czwartek, 6 grudnia 2012

Zabrze-Poremba, ul. Piekarska, 30.12.2003


[Nikon F-90 + AF Nikkor 50/1,4 + Fuji Superia 400]

Widok od strony zachodniej. Sześć familoków przy Piekarskiej (niem. Bäckerwegstraßejeszcze stoi i chyba budynki nadal mają lokatorów (?). 
Dookoła (a ściślej rzecz ujmując, w kierunku Zabrza) zaczęły się już jednak intensywne prace rozbiórkowe, czyli czyszczenie terenu pod budowę DTŚ-ki. 
Dwa lata później będzie już pozamiatane po tym widoku.

środa, 5 grudnia 2012

ROBUR


Berlin, Mitte, 03-07.07.1996

Wydaje mi się, że to zdjęcie "pnia dębu" (model LO 3002) zrobiłem gdzieś w bliskim sąsiedztwie Hackescher Markt (?). Ale gdzie dokładnie? Nie pamiętam.

wtorek, 4 grudnia 2012

Jerofiejew uwspółcześniony


Ja zaraz na zajęcia z dokumentu w AF (które prowadzę), a od samego rana chodzi mi po głowie ten świetny wiersz Miłosza Biedrzyckiego:

Miłosz Biedrzycki

Jerofiejew uwspółcześniony

"ten oto kolega przyjechał z Londynu
i od rana smażymy pod kontuarem, kryjąc się przed szefową
kwiaty holenderskiego skuna. jest mi już bardzo, bardzo przyjemnie"

"pozwól, że cię zaproszę na zewnątrz, do bramy
nie będziemy się bić, ale
razem spróbujemy tego specjału"

"cześć chłopaki, dziękuję, że na mnie zaczekaliście
jednak ktoś inny musi rozpalić,
wbrew pozorom ja nie mam mocnych płuc, nie umiem wciągać głęboko"

"tigidigidi, kto ma ochotę
niech jeszcze dokończy ostatnią chmurę
my wchodzimy z powrotem w rozgiętą ścianę muzyki"

[przepisałem z tomu: Miłosz Biedrzycki Życie równikowe, WWBP, Poznań 2010, str. 158]

niedziela, 2 grudnia 2012

Tania książka


(wczoraj) przy ulicy Grodzkiej 50 w Krakowie:

Elżbieta Lempp Krajobrazy Literackie. Fotografia 1985-2007, wyd. Universitas, Kraków 2008 -- 16.00 PLN (pierwsza cena:47,00 PLN) 

Andrzej Polec Zapomniani - My Żydzi kresowi, wyd. Bosz, Olszanica 2006 -- 14,50 PLN (pierwsza cena: 79,00 PLN).


Zacznę od pozycji drugiej, której layout, układ oraz tytuł (o tym za chwilę) skutecznie powstrzymywały mnie od jej kupna. Chyba jakieś 2 lata temu Andrzej Polec napisał do mnie maila ze wstępną propozycją zrobienia układu nowego albumu (miał być wydany za granicą, ale jak widzę na jego stronie www.shtetl.info, nic z tego nie wyszło). Nic nie wyszło też w końcu z naszej współpracy, ale przy okazji spotkania w warszawskim domu autora Zapomnianych, miałem okazję zobaczyć większą porcję materiału z terenów Białorusi i Ukrainy, rejestrowanego od końcówki lat 80. - naprawdę rewelacyjne zdjęcia i idealnie trafione sytuacje! Tymczasem w albumie wydanym przez Bosza, sposób podania fotografii (trochę mi się to kojarzy z wydawnictwami turystyczno-krajoznawczymi) niemal kompletnie je zabija... I oglądając teraz uważnie zakupioną książkę, zorientowałem się, że ta zagraniczna (i niedoszła) edycja zawierałaby przynajmniej w połowie ten sam materiał. No więc, widać chyba wyraźnie, że sam fotograf nie był z tej publikacji zadowolony. Wróćmy jeszcze do tytułu, w który pojawia się słowo "Żydzi kresowi" i myślę, że pasuje to dość dobrze do "patriotycznego" profilu ficyny z Leska (wystarczy popatrzeć, co zawierają i jak są skonstruowane, wydane ostatnio albumy Adama Bujaka pt. "Hołd smoleński", brrr...). Jednak w przypadku obywateli narodowości żydowskiej z ZSRR, a później Białorusi i Ukrainy, użycie tego przymiotnika (fotograficzne publikacje biorące za temat wschodnie pogranicze dawnej RP, odmieniają słowo "kresy" przez wszystkie możliwe przypadki), prezentuje wyłącznie nasz polski postkolonialny resentyment.

A teraz kilka słów o albumie Elżbiety Lempp, gdzie całkiem wbrew tytułowi, oglądamy nie "krajobrazy", ale głównie portrety polskich poetek/poetów, prozaiczek/prozaików i eseistek/eseistów w liczbie 148 sztuk. Pamiętam jej fotografie z dawnego Tygodnika Powszechnego, wydawanego jeszcze w gazetowym formacie i prezentujące wyłącznie zdjęcia czarno-białe. No więc pod tym względem jej Krajobrazy Literackie niczym nie zaskakują  Mimo, że od wydania albumu minęły zaledwie 4 lata, a gros zdjęć wykonano kilkanaście lat temu, fotograficzna konwencja, którą stosuje autorka, sprawia, że jej portrety wyglądają na "starsze", niż mogłaby świadczyć o tym ich metryka. Lektura kilkudziesięciu fotografii oglądanych zdjęcie po zdjęciu, gdzie sytuacja pozowania powtarza się w kilku wariantach, staje się dość nużąca (w tym wszystkim najśmieszniej jest... gdy portretowani pisarze wyglądają zza czegoś nieostrego na pierwszym planie, albo stojąc bokiem/tyłem do fotografki, odwracają w jej kierunku głowy). Książka nie jest wydana zbyt starannie (toporny layout charakterystyczny dla wszystkich wydawnictw Universitasu, pogarsza jeszcze sprawę), a jeżeli traktować ją jako album fotograficzny, to szwankuje trochę (czy też bardzo) sposób przygotowania zdjęć do druku.

sobota, 1 grudnia 2012

Bytom, ul. Stanisława Witczaka, 25.11.2001



Nie pamiętam już, z którego domu (oczywiście z okna klatki schodowej i... z ręki) przy ulicy Szkolnej zrobiłem to zdjęcie. I nie pamiętam też, dlaczego go nie wybrałem do książki? Powinno się w niej znaleźć!
Wczoraj przeglądnąłem 3 segregatory z stykówkami z "Czarno-Białego Śląska" (czyli 3/4 materiału) i natrafiłem na kilka/kilkanaście ciekawych i pominiętych kadrów. Oczywiście nie wszystko, co fajnie wygląda na płachcie, sprawdza się podczas skanowania... 
Powyższa fotografia zrobiona została na filmie Agfapan APX400, który forsowałem do 800 ASA i wołałem w ilfordowskim Microphenie. Nie przepadałem nigdy specjalnie za produktami Agfy (z wyjątkiem genialnej  serii Agfacolor Optima), a wybór tej kliszy podyktowany był koniecznością... Po prostu w 2001 ówczesny polski przedstawiciel Ilforda zbankrutował i przez kilka miesięcy były spore problemy z kupnem Delt. 
Po zeskanowaniu negatywu przy 4000 dpi, muszę surowy plik oczyścić z kurzu oraz ew. rys przy użyciu Photoshopa (skanerowe oprogramowanie Digital Ice jest bezradne wobec tradycyjnych emulsji srebrowych), więc w dużym powiększeniu oglądam ziarnistość monochromatycznego kliszy. I ta ziarnista struktura obrazu coraz bardziej mi się podoba... I coraz częściej myślę o ekstremalnym powiększeniu takiego kadru, tak żeby ziarno oraz nieostrości były widoczne i grały swoją rolę.
No więc, żeby zobaczyć jak to się sprawdza/sprawdzi, powiększyłem "Salon Radomski" do rozmiarów 100x66cm przy 360 dpi (oczywiście tyko na ekranie), czyli tak, jak do wielkoformatowego wydruku i... wyglądało to zupełnie, zupełnie, mimo, że był to też film o nominalnej czułości 400 ASA (Delta Pro forsowana do 800). Oglądając surowy skan tego negatywu, zobaczyłem też np., że film musiał być nie do końca dobrze dociskany z jednej strony... a także widać było różnicę w odwzorowaniu ostrości brzegowej, pomiędzy centrum a skrajem kadru.
Wszystkie te niedoskonałości techniczne - szczególnie w kontekście tego, co z błędami optycznymi robi oprogramowanie współczesnych cyfrówek - są w jakiś dziwny sposób rozczulające...

piątek, 30 listopada 2012

Bytom, ul. Staromiejska, 25.11.2001



Z widokiem na ulicę Stanisława Witczaka. 
Tablica reklamowa z napisem AUTO ELEKTRO kieruje potencjalnych klientów na ulicę Brzezińską (kolejną prostopadłą na Witczaka w lewą stronę), którą zresztą wielokrotnie fotografowałem (jej nazwa wskazuje chyba, że musiała prowadzić kiedyś do Brzezin Śląskich?). 
Widoczny w prześwicie bramy dom z reklamą o treści TANIA ODZIEŻ, pojawił się też na zdjęciu wykonanym cztery lata później, kiedy sfotografowałem w kolorze fragment pierzei ulicy Witczaka (od Władysława Reymonta, aż trochę za Brzezińską).
Sądząc na podstawie maps.google.com, dom z którego bramy robiłem to zdjęcie jeszcze istnieje.

źródło: maps.google.com

czwartek, 29 listopada 2012

Salon Radomski


Berlin, Mitte? Prenzlauer Berg?, 03-07.07.1996 [Mariusz Bednarski napisał mi właśnie na Fb (09:42), że "kojarzy to miejsce (mrocznie) z Kastanienallee"]

No właśnie... Nie pamiętam już gdzie to dokładnie było? Chyba gdzieś na styku Mitte i Prenzlauer Bergu. Czy ktoś potrafi zlokalizować to miejsce?
Przypomniałem sobie o tych filmach pod wpływem oglądania albumu VorOrt. Przez 5 dni na początku lipca 1996, włóczyłem się po tych dwóch dzielnicach i... właściwie to bardziej patrzyłem, niż robiłem zdjęcia. A szkoda... Niemniej jednak coś mi musiało już wtedy świtać w głowie, skoro sfotografowałem elewację tego squatu. Generalnie, to unosiłem wtedy aparat wyżej, żeby robić zdjęcia fasad w mniejszym lub większym skrócie perspektywicznym, a trzeba było fotografować przede wszystkim to, co było na poziomie parteru i chodnika (a było co fotografować...).

środa, 28 listopada 2012

VorOrt, po co?


- Za czyje pieniądze?
- Na czyje zlecenie?
- Kto za to zapłacił?
Jak zwykle pytano mnie, kiedy robiłem zdjęcia budynków byłych synagog do projektu "Niewinne oko nie istnieje". Za wszystko płaciłem sam i nawet nie liczyłem przejechanych kilometrów, żeby nie stracić determinacji... 
A za wyprodukowanie wystawy oraz - co najważniejsze - wydanie książki zapłaciła Galeria Atlas Sztuki w Łodzi. 
Po co? Dlaczego? Ponieważ kierujący tą instytucją Jacek Michalak, uznał że projekt jest ważny, co zresztą powiedział mi expresis verbis podczas spotkania w Łodzi (13 maja 2008), kiedy się dowiedziałem, że Atlas Sztuki pokaże zdjęcia na wystawie i wyda książkę.
W przypadku wystawy i albumu VorOrt. Eine Sammlung topografischer Fotografien Ostdeutschlands sponsorem przedsięwzięcia i jego pomysłodawcą była/jest firma VNG Gruppe. Ich działania w tym względzie są długofalowe, a poza omawianą książką, w ramach przedsięwzięcia o nazwie Archiv der Wirklichkeit (Archiwum rzeczywistości)  wydano jeszcze dwa albumy, gdzie można oglądać zdjęcia, będące topograficznym zapisem z obszarów byłej NRD.
Pierwszy w roku 1994 pod tytułem VorOst, w którym swoje fotografie zaprezentowali: Max Baumann, Matthias Hoch, Frank-Heinrich Müller i Thomas Wolf.
Druga w kolejności książka, wydana przez oficynę Hatje Canz w 1997 roku, to przywoływany kilkakrotnie album VorOrt. Eine Sammlung topografischer Fotografien Ostdeutschlands. W wydawnictwie tym oprócz prac wymienionej wcześniej czwórki, znajdziemy też zdjęcia: Petera Oehlmanna, Michaela Schroedtera, Hansa-Christina Schinka i Ulricha Wüsta (376 fotografii w duotonach lub w kolorze).
Wreszcie trzeci album zatytułowany Stadt Land Ost (także Hatje Canz Verlag), w ramach którego 18 fotografek/fotografów (pojawili się tu dodatkowo: Johannes Bruns, Thilo Kühne, Evelyn Richter, Erasmus Schröter, Rudolf Schäfer, Sigrid Schütze-Rodemann, Thomas Struth, Annet Stuth, Hermann Walter i Marion Wenzel) przedstawiło pary zdjęć tych samych miejsc, sfotografowanych w odstępstwie czasu.

Czyli już wiemy: "po co i za co".
No i właśnie googlując w sieci nazwiska uczestników projektów finansowanych przez VNG Gruppe, natrafiłem na zdjęcia Erasmusa Schrötera z jego wystawy Patina - Die achtziger Jahre w lipskiej galerieKleindienst. A z prezentowanego tam zestawu, bynajmniej nie ulegając zjawisku ostalgii, wklejam kilka miejskich krajobrazów z 1985 roku. Bardzo te zdjęcia (niestety ich rozdzielczość nie jest zbyt duża, a nie znalazłem innego źródła...) swym klimatem przypominają mi górnośląskie miasta sprzed 12 lat, kiedy robiłem "Czarno-Biały Śląsk".

Erasmus Schröter, Leipzig 1985
 Erasmus Schröter, Neuheiten von Weltruf, Magdeburg 1985
 Erasmus Schröter, Hasselbachplatz, Magdeburg 1985
 Erasmus Schröter, Patina, Halle 1985
Erasmus Schröter,Tankstelle, Magdeburg 1985


wtorek, 27 listopada 2012

"Dworce" Matthiasa Hocha


Matthias Hoch, z cyklu: Bahnhöffe - Leipzig Hbf II, 1988

I tu można doświadczyć uczucia zazdrości... Rok 1988, schyłkowe NRD (które mieszkańcom sąsiadującej Polski, kojarzy się głównie z berlińską wieżą telewizyjną oraz samochodem marki Trabant) i sposób obrazowania, którego w naszym kraju w tamtym czasie nie znajdziemy. Tak w ogóle, to długo u nas na podobny rodzaj fotograficznego działania musieliśmy czekać... Cykl Matthiasa Hocha ma prostą i przejrzystą konstrukcję, a werystyczny zapis dworcowej przestrzeni, podany jest dodatkowo w atrakcyjny wizualnie sposób (mimo, że same motywy niekoniecznie pod kategorię atrakcyjności podpadają). Co więcej? Podoba mi się też, że przy swojej niewątpliwej "rzeczowości", zapis ten pozbawiony jest chłodu, który charakteryzuje zwykle prace absolwentów Kunstakademie Düsseldorf (jak mówił mi Louis Volkmann, jest to jedna z właściwości, które odróżniają lipską Hochschule für Grafik und Buchkunst od placówki z Düsseldorfu). 

Matthias Hoch, z cyklu: Bahnhöffe - Berlin-Alexanderplatz I, 1988

Matthias Hoch, z cyklu: Bahnhöffe - Berlin-Alexanderplatz VIII, 1988


 Matthias Hoch, z cyklu: Bahnhöffe - Dresden-Neustadt I, 1988

poniedziałek, 26 listopada 2012

Berlin, Prenzlauer Berg, 1996


Berlin, Prenzlauer Berg, Dunkerstraße (?), czerwiec 1996 [Praktisix + Tessar 80/2,8 + Ilford Delta 400 Pro]

Fasada domu przy Amagerbrogade, (zdjęcie z listopada 1999) powędruje na okładkę amerykańskiego wydania "Kopenhagi" Grzegorza Wróblewskiego. Książka ukaże się w przyszłym roku nakładem oficyny Zephyr Press.
I bardzo się cieszę, bo po pierwsze - to świetna proza! Po drugie - lubię ten kadr. Wreszcie po trzecie - mam spory sentyment do Amager i często wracam myślami do czasu, gdy przemierzałem tę dzielnicę z aparatem na statywie i robiłem tam zdjęcia.
A o kadrze z Berlina przypomniałem sobie, po pierwsze - przy okazji także ujętej w perspektywicznym skrócie elewacji domu z Kopenhagi, a po drugie - pod wpływem oglądania albumu VorOrt. Ponieważ zrobiłem dość sporo zdjęć w Berlinie i głównie na Prenzlauerbergu w 1996 roku, więc - oglądając stykówki - szukałem kadrów, które mogły by podpaść pod "nowo topograficzne" kategorie. Bezskutecznie (jak się tego można było domyślić...).
Kadry z Berlina i Kopenhagi dzielą zaledwie 3 lata, ale w tzw. międzyczasie sporo się wydarzyło... I nie chodzi wcale o to, że sędziwego Praktisixa zastąpił niewiele w sumie młodszy Hasselblad 500 C/M. Chodząc 16 lat temu po Berlinie i robiąc zdjęcia, kombinowałem jak przysłowiowy jeż, który zabiera się do aktu prokreacji. Po letniej i jesiennej sesji w Kopenhadze w 1999 roku,   kiedy wobec - w jakimś sensie - totalnego charakteru tamtejszej zabudowy, jedynym sensownym rozwiązaniem wydał mi się zapis o werystycznym charakterze, zacząłem robić "Czarno-Biały Śląsk" i poszłooo...

niedziela, 25 listopada 2012

Co się zaczyna pożądaniem koniec ma mądrzejszy


Ten późny i bardzo trafiony wiersz Ginsberga pasuje mi do serii ostatnich wpisów. Przy okazji publikacji tomiku, w którym się znalazł, doszło do skandalu, ponieważ poniewczasie ludzie z Wydawnictwa M (założonego przez uczestników Ruchu Odnowy w Duchu Świętym), zorientowali się, że firmują książkę z utworami homoseksualisty… A więc wstrzymano rozpowszechnianie części nakładu, doszło do schizmy z pismem NaGłos, także wydawanym przez „Odnowicieli”, co zapewniło temu periodykowi niezłą wtedy reklamę, a wszystko to działo się 19 lat temu. Czyli dość wyraźne symptomy tego, z czym obecnie mamy do czynienia - a mam tu na myśli dominacją katolickiej religijności w kołtuńskim wydaniu (współcześnie doszedł do tego jeszcze ryt „niepodległościowy” czy nazywając rzecz po imieniu - nacjonalistyczny), były wówczas widoczne, ale mało kto traktował je wtedy poważnie. Niestety.

Allen Ginsberg

Napisane w moim śnie
Przez W. C. Williamsa

„Póki Co
głosisz

pewną ogólną
Prawdę

Znaną powszechnie
jako pożądanie

Nie ma potrzeby
stroić

jej w szatki
piękna

Nie ma potrzeby
przekłamywać

tego co standardem
nie jest

aby się stało
zrozumiałe.

Weźże na warsztat
własny nos

oczy uszy
język

seks i
mózg

i pokaż je
publicznie

Idź na ryzyko
niedokładności

Słuchaj sam
siebie

mów sam
do siebie

a inni
też będą

zrzucając
z ulgą

swoje brzemię –
własną

myśl
i zgryzotę.

Co się zaczyna
pożądaniem

koniec ma
mądrzejszy”.


                  Boading, 23 listopada 1984

[przełożył Piotr Sommer, w: Allen Ginsberg Znajomi z tego świata, wiersze z lat 1947-1985, Biblioteka NaGłosu, Wydawnictwo M, Kraków 1993]

sobota, 24 listopada 2012

VorOrt (2)


znaczy nie tylko na miejscu lub w terenie, ale w przypadku górnictwa także na przodku. No i faktycznie, zdjęcia jakie można oglądać w albumie VorOrt. Eine Sammlung topografischer Fotografien Ostdeutschlands są jak najbardziej "na przodku" czy też do przodu. W książce można znaleźć sporo fotografii wykonanych jeszcze za czasów NRD i prace te prezentują bardzo nowoczesny sposób obrazowania. Gdyby porównać je do rodzimej fotografii z tamtych lat (i nie chodzi tu wyłącznie o kapitalne obrazowanie, ale też o rodzaj świadomości wizualnej)... nie, nie będę tego robić, bo po co flekować leżącego.
Matthias Hoch (ur. 1958) podobnie jak Peter Oehlmann (ur. 1953) studiował fotografię na Hochschule für Grafik und Buchkunst w Lipsku i według tego, co mówił mi Louis Volkmann (także absolwent tej szkoły i bardzo ciekawy fotograf), ale także na podstawie zdjęć, jakie można oglądać we wspomnianym albumie, pod względem jakości programu dydaktycznego, lipska uczelnia śmiało może konkurować ze znacznie bardziej znaną Kunstakademie Düsseldorf. 
Topograficzny zapis z Lipska wykonany przez Matthiasa Hocha w latach 80. (to czas kiedy Michał Cała pracował nad swoim "Śląskiem"), może zaskoczyć konsekwentnym weryzmem, "zerowym stylem" i... ciągle wyraźnie odczuwalną nowoczesnością spojrzenia/obrazowania. Pomyślmy, pierwszy i w jakiejś mierze "topograficzny" zapis, jaki został zrealizowany w Polsce po transformacji ustrojowej (jednak nie obejdzie się bez porównań...) wyszedł spod ręki Wojciecha Zawadzkiego. I mimo, że nieodmiennie od 1998 roku - kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zdjęcia z "Mojej Ameryki" na wystawie - jestem pod wrażeniem tego cyklu, to jednak konfrontacja serii fotografii Zawadzkiego (z Jeleniej Góry i Wałbrzycha), z niemieckimi topografami z albumu VorOrt. Eine Sammlung topografischer Fotografien Ostdeutschlands wykazuje bardzo... zasadnicze różnice.


Matthias Hoch, Leipzig IX, 1986, gelatin silver print, 50 x 60 cm

Matthias Hoch, Leipzig III, 1986, gelatin silver print, 50 x 60 cm

Matthias Hoch, Leipzig VI, 1986, gelatin silver print, 50 x 60 cm

Matthias Hoch, Leipzig VII, 1986, gelatin silver print, 50 x 60 cm

piątek, 23 listopada 2012

Po co być tak płaskim i prozaicznym?


Allen Ginsberg o Williamie Carlosie Williamsie. Ale myślę, że ta wypowiedź dotyczy nie tylko literatury/poezji oraz doktora z Rutherford:

No dobrze, po co być tak płaskim i prozaicznym? Albo: w jakim celu próbuje się wydobywać poezję z przedmiotów widzianych tak, jak postrzega je zwykły umysł? Najczęściej w ogóle nie widzimy zwyczajnych przedmiotów. Wypełniają nas fantazje śnione na jawie, tak że nie widzimy, co mamy przed sobą. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, co mamy przed nosem, i nawet nie doceniamy, co oferują nam codzienne stoły i krzesła, już to jako miejsca do jedzenia i siedzenia, już to w świetle stuleci rozwoju, jakie musiały zajść, żebyśmy mieli nasze miejsce do jedzenia. Zwykły umysł wstrzelający się w rzeczywistość, porzucenie jakichkolwiek myśli o niebie, iluminacji; zaniechanie wszelkich usiłowań manipulowania światem, by wydał się lepszy, niż jest; a zamiast tego zejście na ziemię i chęć nawiązania kontaktu z tym, co tu faktycznie jest, bez prób zmieniania wszechświata czy przeinaczania świata, który można zobaczyć, powąchać, posmakować, dotknąć, usłyszeć, o którym można myśleć. Praca Williamsa jako poety jest bardzo podobna do praktyki uważności w buddyzmie zen, ponieważ każe przyśrubować umysł do przedmiotów i wiąże adepta bezpośrednio ze wszystkim, co ten może znaleźć przed sobą, bez robienia z tego jakiejś wielkiej sprawy; bez zaspakajania jakichś ambicji ego, żeby mieć coś bardziej wykwintnego czy mniej bolesnego niż to, co już jest.

[Allen Ginsberg Williams w świecie przedmiotów, przełożyła Krystyna Dąbrowska - z tekstu obejmującego dwie uniwersyteckie pogadanki Allena Ginsberga (z 16 i 25 listopada 1976) spisane z taśmy i podane do druku przez Carrolla F. Terrella, Literatura na Świecie nr 1-2/2009, str. 82-83]

czwartek, 22 listopada 2012

Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi...


Dzisiaj rano do czytania w wannie wziąłem sobie tomik "Wierszy i poematów" Adama Ważyka (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1957) i ten fragment jego "Poematu dla dorosłych" (to chyba jeden z lepszych tekstów poetyckich, jakie zostały napisane w Polsce po 1945 roku) wydał mi się bardzo na czasie. W zasadzie opisana w wierszu sytuacja jest u nas constans...

Adam Ważyk 

3.

                                     „Dziś nasze niebo nie jest puste”
                                            Z przemówienia politycznego

Był świt, słyszałem świst odrzutowców,
kosztowny bardzo, a jednak musimy…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
wtedy mówimy: niebo nie jest puste.

Ludzie tu chodzą byle jak, w drelichach,
szybko się u nas kobiety starzeją…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
wtedy mówimy: niebo nie jest puste.

Za oceanem w obłokach się kłębi
apokalipsa, tu przechodzień klęka…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
klęczący mówi: niebo nie jest puste.

Tu legion chłopców wypuszcza gołębie,
dziewczyna wiąże błękitną chustę…
Kiedy nie chcemy mówić wprost o ziemi,
wtedy mówimy: niebo nie jest puste.