Nie wiem, co mnie wzięło dzisiaj na słuchanie Pink Floydów i utworu Echoes z koncertu, a właściwie to filmu nagranego w amfiteatrze w Pompejach w 1971 roku? Być może dlatego, że odwiedziłem to miejsce w lutym, a obecność zespołu mocno była wyeksponowana w muzealnej ekspozycji? Jadąc kolejką linii Circumvesuviana, przez pomyłkę wysiedliśmy przystanek wcześniej (trzeba było pilniej obserwować turystów z Japonii, którzy zawsze doskonale mają rozpracowane marszruty...) i używając z nawigacji w smartfonie błądziliśmy przez godzinę z okładem (mapy firmy Google zupełnie się tu nie sprawdzają) przez tamtejsze osiedla... To zresztą temat na osobną opowieść, podobnie jak równie upiorny wygląd przedmieść Neapolu oglądany z okna pociągu. Patrzyłem na to wszystko tak zszokowany, że aż zapomniałem o możliwości robienia zdjęć czy kręcenia filmu telefonem. Wracając do rejestracji pobytu Pink Floyd w Pompejach, to rzeczony film zobaczyłem po raz pierwszy w połowie lat '80 podczas jakiegoś maratonu filmów muzycznych w klubie studenckim Rotunda lub kinie Mikro w Krakowie. Stare dzieje... aż się wzruszyłem. Oglądając ten film, a raczej słuchając ścieżki dźwiękowej, można dojść do wniosku, że materiał z The Dark Side of the Moon (no offence) to był jednak zdecydowany regres.
potem imho już był tylko regres ;)
OdpowiedzUsuńTego z atomem, matką i sercem w tytule, też się nie da słuchać... Ale popartowa okładka z krową, chapeau bas!
OdpowiedzUsuń