przeszło dziś rano przez maszynę. Uff.
W związku z powyższym mam następujące refleksje:
1). Albumy fotograficzne należy drukować wyłącznie w firmie, która specjalizuje się w druku takich wydawnictw.
2). Koniecznie należy dostarczyć własnoręcznie wykonane proofy.
3). W razie jakichkolwiek wątpliwości patrz punkt 1. lub 2.
W przypadku przygotowywania plików RGB do druku atramentowego lub do Lambdy, nie mam specjalnych problemów i to co obserwuję na ekranie swojego monitora, widzę potem w 95% na odbitkach lub wydrukach. Przygotowywanie plików w CMYK-u lub duotonach do druku offsetowego, też właściwie nie sprawia mi problemów, aczkolwiek zupełnie nie rozumiem uwarunkowań procesu świecenia płyt CTP.
Bo pomimo, że obecna edycja „Niewinnego oka” zawiera niezmienione pliki z poprzedniego wydania, to różnice kolorystyczne (w niepoddanych żadnej korekcji odbitkach) okazały się być dość spore… Co gorsza, nie dało się ustawić profilu pod całość nakładu, tak, że w zasadzie każdy arkusz trzeba było korygować oddzielnie w odniesieniu do „proofa”, jakim było pierwsze wydanie książki. O ile kontrastowe zdjęcia, wykonane w mocnym świetle słonecznym, nie sprawiały specjalnych problemów, to te gdzie sporo było miejsc zacienionych, potrafiły uciekać nam w zielnie, seledyny lub błękity…
Maszyniści offsetowi mówią, że to kwestia gęstości siatek rastra, konkretnie - ich niewystarczającej gęstości. A więc pojawił się czynnik technologiczny, którego (uwarunkowań) nie rozumiem, zresztą sami drukarze też nie. Tę wiedzę - w podstawowym przynajmniej zakresie - muszę sobie przyswoić, biorąc pod uwagę, że mam zamiar jeszcze kilka książek opublikować.
Żałuję, że nie zdecydowałem się na druk drugiego wydania na innym papierze, a więc nie na arcticu („papierze dziurawym” - jak go określają maszyniści) tylko kredzie nowatechmat, na której znacznie lepiej siada farba, co skutkuje ładniejszym nasyceniem kolorów (znikają też problemy z chłodną dominantą w cieniach).
Oprócz opisywanego wyżej „czynnika technologicznego” istotny jest też „czynnik ludzki”. Doświadczony maszynista potrafi przesunąć heble tam gdzie trzeba, ale… musi mu się chcieć. Czynnik ludzki nie jest do końca obliczalny i wymaga działań dyplomatycznych oraz perswazyjnych. W razie istotniejszych problemów w tym względzie, trzeba powrócić do punktu 1. ;)
No to powiedzieli. W idealnych warunkach każdy papier drukarski wymaga innego docisku, innej ilości farby itp. U nas w wielu drukarniach drukujący wszystko, co się da, regulują tylko tym, albo tym. Ma to swoje zalety: każdy egzemplarz książki potrafi być inny, indywidualny. :)
OdpowiedzUsuń"Sztuka" ;))) albo patrz pkt. 1.
OdpowiedzUsuńŻałuję, że za późno się zreflektowałem z tym "dziurawcem"... Dopiero w drukarni niestety i po przejściu kilku arkuszy przez maszynę.
Wstyd przyznać, że nie mam jeszcze "Niewinnego oka..." ale faktycznie wydaje mi się, że papie, który nazywasz "dziurawym" mógłby nie pasować do niego charakterem. Ale swoją drogą bardzo by mi się podobał taki, na jakim jest wydrukowany Thousand Philipa-Lorci diCorcii (nie wiem czy dobrze odmieniłem). Ale wtedy na pełnym gazie, wszystkie obiekty, bez wyboru, bo ten papier był ultracienki, ale super piękny.
OdpowiedzUsuń