Jan Satunowski
Przyśnili mi się
wujkowie - wuj Leopold i wuj Mulle (właściwie
kuzyni ze strony mamy), obaj robili mydło
z niczego - przedziwne to były czasy!...
W późniejszym klubie szwaczy mieściła się jeszcze
synagoga,
ale nie wierzyliśmy w Boga -
my, dzieci Karola Liebknechta i Róży Luksemburg,
wierzyliśmy w czerwoną kawalerię i Rewolucję światową.
Wujka Mulle
znam tylko ze zdjęcia, ale wujka Leopolda
zabili nie tak od razu...
22 marca 1972
[No i w końcu dotarła do mnie antologia Jerzego Czecha Wdrapałem się na piedestał (wyd. Czarne, Wołowiec 2013), w której znalazły się wiersze rosyjskich autorów publikujących swe teksty w czasach ZSRR w samizdacie. Otwarłem książkę na chybił trafił i trafiłem (nie chybiwszy) na kapitalne utwory Jana Satunowskiego (1913-1982) - o istnieniu tego poety nie miałem wcześniej bladego pojęcia... Przepisany powyżej wiersz znajduje się na str. 113.
Po południu odbieram kompa z serwisu, a ponieważ w międzyczasie trochę fotografowałem, więc dla paddierżki razgawora wkleję nieco najświeższych zdjęć. Oczywiście będę to robić stopniowo, być może nawet i systematycznie?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.