piątek, 23 listopada 2012

Po co być tak płaskim i prozaicznym?


Allen Ginsberg o Williamie Carlosie Williamsie. Ale myślę, że ta wypowiedź dotyczy nie tylko literatury/poezji oraz doktora z Rutherford:

No dobrze, po co być tak płaskim i prozaicznym? Albo: w jakim celu próbuje się wydobywać poezję z przedmiotów widzianych tak, jak postrzega je zwykły umysł? Najczęściej w ogóle nie widzimy zwyczajnych przedmiotów. Wypełniają nas fantazje śnione na jawie, tak że nie widzimy, co mamy przed sobą. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, co mamy przed nosem, i nawet nie doceniamy, co oferują nam codzienne stoły i krzesła, już to jako miejsca do jedzenia i siedzenia, już to w świetle stuleci rozwoju, jakie musiały zajść, żebyśmy mieli nasze miejsce do jedzenia. Zwykły umysł wstrzelający się w rzeczywistość, porzucenie jakichkolwiek myśli o niebie, iluminacji; zaniechanie wszelkich usiłowań manipulowania światem, by wydał się lepszy, niż jest; a zamiast tego zejście na ziemię i chęć nawiązania kontaktu z tym, co tu faktycznie jest, bez prób zmieniania wszechświata czy przeinaczania świata, który można zobaczyć, powąchać, posmakować, dotknąć, usłyszeć, o którym można myśleć. Praca Williamsa jako poety jest bardzo podobna do praktyki uważności w buddyzmie zen, ponieważ każe przyśrubować umysł do przedmiotów i wiąże adepta bezpośrednio ze wszystkim, co ten może znaleźć przed sobą, bez robienia z tego jakiejś wielkiej sprawy; bez zaspakajania jakichś ambicji ego, żeby mieć coś bardziej wykwintnego czy mniej bolesnego niż to, co już jest.

[Allen Ginsberg Williams w świecie przedmiotów, przełożyła Krystyna Dąbrowska - z tekstu obejmującego dwie uniwersyteckie pogadanki Allena Ginsberga (z 16 i 25 listopada 1976) spisane z taśmy i podane do druku przez Carrolla F. Terrella, Literatura na Świecie nr 1-2/2009, str. 82-83]

czwartek, 22 listopada 2012

Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi...


Dzisiaj rano do czytania w wannie wziąłem sobie tomik "Wierszy i poematów" Adama Ważyka (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1957) i ten fragment jego "Poematu dla dorosłych" (to chyba jeden z lepszych tekstów poetyckich, jakie zostały napisane w Polsce po 1945 roku) wydał mi się bardzo na czasie. W zasadzie opisana w wierszu sytuacja jest u nas constans...

Adam Ważyk 

3.

                                     „Dziś nasze niebo nie jest puste”
                                            Z przemówienia politycznego

Był świt, słyszałem świst odrzutowców,
kosztowny bardzo, a jednak musimy…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
wtedy mówimy: niebo nie jest puste.

Ludzie tu chodzą byle jak, w drelichach,
szybko się u nas kobiety starzeją…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
wtedy mówimy: niebo nie jest puste.

Za oceanem w obłokach się kłębi
apokalipsa, tu przechodzień klęka…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
klęczący mówi: niebo nie jest puste.

Tu legion chłopców wypuszcza gołębie,
dziewczyna wiąże błękitną chustę…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
wtedy mówimy: niebo nie jest puste.

środa, 21 listopada 2012

VorOrt


Peter Oehlmann, z cyklu Anhalt, Rubeland/Harz, 1996

Po dzisiejszym, obfitującym w ciekawe doświadczenia dniu (np. dowiedziałem się dziś od studentów, że fotografie Przemysława Pokryckiego z jego cyklu Rytuały przejścia są... nudne), oglądam "nudne" zdjęcia niemieckich krajobrazów z albumu VorOrt. Eine Sammlung topografischer Fotografien Ostdeutschlands. Książkę tę dostałem cztery dni temu od Louisa Volkmanna i nie mogę się od niej oderwać (nuda jest najwyraźniej wciągająca...). Powyższe kapitalne zdjęcie Petera Oehlmanna przypomina mi swoim klimatem fotografie Davida Plowdena z jego serii Bridges: the Spans of North America, tyle, że album amerykańskiego fotografa ujrzał światło dzienne w 2002 roku. Tak w ogóle, to jestem trochę (czy też mocno) zawiedziony, że na autorskiej stronie Oehlmanna jest tak mało jego topograficznych zdjęć z terenów byłej NRD. I bardzo zaskoczony faktem, że ten świetny fotograf nie ma własnego albumu...

wtorek, 20 listopada 2012

Decydujący moment według Wojciecha Wilczyka


ale też według Adama Mazura, autora leksykonu "Decydujący moment. Nowe zjawiska w fotografii polskiej po 2000 roku"czyli czwartkowe spotkanie w MOCAK-u, na które SERDECZNIE WSZYSTKICH ZAPRASZAM
Czwartek 22 listopada, godz. 18:00, Kraków, MOCAK, ul. Lipowa 4.



-----
Patrzę dziś rano (21.11.2012) na liczniki i widzę, że wczoraj (20.11.2012) miała miejsce jakaś oszałamiająca frekwencja. Wg. STAT4u - 362 wejścia (mam włączone wykluczanie przeładowań), a wg. Bloggera - 608 wyświetleń strony. DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ODWIEDZAJĄCYM I ZAPRASZAM PONOWNIE !

poniedziałek, 19 listopada 2012

Krajobraz ze swastyką (cd.)


Albo "motyw polski".

Łódź, 20120-11-19  10:48

I drugi "motyw polski", chyba równie popularny (fotografowany nieco wcześniej).

Łódź, 2012-11-19  09:35

niedziela, 18 listopada 2012

Jak wiele zależy od...


Tak wiele zależy od... tłumaczenia, ale nie tylko.

I przyszła mi na myśl też przedmowa Anki Ptaszkowskiej do albumu 6 mètres avant Paris Eustachego Kossakowskiego, gdzie pisze o "prostym pytaniu", jakie nurtowało wówczas autora tych rewelacyjnych zdjęć: Dlaczego przesunięcie aparatu fotograficznego o jeden centymetr w lewo czyni arcydzieło, a o jeden centymetr w prawo - złą fotografię?

William Carlos Williams

THE RED WHEELBARROW

so much depends
upon

a red wheel
barrow

glazed with rain
water

beside the white
chickens.

[z tomu wierszy i prozy Spring and All, 1923]
CZERWONE TACZKI

Jak wiele zależy
od

czerwonych
taczek

z glazurą deszczu
która spływa po nich

obok białych
kurcząt

[przekład Leszek Elektorowicz, w: William Carlos Williams Poezje, PIW, 1972]
CZERWONE TACZKI

tak wiele zależy
od

pokrytych szkliwem
deszczu

czerwonych ta-
czek

tam koło tych białych
kurcząt

[przełożył Leszek Engelking, LnŚ nr 1 (162) 1985, str. 142]
* 
CZERWONA TACZKA

Tak wiele zależy
od

czerwonej
taczki

lśniącej
po deszczu

obok białych
kurcząt

[przekład Julia Hartwig, w: William Carlos Williams Spóźniony śpiewak, Biuro Literackie, 2009]
* 
CZERWONA TACZKA

Tak wiele zależy
od

czerwonej
taczki

polewanej
deszczem

obok białych
kurcząt

[przekład Piotr Sommer, w: LnŚ, nr 1-2/2009, str. 219-220]

sobota, 17 listopada 2012

Łódź niedokończona


Łódź, okolice ulicy Ogrodowej, kwiecień 1994 [Nikon F-90 + AF Nikkor 50/1,4 + Kodak Tri-X]

Po wczorajszym fotografowaniu Łodzi, a konkretnie kibicowskich murali i graffiti mam szczerze dość. Stopień destrukcji tego terenu jest niewyobrażalny. Właściwie to całe "historyczne centrum", z wyłączeniem Piotrkowskiej z przyległościami, w ciągu najbliższych 10-15 lat ulegnie najpewniej rozbiórce, bo skala zniszczeń oraz zaniedbań jest kolosalna. Jeżdżąc wczoraj samochodem przez obszary, które administracyjnie wchodziły przed 1939 rokiem w obręb miasta, raz po raz napotykałem się domy-pustostany z zamurowanymi oknami oraz zrujnowane pustostany postindustrialne. Całe połacie "ziemi niczyjej"...
I jeżeli ktoś narzeka, że nie ma w Polsce do fotografowania miejsca takiego, jak  Detroit, to koniecznie powinien się rozejrzeć po niegdysiejszym "polskim Manchesterze". Przy okazji, fotografie  przedmieść Motor City autorstwa Jeffa Brouwsa, jakie znalazły się w jego kapitalnej serii Discarded Landscape, prezentuję tereny, które tym łódzkim wcale nie ustępują pod względem "atrakcyjności".
W 1993 i 1994 roku często jeździłem do Łodzi i robiłem zdjęcia (korzystając z możliwości darmowego noclegu w akademiku filmówki, ponieważ mój kumpel studiował tam wtedy na wydziale operatorskim). I jeżeli już pojawiła się nazwa tej słynnej uczelni filmowej, która także ma wydział fotografii, to zawsze mnie fascynowało (i fascynuje nadal), że przy okazji zajęć dydaktycznych, obok nich czy też po prostu a rebours, nie powstał żaden sensowny dokument fotograficzny poświęcony temu miastu. Nie zrobili tego, ani uczniowie, ani profesorowie... Nawiązując do tytułu niedawnej wystawy w CSW, którą kuratorował Adam Mazur, w całym znaczeniu tego słowa - "świat nieprzedstawiony".
Wracając do mojej skromnej osoby oraz procederu fotografowania miasta nad rzeką Łódką na początku lat '90, to zamiast dokonać prostej rejestracji tego wszystkiego, co miałem wtedy pod ręką, a ściślej - w zasięgu wzroku, kombinowałem jak pokręcony... (...polski fotografik). Np. wymyśliłem sobie, że fotografowane w perspektywicznym skrócie elewacje kamienic (ich pierwsze i drugie piętra) pokażę w postaci... wielobarwnych serigrafii (gdyby się to działo współcześnie, pewnie chciałbym je uwieczniać w technice mokrego kolodionu...). No więc, zdjęć takich jak to z ulicy Ogrodowej mam mało. Wygląd budynku z podstęplowaną elewacją musiał zrobić wtedy na mnie spore wrażenie, że oderwałem się od tych serigraficznych i "artystycznych" rojeń i wykonałem kilka ujęć tego obiektu. Oczywiście bardziej nadałby się tu aparat średnioformatowy, a najlepiej jakaś kamera 4x5".

czwartek, 15 listopada 2012

Huta Bobrek


12.11.2001

Chyba jakoś rok przed zamknięciem. Na teren zakładu wszedłem (jak zwykle) nielegalnie, używając dziury w betonowym w ogrodzeniu, z której korzystali okoliczni "złomiarze". Huta pracowała jeszcze wtedy pełną para, a oni już ją rozbierali na części... 
Robiąc zdjęcia tego zbiornika na rudę żelaza, zobaczyłem w pewnym momencie, że po drugiej stronie namierzają mnie właśnie koledzy w czarnych uniformach, czyli ochrona obiektu. Oceniłem więc, ile czasu zajmie im przedostanie się na drugą stronę zbiornika (nie można tu było przejść na skróty) i fotografowałem dalej ;)
11 lat to nie jest wcale taki duży dystans czasowy, a tego wszystkiego, co widać na tym zdjęciu już nie ma (oprócz zabytkowej hali - w okolicach jajowatego zbiornika na gaz i węglowego silosu ciągle czynnej koksowni - poniżej dymiącego komina).

wtorek, 13 listopada 2012

Bus fra Bagdad


- Autobus z Bagdadu, czyli nowy projekt Henrika Saxgrena, którego bohaterami są będący imigrantami, kierowcy kopenhaskich autobusów oraz ich rodziny. Namiary na to przedsięwzięcie podesłał mi kilka dni temu mieszkający w Kopenhadze Grzegorz Wróblewski (DZIĘKI!), a był to link do internetowej strony duńskiego dziennika Politiken, gdzie zresztą ze zdumieniem zobaczyłem, że pismo to nadal publikuje fotoreportaże... 

Henrik Saxgren, z cyklu Bus fra Bagdad
Henrik Saxgren, z cyklu Bus fra Bagdad
Henrik Saxgren, z cyklu Bus fra Bagdad

Bus fra Bagdad jest częścią większego przedsięwzięcia o nazwie Chauffører med karaktér, czyli Szoferzy z charakterem, a zestaw 30 zdjęć z kopenhaskimi kierowcami  był prezentowany na plenerowej wystawie w samym centrum miasta na placu Kongens Nytorv (i tak jak w przypadku wcześniejszego projektu Saxgrena Wojna i miłość - poświęconego imigrantom żyjącym w Skandynawii, sfotografowanym osobom dano szansę na opowiedzenie własnych historii). Za całym przedsięwzięciem stoi instytucja o nazwie Stagis, czyli - jak się zdążyłem doczytać na ich stronie internetowej - rozdaj agencji wizerunkowej... dość zresztą dobrze sobie poczynającej na tamtym rynku (gdy się popatrzy na listę klientów).

 Henrik Saxgren, z cyklu Bus fra Bagdad
Henrik Saxgren, z cyklu Bus fra Bagdad
Henrik Saxgren, z cyklu Bus fra Bagdad

Od kilku dobrych lat jestem fanem zdjęć Saxgrena oraz posiadaczem albumu Krig og Kærlighed (Wojna i miłość), który zresztą przywędrował do mnie jako prezent od Grzegorza Wróblewskiego. Myślę, że te działania duńskiego fotografa są bardzo, bardzo ważne. Zarówno wcześniejszy projekt, jak i Autobus z Bagdadu, pozwalają spojrzeć w twarze naszych sąsiadów-imigrantów. Jest to o tyle istotne, że właśnie względem nich prawicowi i populistyczni politycy oraz dziennikarze, mają zwyczaj kreować cały zestaw uprzedzeń, jako do tych... "obcych".

poniedziałek, 12 listopada 2012

Chicago, Milwaukee, St. Paul And Pacific Railroad


W ramach pewnej odtrutki na sączący się z informacyjnych kanałów nacjonalizm o brunatnym zabarwieniu, googlowałem wczoraj wieczorem Marka Ruwedela. I oprócz ofert sprzedaży jego książki Westward the Course of Empire (na Amazonie już od nieco ponad 30$), na stronie www.kenleegallery.com znalazłem też to wspaniałe zdjęcie (ewidentnie jest to skan z albumu, ale wklejając je poniżej, usunąłem z niego "sepiową" tonację).

Mark Ruwedel, Chicago Milwaukee St. Paul And Pacific #30, zdjęcie z cyklu Westward the Course of Empire, 2005

Ken Lee na swojej stronie tak pisze o tej fotografii:
Why I like it?
An 8x10 contact print with intimacy and silence, precision and mystery. 
No więc jak najbardziej: intimacysilenceprecision, a nawet mystery, ale nie wiedziałem, że są to styki z formatu 8x10" (oglądając dokumentacyjne fotki z prezentacji tego cyklu w różnych galeriach, myślałem raczej, że autor posługiwał się kamerą 4x5" i nie przeholowywał z wielkością powiększeń).
Cykl Westward the Course of Empire był inspiracją dla Jeffa Brouwsa i jego kameralnej serii The Machine in the Garden (o czym swego czasu wspominałem), ale także dla polskiego fotografa, którego projekt mniej więcej miesiąc temu, został zaprezentowany publiczności...
*
Kontynuując wczorajszą terapię odtruwającą, wysłuchałem dziś rano Suit na wiolonczelę solo JSB w wykonaniu Pablo Casalsa, oczywiście z płyt analogowych.

niedziela, 11 listopada 2012

BIAŁO-CZERWONO-CZARNA


Tytuł świetnego cyklu Wojciecha Prażmowskiego sprzed ponad 12 lat, nabiera ostatnimi czasy nowych znaczeń, jeżeli wziąć pod uwagę wzrost popularności  - by tak je tu eufemistycznie określić - partii konserwatywno-nacjonalistycznych ... ;)
Kiedy po raz pierwszy, chyba na wystawie w Małej Galerii ZPAF we wrześniu 2000, zobaczyłem prace z tej serii, pomyślałem, że projekt ten, biorący za  temat  rodzimą rzeczywistość w okolicach millenijnego przesilenia, sporo u nas zamiesza. Że będą recenzje, omówienia, analizy... Oczami wyobraźni widziałem wtedy też rozkładówkę z sobotnim Magazynie Gazety Wyborczej... No i pomyliłem się tutaj całkowicie, nie zamieszał (prezentacji w Magazynie oczywiście nie było). Jakkolwiek cały czas mam przekonanie, że jest to fotograficzne przedsięwzięcie dużego kalibru. 
Być może, stało się tak częściowo na skutek całkowicie położonej książkowej publikacji tego cyklu, gdzie zdjęcia wydrukowano z jednego przejazdu i gdzie nie pojawiły się w roli przerywników, fotografie kolorowe, jak to pierwotnie planował Prażmowski. Bo właśnie podczas ekspozycji w Małej Galerii, czarno-białym kwadratowym kadrom z Mamiy-6, towarzyszyły zdjęcia barwne (w tym momencie nie pamiętam ich liczby), na których pojawiała się w różnych odsłonach tytułowa czerwień oraz biel.

Wojciech Prażmowski, z cyklu Biało-czerwono-czarna (1999)

-----

Wspomniany album Wojciecha Prażmowskiego Biało-czerwono-czarna można za jedyne 4 PLN nabyć w sklepiku Muzeum Częstochowskiego.

sobota, 10 listopada 2012

Miejsko-pastoralny Alexander Gronsky


Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral

Chyba cały rok nie zaglądałem na stronę Alexandra Gronsky'ego (ostatni raz odwiedzałem ją, jak mi się wydaje, przy okazji pisania recenzji z Foto Art Festiwalu w Bielsku-Białej). A tymczasem zaszły na niej dość istotne zmiany, tzn. pojawiły się prezentacje nowych, bardzo interesujących serii. Projekt o nazwie "Pastoral" (jak się okazało - Dzięki Magda za podpowiedź - seria ta zdobyła III miejsce w kategorii "Życie codzienne - reportaż" na tegorocznym World Press Photo, co jakoś... umknęło mojej uwadze) za temat wziął moskiewskie suburbia i jest to cykl tak dobry, a zarazem trafiony, że gdy się go ogląda, to aż zapiera dech w piersiach. Rewelacyjne kadry i mimo "ubogiego" charakteru samych motywów, bardzo też atrakcyjne! Do tego ważny temat, współczesne, bez umiaru rozpychające się w przestrzeni miasto.

Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral

I oglądając zdjęcia z tego cyklu (na stronie jest ich aż 65) i wspominając Moskwę, w której byłem 18 lat temu, myślałem też o stereotypach dotyczących Rosji oraz Rosjan, jakie funkcjonują w naszym kraju. A które przy okazji patriotycznych rocznic oraz kolejnych miesięcznic katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, są odgrzewane przez prawicowe, czy lepiej rzecz nazwawszy, "prawackie" media. Zastanawiałem się np. czy "ruskie błoto" jest czymś gorszym od błota polskiego i na czym polegać może tutaj różnica? Przypomniała mi się też okładka tygodnika Uważam Rze, na której pojawił się swego czasu rysunek przedstawiający mężczyznę, wybijającego łomem szyby w oknie prezydenckiego Tu-154M. Obrazek ten powstał wprawdzie na podstawie jednego ze zdjęć krążących w necie (dlaczego nie skorzystała z nich redakcja?), ale w tym graficznym przedstawieniu, postać z łomem miała  wygląd stereotypowego "ruskiego mużyka" z syfilitycznym kaczym nosem. I to karykaturalne ujęcie łączyło w sobie najlepsze cechy propagandowych pism w rodzaju: nazistowskiego Der Stürmer i radzieckiego Крокодилa...

Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral
Alexander Gronsky, z cyklu Pastoral

czwartek, 8 listopada 2012

PO HOT DOGA I Z POWROTEM


Grzegorz Wróblewski

PO HOT DOGA I Z POWROTEM

11:20 – emalie starego Jørgena Nasha
11:21 – czy wychodząc na pewno wyłączyłem gaz?
11:22 – nie powinienem wierzyć w boga, a tym bardziej
             w duńską prognozę pogody!
11:23 – za to w Pierre’a Alechinsky’ego i jeszcze
             w kilku innych facetów z COBRY
11:24 – docieram w końcu do kiosku i kupuję
             hot doga z musztardą
11:25 – trzeba wszystko przemyśleć od nowa

[wiersz z książki Dolina Królów, 1996]


Grzegorz Wróblewski, What makes happiness [2002?]


[Wklejony powyżej wiersz był swego czasu (okolice 1996) bardzo popularny i często cytowany. Wspomniany proceder cytowania nie dotyczył jednak typowo "polonistycznych opracowań", co - znając rodzime realia krytycznoliterackie - wcale nie dziwi... Mimo przywoływanej w tym tekście z imienia COBRY, sam wiersz kojarzy mi się bardziej z popartową praktyką artystyczną, ale to oczywiście moje wrażenie. Grzegorz wrzuca w ostatnim czasie na Facbooka sporo fotografii swoich obrazów, ale trzeba tu od razu poczynić uwagę, że w jego przypadku, zawsze mieliśmy do czynienia z równolegle przebiegającą aktywnością poetycką i plastyczną (w latach 90. aktywnie uczestniczył w działaniach kopenhaskiej grupy Totem). I tutaj może pojawić się pytanie, jak jego werystyczne i mocno "topograficzne" względem kopenhaskich realiów wiersze z tamtych czasów, mają się do prac utrzymanych w ekspresjonistycznej poetyce np. COBRY? Odpowiedź na to pytanie może być bardzo inspirująca, jeśli weźmiemy pod uwagę, że owa (oczywiście nie dosłownie rozumiana) topografia miasta  czy - jak to lepiej określa sam poeta w wierszu Valby ulica długa - "duńska przestrzeń", są w tych obrazach jak najbardziej obecne.]