holowni oraz jego świetnych zdjęć i gdyby nie za bardzo lubili Andrzeja Jerzego Lecha, to by mu na każdym kroku o istnieniu kanadyjskiego fotografa przypominali (że już Holownia w latach siedemdziesiątych... też panoramicznym aparatem 7x17"... tylko na stykowych odbitkach... etc., etc.).


Thaddeus Holownia, Joggins, NS 1988, z serii Station: Irving Architectural Landscapes

czwartek, 25 lipca 2013

5 LAT TEMU

umarł Eryk Zjeżdżałka. To smutna rocznica. I dzisiaj o godz. 18:00 we wrzesińskim Muzeum Regionalnym otwiera się jego wystawa pt. "Portrety", na której wernisaż niestety nie dam rady przyjechać (czego żałuję). 


Kiedy w 2002 roku szukałem autorów do pokazania na planowanej wtedy wystawie "Fotorealizm" w Zderzaku (skądinąd pierwotny tytuł tego pokazu to "Hiperrealizm", ale przeciwko tej nazwie stanowczo zaprotestowali właściciele galerii), na jakiejś stronie internetowej natrafiłem na kilka zdjęć Eryka Zjeżdżałki z jego pokazu pt. "Inwentaryzacja", który był dokumentalnym zapisem prac rozbiórkowych we wrzesińskiej fabryce domów o nazwie Stokbet. Nie pamiętam już w jaki sposób zdobyłem namiary na autora, w każdym razie na wystawie w Zderzaku gros zdjęć z setu Eryka to były właśnie kapitalnie trafione kadry ze Stokebetu. I jeżeli przeglądniemy wydany w wydawnictwie Kropka w 2009 minialbum pt. "Był sobie Stokbet..." to widać wyraźnie, że 43 kadry jakie się tam znalazły, układają się w narrację o zdecydowanie topograficznym charakterze. Eryk Zjeżdżałka ewidentnie nie był "starym dokumentalistą"!

środa, 24 lipca 2013

KATALOG WYSTAWY JANICKA & WILCZYK. INNE MIASTO

W postaci pdf jest już dostępny na stronie Otwarta Zachęta. O czym z przyjemnością wszystkich cztelników hiperrealizmu informuję i ZAPRASZAM DO OGLĄDANIA oraz CZYTANIA!

wtorek, 23 lipca 2013

Petrochemical America



to album Richarda Misracha & Kate Orff, na który natknąłem się zeszłą sobotę w berlińskiej księgarni Walthera Königa. Rzecz dotyczy rzeki Mississippi, a konkretnie jej stupięćdziesięciomilowego odcinka od Baton Rouge aż po Nowy Orlean, noszącego też nazwę Cancer Alley - z racji zlokalizowania przy jej brzegu dużej liczby zakładów chemicznych. W książce można zobaczyć 150 fotografii tego terenu autorstwa Richarda Misracha (wykonanych w dwóch podejściach: w 1998 i 2010 roku) oraz rysunki Kate Orff, które są rodzajem "tablic edukacyjnych" pokazujących kulturowe, ekologiczne i ekonomiczne aspekty degradacji wspomnianego obszaru. Album wydała Fundacja Aperture w 2012 roku i na rodzimych portalach lub blogach poświęconych fotografii przeszedł on chyba bez echa... Szkoda, bo zdjęcia nie tylko są świetne (jak zawsze w przypadku Misracha), ale też dotyczą kwestii dewastacji środowiska naturalnego przez turbo-kapitalizm, z czym coraz bardziej mamy do czynienia również w Polsce (i niemal wszyscy obywatele tego kraju kładą na to laskę...). O Petrochemicznej Ameryce Fundacja Aperture pisze na swojej stronie w sposób następujący:

Petrochemical America features Richard Misrach’s haunting photographic record of Louisiana’s Chemical Corridor, accompanied by landscape architect Kate Orff’s Ecological Atlas—a series of “throughlines,” speculative drawings developed through research and mapping of data from the region. Their joint effort depicts and unpacks the complex cultural, physical, and economic ecologies along 150 miles of the Mississippi River from Baton Rouge to New Orleans, an area of intense chemical production that first garnered public attention as “Cancer Alley” when unusual occurrences of cancer were discovered in the region.

This collaboration has resulted in an unprecedented, multilayered document presenting a unique narrative of visual information. Petrochemical America offers in-depth analysis of the causes of decades of environmental abuse along the largest river system in North America. Even more critically, the project offers an extensively researched guidebook to the way in which the petrochemical industry has permeated every facet of contemporary life. What is revealed over the course of the book is that Cancer Alley—although complicated by its own regional histories and particularities—may well be an apt metaphor for the global impact of petrochemicals on the human landscape as a whole.

A zdjęcia wyglądają (m.in.), jak poniżej. To oczywiście mój subiektywny wybór - więcej fotografii Richarda Misracha można zobaczyć np. na stronie Fraenkel Gallery, która go reprezentuje.

Richard Misrach, Holy Rosary Cemetery and Dow Chemical Corporation (Union Carbide Complex), Taft, Louisana, 1998

Richard Misrach, Playground and Shell Refinery, Norco, Louisiana, 1998

Richard Misrach, Norco Cumulous Cloud, Shell Oil Refinery, Norco, Louisiana, 1998

Richard Misrach, View of Exxon Refinery, State Capitol, Baton Rouge, Louisiana, 1998

Richard Mirach, Swamp and Pipeline, Geismar, Lousiana, 1998

Richard Misrach, Hazardous Waste Containment Site, Dow Chemical Corporation, Plaquemine, Louisiana, 1998

piątek, 19 lipca 2013

FRÜH !!!



Przed galerią PIGASUS Polish Poster Gallery Asi i Mariusza Bednarskich przy Danziger Straße 52 w Berlinie, FRÜH!!! Zdjęcia zrobione wczoraj o 16:52, ale - jak nie trudno się domyślić - nie byłem w stanie wkleić ich wieczorem... ;))

środa, 17 lipca 2013

GOLGOTA NARODOWA


w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Pani Świętokrzyskiej w Kałkowie. To tam gdzie stoi betonowy Tupolew - upamiętnienie katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. I gdzie w kaplicy bł. ks. Jerzego Popiełuszki znajduje się autentyczny Fiat 125p (kaplica znajduje się we wnętrzu kamiennej Golgoty, bardzo podobnej do tej z Lichenia). Widoczne na zdjęciu poniżej wlepki przylepiono do skrzynki, która przymocowana jest do krzyża na szczycie wspomnianej instalacji... 

[2013-07-15]

wtorek, 16 lipca 2013

Kielce, ul. Na ługach


[2013-07-16  15:59]

Czegoś takiego mi brakowało :)
Czekałem wytrwale aż słońce mocniej zaświeci przez dziurę w chmurach i zdarzyły się trzy takie momenty. Co z tego wyniknie (wynikło) okaże się niebawem...

poniedziałek, 15 lipca 2013

Marek Wykowski


o którego istnieniu nie miałem do tej pory pojęcia. Kilka dni temu Piotr Bekas wrzucił na Facebooka widoczne poniżej zdjęcie, 

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Jaworzno

a ponieważ jest to dobrze mi znane skrzyżowanie na obwodnicy Jaworzna, które często przejeżdżam w drodze na Śląsk, więc zgooglowałem autora i znalazłem spory set jego fotografii na serwisie Flickr, a wśród nich serię o nazwie Silesian Ballad. Jak się można domyślić na pierwszy ogień otworzyłem Śląską balladę i... z wrażenia aż krzyknąłem sobie ŁAŁ!

 Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Jaworzno

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Zabrze

Bo w większości są to miejsca, które dobrze znam (powiedziałbym, że te obrazy mam pod powiekami), a Marek Wykowski w niezwykle prosty i zarazem celny sposób przedstwia je za pośrednictwem fotograficznego medium.

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Paniówki

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Chełmek

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Katowice

Oczywiście można poruszyć tutaj kwestię wpływologii. Sam autor nie okrywa inspiracji dla tego co robi i w wywiadzie dla portalu ILOVETHATPHOTO wymienia nazwiska takie jak: Clare Richardson, Adam Jeppesen, Karin Apollonia Müller, Sophie Ristelhueber, Alec Soth, Guy Tillim i Jem Southam (w rozmowie na blogu madaboutportraits dochodzi jeszcze Joel Sternfeld). Od siebie dodałbym może (zapewne znanego Wykowskiemu) Marka Powera.

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Zabrze

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Ruda Śląska

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Modlnica

Bardzo podoba mi się sposób działania Marka Wykowskiego i chociaż śląska seria udostępniona na serwisie Flikr, ma cechy materiału roboczego (niektóre skany są nie do końca wyczyszczone), to widać w tych fotografiach zręby wizualnej narracji, która dość dobrze i w - trafnie określonej przez tytuł cyklu - "balladowej" konwencji prezentuje topografię Górnego Śląska oraz Zagłębia. Mam nadzieję, że autor tych zdjęć będzie kontynuował swoje przedsięwzięcie, tak żeby można było z zarejestrowanych kadrów ułożyć albumową publikację.

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Zabrze

 Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad, Dąbrowa Górnicza

Marek Wykowski, z cyklu Silesian Ballad

niedziela, 14 lipca 2013

JANICKA, WILCZYK: WARSZAWA. POLSKA. ŚWIAT NIEPRZEDSTAWIONY


Czyli wywiad, jaki  przeprowadziła z nami Lidia Ostałowska, który znalazł się w katalogu wystawy Inne Miasto, a teraz można go także w całości przeczytać na portalu Krytyki Politycznej. Na zachętę wklejam początek tej rozmowy:

Lidia Ostałowska: Wystawa Inne Miasto pokazuje Śródmieście Warszawy nieznane.

Wojciech Wilczyk: Oglądamy je z wysokiej perspektywy, chociaż nie z lotu ptaka. W XIX wieku tego typu zdjęcia nazywano widokiem administracyjnym. Perspektywa wysoka, w przypadku malarstwa nazywana napowietrzną, to także nawiązanie do XVIII-wiecznej weduty. Podobny typ działania fotograficznego nigdy nie był w Polsce szczególnie popularny.

Nadal pozytywnie wartościowany jest natomiast wzorzec stworzony przez grupę fotografów związaną z Janem Bułhakiem. Najpierw była to, anachroniczna pod względem obrazowania, konwencja piktorializmu. Później „mistrz Jan” — zainspirowany niemiecką Heimatphotographie — przekształcił ją w rodzimy, etnocentryczny program „fotografii ojczystej”. Zaczęto wówczas akcentować tzw. narodową specyfikę pejzażu, a fotografię zaprzęgnięto w służbę idei „Polski mocarstwowej”.

„Zdjęcia powinny obrazować naszą ziemię ojczystą i ludzi ją zamieszkujących z najlepszej strony oraz posiadać wartość artystyczną i piętno narodowe” — pisał wtedy Bułhak.

Elżbieta Janicka: Kiedy czyta się w pismach Bułhaka pochwałę „tradycji i rasy” wymierzoną w „pasożyty przybłędy”, skóra cierpnie. W Innym Mieście sięgamy do wcześniejszych, pierwotnych funkcji fotografii. Karol Beyer, pierwszy zawodowy fotograf warszawski, wykonał serię widoków ze świetlika kopuły kościoła ewangelicko-augsburskiego św. Trójcy, sąsiadującego dzisiaj z Zachętą. Powstała panorama miasta złożona z 12 zdjęć. Beyer sfotografował to, co jest, a nie to, co i jak powinno być. W wydanym niedawno albumie z jego zdjęciami znalazły się tylko dwa widoki z serii. Idea opisania przestrzeni wyraźnie nadal nie znajduje w Polsce uznania nawet w gronie specjalistów.

WW: Tym bardziej doceniamy np. archiwum Detroit Publishing Company pokazujące amerykańskie miasta na przełomie XIX i XX wieku lub całkiem świeże prace angielskiego fotografa Johna Daviesa zainteresowanego współczesnymi procesami urbanistycznymi. Widoki miasta zarejestrowane z wysokiej perspektywy pozwalają spojrzeć inaczej i zobaczyć więcej niż zdjęcia z poziomu chodnika. Jest to tym ważniejsze, że operujemy na terenie postrzeganym jako pozbawiony wyrazu, banalny i opatrzony. Zmiana perspektywy na bardziej zdystansowaną jest kluczowa w sytuacji, w której przez sposób opisu przestrzeni chcielibyśmy się przyczynić do zmiany potocznej świadomości.

Dlaczego pokazujecie dawną Dzielnicę Północną, która stała się terenem getta?

EJ: Chcemy pokazać centralne usytuowanie obszaru, który Jacek Leociak nazwał „miejscem-po-getcie”. Takie ujęcie wchodzi w polemikę z przekonaniem, że miejsce Żydów, a później Zagłady, było w historii Polski marginalne. Postrzegamy Warszawę jako stolicę, a więc wizytówkę kraju. W tym sensie jest to dla nas przestrzeń reprezentacyjna i reprezentatywna. Nasz projekt przynosi wizualizację tego, co na wierzchu i co tkwi w centrum kultury i społeczeństwa, a co kultura i społeczeństwo dotąd pomijały. Próby leczenia snem i milczeniem nie przyniosły rezultatu. Pora dokonać bilansu i podjąć konfrontację ze stanem faktycznym. 

[JANICKA & WILCZYK  INNE MIASTO / OTHER CITY, 17x21cm, 112 str., wstęp Hanny Wróblewskiej, esej Gabrieli Świtek Grunt i horyzont, 30 kolorowych fotografii z opisami, wywiad przeprowadzony z autorami przez Lidię Ostałowską, biogramy, podziekowania oraz mapa getta opracowana przez Roberta Marcinkowskiego - użyczona nam przez Barbarę Engelking i Jacka Leociaka, autorów książki Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście. Wyd. Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 2013]

sobota, 13 lipca 2013

POCHWALONY...


Wklejona poniżej wypowiedź Mariusza Foreckiego z Fecebooka wygląda jakby została wyrwana z kontekstu jakiejś dyskusji na temat wystawy Inne Miasto w Zachęcie. I pojawiająca się w niej swoista pochwała - biorąc pod uwagę typowo fotoreporterską konwencję obrazowania, w której jej autor się zazwyczaj wypowiada - musiała mu przyjść ze sporym trudem (i ja naprawdę ten duuuży wysiłek doceniam). Sytuację braku reakcji rodzimych dokumentalistów czy fotoreporterów na procesy zachodzące w Polsce po transformacji ustrojowej (i próby ich interpretacji), o czym później Forecki pisze, dobrze można było zaobserwować na wystawie Świat nie przedstawiony. Dokumenty polskiej transformacji, którą rok temu w CSW pokazał Adam Mazur. Dla mnie najlepszym próbnikiem w przypadku tego zjawiska jest Łódź. Poprzemysłowy zespół miejski, "polski Manchester", zjawiskowy postindustrialny plener, który w ciągu 24 lat jakie minęły od momentu ustrojowej transformacji nie doczekał się porządnego dokumentalnego zapisu... (a działa tam przecież słynna uczelnia filmowa z wydziałem fotografii). 



czwartek, 11 lipca 2013

Spotkanie z Elżbietą Janicką w Zachęcie


dzisiaj o 18:00, sala warsztatowa, ZAPRASZAMY!

Elżbieta Janicka, Zielnik (od 2004), praca pokazywana na wystawie Sztuka polska wobec Holokaustu w Żydowskim Instytucie Historycznym im. Emanuela Ringelbluma.

środa, 10 lipca 2013

FUGA ŚMIERCI


Paul Celan

FUGA ŚMIERCI

Czarne mleko poranku pijemy je pod wieczór
Pijemy w południe o świcie piejmy je nocą
Pijemy pijemy
Grób kopiemy w powietrzu tam się nie leży ciasno
Człowiek mieszka w tym domu który się bawi z wężami ten pisze
Pisze gdy zmierzcha do Niemiec złoto twoich włosów Małgorzato
Tak pisze wychodzi przed dom i gwiazdy migocą przyzywa gwizdem swe psy
Gwizdem wywleka swych Żydów każe im kopać grób w ziemi
Nam rozkazuje teraz zagrajcie do tańca

Czarne mleko poranku pijemy nocą
Pijemy o świcie w południe pijemy cię wieczór
Pijemy pijemy
Człowiek mieszka w tym domu który się bawi z wężami ten pisze
Pisze gdy zmierzcha do Niemiec złoto twoich włosów Małgorzato
Popiół twoich włosów Sulamit kopiemy w powietrzu grób tam się nie leży ciasno

Krzyczy głębiej wrzynajcie się w glebę wy tutaj a wy tam śpiewajcie i grajcie
Chwyta za broń u pasa i wymachuje oczy jego niebieskie
Głębiej wryjcie łopaty wy tutaj w a wy tam grajcie do tańca


[wiersz w tłumaczeniu Stanisława Jerzego Leca z tomu: Paul Celan Psalm i inne wiersze (oprócz Fugi śmierci wszystkie utwory w wyborze i przekładzie Ryszarda Krynickiego), Wydawnictwo a5, Kraków 2013, str. 37]


wtorek, 9 lipca 2013

Bałwanienie do entej potęgi


Podobnie jak Krzysztof Varga pasjami czytam bloga Wojciecha Wencla (mam nadzieję, że jednak nie zaszkodzi mi to tak jak Vardze, felietonista Gazety Wyborczej popełnił bowiem swego czasu idiotyczny artykuł na temat Festung Warschau Eli Janickiej). Czytam Wencla w miarę regularnie i mam wrażenie, że każdym swoim felietonem pisanym dla Gościa Niedzielnego lub Gazety Polskiej, próbuje on przebić poprzednie teksty. Jeżeli więc artykuł dla pierwszego z wymienionych tygodników jest bałwanieniem do kwadratu (by przywołać termin użyty przez Jaroslava Haška w nieśmiertelnych Przygodach dobrego wojaka Szwejka), to w drugim mam już do czynienia z bałwanieniem do sześcianu, itd., itd. Przykładem bałwanienia do entej potęgi jest jeden z nowszych wytworów pióra Wencla, a mianowicie zamieszczony w Gościu Niedzielym (nr 27/2013) felieton pod tytułem Młodziankowie z Wołynia. Dzieci obmyte we krwi Baranka triumfalnie wstepują do nieba. Rzecz dotyczy czystki etnicznej na Wołyniu, której latem 1943 oddziały OUN i UPA dopuściły się na polskich mieszkańcach tych terenów, a czego skutkiem było brutalne wymordowanie ok. 60.000 osób. Wencel z właściwą sobie swadą pisze o tych tragicznych wydarzeniach w takiej oto poetyce (ręce opadają i nie tylko one zresztą...):


W centrum rzezi wołyńskiej znajduje się Jezus Chrystus. Ci, którzy Jego ofiarę sprowadzają wyłącznie do historycznej drogi krzyżowej, mają pewnie problem z faktem, że nasi męczennicy na Wołyniu – fizycznie rzecz biorąc – doświadczyli okrutniejszych, bardziej bolesnych tortur niż wcielony Bóg. Jednak Boża miłość nie dlatego jest bezgraniczna, że Chrystus na Golgocie wycierpiał najwięcej, lecz dlatego, że dobrowolnie zszedł na Ziemię, by uświęcać nasz los swoją krwią. Był także tam, na Wołyniu, przed siedemdziesięciu laty. Bóg mocny, przedziwny Doradca, Książę Pokoju. Szczęśliwi młodziankowie, ich rodzice i dziadkowie, których ze spalonego raju poprowadził ku bramom niebios.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Do poczytania w Newsweeku


o Innym Mieście (nr 26/2013 24-30.06.13). A jeżeli ktoś przegapił lub nie kupił, to wklejam poniżej skan całego artykułu Dawida Karpiuka: