wtorek, 8 października 2013

„Figury Niemożliwe” na La Biennale di Venezia 2014

Print sreen ze strony Zachęty:


No i cieszę się bardzo i SKŁADAM GRATULACJE całemu zespołowi Instytutowi Architektury, ale na pierwszym miejscu Marcie Karpińskiej, mojej żonie !!! :)))

poniedziałek, 7 października 2013

Brecht zaskakujący i elegijny

Bertot Brecht

[Jadąc wygodnym samochodem]

Jadąc wygodnym samochodem
Po wiejskiej drodze
Z nadejściem nocy zobaczyliśmy zgiętego w ukłonie
Oberwańca, który machał, żeby go zabrać.
Mieliśmy dach nad głową i mieliśmy miejsce i pojechaliśmy dalej
I usłyszeliśmy jak mówię niechętnym głosem: nie
Nie możemy zabrać nikogo. 
Przebyliśmy kawał drogi, może tyle co cały dzień piechotą
Kiedy nagle przeraził mnie ten mój głos
To moje zachowanie i ten
Cały świat.

[Nauczycielu nie mów zbyt często]

Nauczycielu nie mów zbyt często, że masz rację!
Niech uczeń sam to pojmie!

Nie naciągaj prawdy:
Ona tego nie przetrzyma.

Słuchaj jak mówisz!

[Kiedy w białej sali Charité]

Kiedy w białej sali Charité
Zbudziłem się nad ranem
I usłyszałem kosa, wiedziałem
Lepiej. Już od dłuższego czasu
Nie bałem się śmierci: niby co
Ma mi być, jeśli nie będzie
Mnie? Od tej chwili
Potrafiłem się cieszyć
każdą piosenką kosa, również tą po mnie.

[wiersze w przekładzie Piotra Sommera z tomu: Cały ten Brecht, Biuro Literackie, Wrocław 2012, str. 148, 157 i 163]

niedziela, 6 października 2013

Cytat na dziś

z książki Georgesa Didi-Hubermana Obrazy mimo wszystko (najpierw chciałem napisać "ważny cytat książki Georgesa Didi-Hubermana", ale brzmiałoby to jak zajawka z nacjonalistycznego portalu wSczujni.pl braci Karnowskich, więc dałem sobie spokój...), którą czytam od soboty. Choć rzecz traktuje o Zagładzie i o sposobach traktowania wizualnych dokumentów, to poruszana w esejach Didi-Hubermana kwestia rzekomej "niewyrażalności" Shoah, odnosić sie może niekoniecznie tylko do wymordowania Żydów przez nazistów w ramach Endlösung der Judenfrage... Ciekawe są kulturowe (i psychologiczne) mechanizmy, które w tej kategorii starają się zamknąć róże bestialstwa, jakich jesteśmy świadkami (i które czasem rejestrujemy np. przy użyciu fotografii).

Dyskurs niewyrażalnego podlega dwóm różnym i ściśle symetrycznym porządkom. Jeden wypływa z estetyzmu, który dąży do zaprzeczenia historii w jej konkretnych przypadkach. Drugi wypływa z historycyzmu, który dąży do zaprzeczenia obrazowi w jego specyficznych cechach formalnych. Przykładów nie brakuje. Wiadomo, że niektóre ważne dzieła sztuki wywoływały niewłaściwie, generalizujące opinie komentatorów na temat "niewidzialności" ludobójstwa. Tym samym wybory formalne w Shoah, filmie Claude'a Lanzmanna, posłużyły za alibi całemu dyskursowi - tak moralnemu, jak estetycznemu - o nieprzedstawialnym, niewidzialnym, niewyobrażalnym... Te wybory formalne były jednak specyficzne, a więc relatywne - nie ustanowiły żadnej reguły. Ponieważ film Shoah nie wykorzystuje żadnego "dokumentu z epoki", nie pozwala na wydanie jakiegokolwiek niepodważalnego sądu na temat ogółu archiwów fotograficznych. Zaś to, co proponuje w zamian, niezaprzeczalnie buduje (w ciągu około dziesięciu godzin) wstrząsający wątek obrazów wizualnych i akustycznych, twarzy, słów i sfilmowanych miejsc, wszystko to skomponowane zgodnie z wymogami formalnymi i przy największym zaangażowaniu w kwestię przedstawialnego.

[Georges Didi-Huberman Obrazy mimo wszystko, Universitas, Kraków 2008, str. 35-26]

sobota, 5 października 2013

Wild Gift

Coś nie przechodzi mi przeziębienie... I ciągle kaszlę, i łeb mnie nap... Nie pomagają brane przez tydzień leki, nie pomaga Jack Daniel's (wczoraj - bez lodu), ani Weihestephaner (dzisiaj - ciepły). Co robić? Leżę z netbookiem na kolanach i słuchawkami na uszach. Na pierwszy ogień poszedł Jan Dismas Zelenka i jego kapitalne Requiem dla Augusta Sasa II. Przy słuchanych w następnej kolejności sonatach triowych jednak wysiadłem i przerzuciłem się na X.
Chyba jakoś 30 lat temu (ale wydaje mi się, że raczej na wiosnę) w audycji Piotra Kosińskiego Cały ten rock usłyszałem ostre gitarowe riffy i śpiewających równolegle wokalistkę i wokalistę (Exene Cervenka i Billy Zoom), więc instynktownie wcisnąłem guzik nagrywania w Grundigu (kaseta na całe szczęście była na miejscu) i w ten sposób zapisałem materiał z dwóch pierwszych płyt tej amerykańskiej kapeli punkowej. No więc słucham sobie teraz kolejno i na zmianę Los Angeles i Wild Gift (za produkcję obu longplayów odpowiadał - jak mi się zdaje - zmarły niedawno Ray Manzarek), a muzyka wchodzi mi do głowy idealnie.


To mój ulubiony kawałek (jeden z wielu ulubionych...), który wycięty został z dokumentu The Decline of Western Civilization o punkowej scenie w Los Angeles (tak w ogóle, to warto oglądnąć ten materiał, szczególnie, że postawy buntu czy sprzeciwu w kulturze masowej, a także tej o tzw. ambicjach "wysokich", to zjawiska niezmiernie teraz rzadkie...).

piątek, 4 października 2013

Fabryka domów w Tarchominie dla Krzyśka Sienkiewicza



[wiosna 2007]

Kiedyś się zgadaliśmy, chyba na Fejsie, że na miejscu wyburzonych hal fabryki domów powstaje deweloperskie osiedle. Więc obiecałem wrzucić kilka fot z materiału, jaki zrobiłem na wystawę Betonowe dziedzictwo (kur. Ewa Gorządek & Stach Szabłowski) w CSW-Zamek Ujazdowski w 2007. 
Słowo się rzekło, Tarchomin na blogu ;)

środa, 2 października 2013

O "Innym Mieście" i eidosie...

Waldemar Śliwczyński poświęcił Innemu Miastu ostatni wpis na swoim blogu. Generalnie tekst ten jest przychylny naszemu projektowi, jakkolwiek w drugiej jego części pojawiły się kwestie wymagające komentarza czy też jakiegoś rodzaju sprostowania.
Pisze Śliwczyński:

Ale, żeby nie było tu zbyt słodko, napiszę coś jeszcze. Otóż, przeprowadziłem eksperyment - na sobie, choć interesujące o wiele bardziej byłoby przeprowadzenie go na dużo liczniejszej próbce. Polegał on na tym, że spróbowałem spojrzeć na same zdjęcia bez wiedzy o tym, czego dotyczą. Dokonałem więc czegoś w rodzaju husserlowskiej redukcji ejdetycznej, cokolwiek oszukanej, bo zanim jej dokonałem wcześniej przeczytałem wszystkie teksty zawarte w publikacji, ale na użytek tej wypowiedzi przyjmijmy, że faktycznie podmiot poznający nic nie wiedział o założeniach projektu i miał do zinterpretowania tylko same fotografie. Cała „analiza” będzie skrótowa.
Pierwsze co widzę, to miasto, duże miasto, wiem, że to Warszawa, chociażby dlatego, że widać ikoniczny Pałac Kultury i Nauki. Na pierwszym planie większości zdjęć są budynki starsze niż na planach odległych. Ich stan zachowania jest różny, ale w większości kiepski, mam wrażenie, że niebawem zostaną rozebrane, zwłaszcza te pierwotnie mieszkalne, bo kościoły, czy synagogi lub gmachy użyteczności publicznej to przecież zabytki, których się nie rozbiera. Dalej prawie zawsze widzę nowoczesne wieżowce, gdzie dominuje żelbet i szkło. Często na pierwszych planach mamy budowę, sprzęt budowlany. Wszystkie zdjęcia to klasyczne weduty, pięknie oddane szczegóły (wielki format!), piony są pionowe, poziomy poziome, dzięki pochmurnemu niebu, nie ma „słońca”, jest łagodnie rysujące światło, pozbawione bezszczegółowych smolistych cieni i pozbawionych szczegółów świateł. Kolor - bardzo naturalny, choć nasycony. Ogólne wrażenie - tak „naprawdę” wygląda nasza stolica. Zdjęcia, chociażby z powodu ptasiej perspektywy, której przecież jako nieloty, na co dzień nie mamy, przyjemnie się ogląda, są ucztą dla oczu (nie wstydźmy się tego!).
Natomiast - te zdjęcia same w sobie, czyli bez opisu słownego, który wyjaśnia o co chodzi - dla np. obcokrajowca, który nie zna naszej historii i nie zna założeń autorskich, które legły u podstaw projektu, są o czymś zupełnie innym. Sądzę nawet, czym z pewnością mocno narażę się autorom i co im wyda się szczególnie dotkliwe, że mogą być odbierane jako współczesna egzemplifikacja bułhakowskiej fotografii ojczystej, czyli pewną postacią propagandy. Patrzcie jak zmienia się nasza stolica - miejsce starych budynków zajmują drapacze chmur, Warszawa jest nowoczesna, Warszawa to plac budowy. Albo inaczej, chyba lepiej: dbamy o zabytki, nie wyburzamy ich, lecz znajdujemy im miejsce w nowoczesnym mieście.

Słowem: czy sama fotografia „Innego miasta” pokazuje intencje, jakie przyświecały Janickiej i Wilczykowi?
Mój eksperyment „fenomenologiczny” pokazuje, że nie.

Poddajmy w takim razie próbie takiej ejdetycznej redukcji Topografię ciszy Waldemara Śliwczyńskiego. Czy dla kogoś kto nie zna polskich powojennych realiów opowiadana w tym albumie historia będzie czytelna? Czy ktoś, kto nie ma pojęcia o Dekrecie o przeprowadzeniu reformy rolnej PKWN z 6 września 1944, będzie znał przyczyny dewastacji ziemiańskich rezydencji w Wielkopolsce oraz tragiczne czasem losy ich właścicieli? Czy fotografie Śliwczyńskiego zawierają w sobie takiego rodzaju informacje? A po co w takim razie w albumie są aż dwie przedmowy (jedna mojego autorstwa zresztą), które m.in. informacje o przyczynach dewastacji tych obiektów zawierają. Można też postawić pytanie, czy autor tych pięknych zdjęć wykonywał je ze stanem świadomości w rodzaju tabula rasa, czy też miał w tyle głowy jakąś jednak wiedzę o przyczynach upadku klasy społecznej, która fotografowane budynki przed rokiem 1945 zamieszkiwała. Można też w końcu zapytać o motywacje, które zadecydowały o wyborze akurat tego tematu.
Redukcja ejdetyczna to fajny instrument poznawczy, jednakże o specyficznie wąskim zastosowaniu w przypadku fotografii. Na pewno sprawdzi się w u autorów, którzy wieszają kamienie na sznurkach i je fotografują, albo tych co rozgrywają kompozycję kadru w konwencji chiaroscuro (tudzież rozmokłych kolodionistów, abstrakcjonistów i mistyków od wielokrotnej ekspozycji). Wydaje mi się jednak, że użycie przez Waldemara omawianej metody interpretacyjnej, to tylko rodzaj parawanu, który skrywa problem dotyczący czy też może nawet prześladujący wielu fotografów w Polsce, a mianowicie obawę przed zajęciem/zaprezentowaniem zdecydowanego stanowiska w jakiejś sprawie, która rzecz jasna nie dotyczy kwestii li tylko estetycznych. Takich aktów wyraźnie brakuje, a całe sfery życia społecznego, religijnego, ekonomicznego i politycznego nie doczekały się interpretacji... I love Poland? Pod pewnym względami tak, ale od razu przychodzi mi na myśl kilka przeciwznacznych czasowników.
Jeśli idzie zaś o przywoływanego Johna Daviesa, to on akurat expressis verbis mówi o motywacjach, jakie skłoniły go do rozpoczęcia serii Metropoli Project, poświęconej centrom dużych brytyjskich miast czy fotografowania dezidustrializacji Środkowej Anglii i procesów urbanizacyjnych na tym terenie, co możemy podziwiać w albumie British Landscape. Oczywiście historia fotografowanych przez Daviesa terenów ma diametralnie inny ciężar gatunkowy, ale z drugiej strony te dezintegracyjne dla środkowoangielskiego przemysłu procesy, sa jak najbardziej czytelne dla mieszkańców Królestwa.
Na koniec o Bułhaku. Być może komuś z widzów Innego Miasta takie porównanie przyjdzie do głowy. Jeżeli jednak taka sytuacja miałaby miejsce, to z pewnością spowodowana byłaby powierzchownym obeznaniem ze zdjęciami tego autora oraz nieznajomością jego tekstów programowych. Bułhak jako twórca „fotografii ojczystej” (będącej kalką popieranej w III Rzeszy Heimatfotografie, zaadoptowaną po 1945 roku na potrzeby propagandy powojennego socjalistycznego państwa polskiego, które notabene doprowadziło do deklasacji ludzi ze jego sfery…), ale także wcześniejszy „fotografik”, autor zeszytów „Wędrówek fotografa w słowie i obrazie”, prezentuje w swoich wywodach poglądy etnocentryczne i nacjonalistyczne… Zresztą kiedyś te złote myśli „ojczystego fotografa” na hiperrealizmie cytowałem (tu i tu).
Ten gwałtowny proces deweloperski, o którym wspomina Waldemar Śliwczyński przywołując Jana Bułhaka (dotyczący głównie terenu po „małym getcie”), przez widzów wystawy w Zachęcie - przynajmniej przez tych, których opinie miałem okazję usłyszeć - jest jednak zupełnie inaczej interpretowany… Ludzie oglądający nasze zdjęcia byli raczej zaskoczeni skalą oraz bezwzględnością tego procederu i ostatecznym pogrzebaniem modernistycznej wizji architektonicznej, która tworzyła urbanistyczne koncepcje z uwzględnieniem potrzeb wszystkich użytkowników miasta, niezależnie od ich statusu finansowego.

poniedziałek, 30 września 2013

Epitafium dla Koksowni "Gliwice"



Gliwice, Koksownia "Gliwice", 25.03.2002

Drugi film (Agfa APX 100), jaki zrobiłem na Śląsku Horizonem 202 po zakupie tego aparatu w firmie Himpol (która handlowała wówczas rosyjskim sprzętem fotograficznym). Te betonowe ruiny wież węglowych dość szybko wysadzono w powietrze, natomiast budynek widoczny na drugim zdjęciu po lewej stronie, trochę sobie jeszcze postał (zapewne Marek Locher doskonale jest zorientowany w kwestii dat wyburzeń).
Byłem w tym miejscu kilkanaście razy i zawsze ktoś grzebał w rumowiskach w poszukiwaniu złomu. Stojący przy rowerze "poszukiwacz" na pierwszym zdjęciu (pod ruiną wieży węglowej) nie ma głowy... bo się chop musiał poruszyć w trakcie ekspozycji, a czas tejże - z tego co pamiętam - to była 1/2 lub 1/4 sekundy (przy długich naświetlania bęben Horizona obracał się dość wolno...).

niedziela, 29 września 2013

Niebo tego lata

Bertolt Brecht

Niebo tego lata

Wysoko nad jeziorem leci bombowiec
Z łodzi wiosłowych podnoszą wzrok
dzieci, kobiety, stary mężczyzna. Z daleka
Wyglądają jak młode szpaki, co rozdziawiając dzioby
Czekają na pożywienie

[wiersz w przekładzie Jakuba Ekiera z tomu: Ten cały Brecht. Przekłady i szkice. Jacek St. Buras, Jakub Ekier, Andrzej Kopacki, Piotr Sommer, Biuro Literackie, Wrocław 2012, str. 73]

Dzień jest wprawdzie jesienny, ale słoneczny i niestety dość zimny. Po eskapadzie do Szczecina jestem trochę przeziębiony, więc nie wychodzę z domu. No i po porannym zaglądnięciu na Facebooka oraz lekturze łoli kilku "znajomych", jakoś mi się ten wiersz Brechta przypomniał...

sobota, 28 września 2013

"Niewinne oko nie istnieje" na wystawie "Sztuka polska wobec Holokaustu" w Żydowskim Instytucie Historycznym

Świetną wystawę Sztuka polska wobec Holokaustu, która prezentowana jest w Żydowskim Instytucie Historycznym im Emanuela Ringelbluma w Warszawie, już tutaj kilkakrotnie ansonsowałem (tak w ogóle to jest to najbardziej prestiżowa zbiorowa wystawa w jakiej miałem okazję i zaszczyt uczestniczyć). Pretekstem do tego wpisu jest natomiast filmik, na jaki natknąłem się w serwisie youtube.com, nakręcony przez  ekipę z ŻIH-U, w którym opowiadam o pokazywanym na wystawie projekcie Niewinne oko nie istnieje i nie tylko. Zapraszam do oglądania!


piątek, 27 września 2013

Epitafium dla "Silesii"


Katowice-Wełnowiec, Zakłady Metalowe "Silesia", 26.10.2003

Wiem, wiem, ta hala była niezwykle często fotografowana (a jej kratownicowa więźba dachowa przez fotografików namiętnie grafizowana...). O jej istnieniu poinformował mnie Michał Szalonek, a miało to miejsce w Klubie Polskich Nieudaczników w Berlinie, jeszcze w ich pierwszej siedzibie przy Torstrasse, czyli bardzo, bardzo dawno temu.
No i w końcówce pracy nad Czarno-Białym Śląskiem zrobiłem kilka podejść do tego obiektu, które pojawiły się w albumie, a efekty późniejszej nieco kolorowej sesji wrzucałem zresztą dwukrotnie na hiperrealizm (1 i 2).
Dwukrotnie też fotografowałem halę cynkowni przy użyciu Horizona i chyba nawet zrobiłem z wybranych klatek klasyczne analogowe odbitki (jakkolwiek na plastiku Agfy).
Chciałem tę przestrzeń bardziej wyeksponować w albumie, ale Jan Michalski - jego redaktor i współwydawca, powiedział mi, że to ujęcie zbyt przypomina mu... Zjeżdżałkę. No bo na wcześniejszej nieco wystawie Fotorealizm w Zderzaku, fotografie Eryka pojawiły się moim wyborze i były to kadry (prawie wszystkie, tzn. o ile dobrze pamiętam 8/10) o centralnej i symetrycznej kompozycji. Co ciekawe zresztą, on sam nigdy potem tak ich nie układał i nie zestawiał, a znalazły się one później (nie wszystkie jednak) w jego Sedymentacji. Taka i też anegdota "kuratorsko-krytyczna" przy okazji epitafijnego wpisu o śp. Zakładach Metalowych "Silesia" w Wełnowcu.

czwartek, 26 września 2013

"PL: TOŻSAMOŚĆ WYOBRAŻONA" (JUŻ JEST !!!)

Czyli antologia tekstów pod redakcją Joanny Tokarskiej-Bakir, w której swoje eseje, wiersze oraz zdjęcia zamieścili następujący autorzy:

Łukasz Baksik
Dorota Głowacka
Irena Grudzińska-Gross
Piotr Gruszczyński
Elżbieta Janicka
Agnieszka Jarzyńska-Bućko
Bożena Keff
Krystyna Piotrowska
Zuzanna Radzik
Joanna Roszak
Tadeusz Słobodzianek
Claudia Snochowska-Gonazlez
Joanna Tokarska-Bakir
Wojciech Wilczyk
Anna Zawdzka
Artur Żmijewski
Tomasz Żukowski


Mój udział w tym przedsięwzięciu, to esej Piękne czasy, w przypadku którego ilustracjami są zdjęcia mojego ojca Eugeniusza Wilczyka (tekst traktuje w znacznej mierze o nim i o jego fotografiach), wykonane na krakowskim Kazimierzu - dawnej dzielnicy żydowskiej, w latach 1959-1964.

środa, 25 września 2013

Epitafium dla Huty "Jedność"


Siemianowice Śląskie, ul. Marii Konopnickiej, Epitafiu01.12.2002

To miejsce z kilkoma wiaduktami na zapleczu zlikwidowanej już Huty "Jedność" (primo voto Laurahütte) długo nie dawało mi spokoju. Kilkakrotnie je fotografowałem i zawsze potem miałem poczucie niedosytu... 
Kiedy teraz patrzę na ten panoramiczny kadr z Horizona 202 (jego swingujący obiektyw poddał rurociąg w prawej górnej części klatki "zabiegom dystorsyjnym"...), to widzę, że raczej nic się tu więcej nie da zrobić... Gdybym nawet stanął wyżej w kombinacji: rozłożone na maxa Manfrotto 161MK2B (nie miałem wtedy) + drabinka dla fotografującego + kamera z szerokim szkłem, to wspomniana rura wlazłaby mi na budynki...
Chyba jakoś 2 lata temu przejeżdżałem tym kawałkiem ulicy Marii Konopnickiej (która potem przechodzi w czadowo wyglądającą Jana Matejki - budynki na dalszym planie) i widocznego na zdjęciu osiatkowanego mostu już nie było.

wtorek, 24 września 2013

Słynne parówki

Miloš Doležal

Słynne parówki

Wędliniarz Kołaczek
robił z delikatnych jelitek
słynne parówki
jarmarki z nimi objeżdżał
Pewnego razu jak zwykle ruszył
z dwoma wikliniakami wędlin
na targ do Humpolca
W ulewie dzień przestał w bramie
nic nie utargował
Oklapły nocą wracał do domu
za plecami na wozie dwa pełne kosze
W alei przed Zahradka
przyszła mu myśl
rozwiesić parówy na drzewach
Rano przy świtaniu
cała wieś szczekała

[wiersz w przekładzie Jerzego Kędzierskiego z tomu: Miloš Doležal Gmina, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2004]

Kupiłem sobie wczoraj za jedyne 3 zł w krakowskiej Taniej Książce tomik Miloša Doležala, którego edycja jakoś uszła mojej uwadze (mały nakład? słaba dystrybucja? no i żeby zapłacić kartą oraz przekroczyć kwotę 10 zł dołożyłem jeszcze Supermarket bohaterów radzieckich Jáchyma Topola za 8 zł...). I przypomniałem sobie, że przecież miałem okazję spotkać osobiście autora i dostać od niego rzeczoną książkę w wersji czeskiej. Ale kiedy to było? Zastanawiałem się dość długo, przerzucając zakurzone tomiki na regale i typując rok 1995 lub 1996 oraz krakowską knajpę Vis a Vis, nazywaną popularnie Zwisem. Bo tak mi się wydaje, że właśnie w tym miejscu doszło do spotkania, kiedy Miloš Doležal razem z jakimś drugim poetą (w ogóle się nie odzywającym) odbyli obowiązkową pielgrzymkę do stóp Marcina Świetlickiego. No i dzisiaj rano książkę znalazłem, a w niej następującą dedykację...


...z której wynika, że spotkanie (myślę jednak, że drugie w kolejności) miało miejsce w Legnicy w 1997 roku podczas tamtejszego festiwalu literackiego (pod nieco idiotyczną nazwą "Barbarzyńcy i nie"). Na którym faktycznie pokazywałem jakieś zdjęcia, a te autor Gminy określił jako "kafkowskie"... W sumie to takie określenie nawet mi pasuje, ale czy akurat tamte fotografie, prezentowane w Legnicy pod tytułem... sorry... Poezja, miały coś z Kafką wspólnego? Raczej watpię.


Słynne parówki w wersji oryginalnej - tak w ogóle, to jeden z fajniejszych wierszy w tomiku Doležala - wyglądają tak:



poniedziałek, 23 września 2013

Bryan Schutmaat "Grays the Mountain Sends"

Linka podesłał mi wczoraj via Facebook Mirek Mrozik, pisząc, że to "coś dla mnie". Natychmiast więc zajrzałem na stronę Visual Culture Blog i stwierdziłem, że rzeczywiście jest to coś kapitalnego i nie tylko dla mnie.

Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends


Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends


Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Tematem powstałego w 2013 roku cyklu Grays the Mountain Sends Bryana Schutmaata są zachodnie tereny USA, a konkretnie górnicze czy raczej pogórnicze miasteczka zlokalizowane na tych obszarach oraz ich mieszkańcy. Wydawać by się mogło, że wizualna narracja opierająca się na triadzie "krajobraz-portret-wnętrze, krajobraz-portret-wnętrze..." to sprawa już tak beznadziejnie ograna w amerykańskiej fotografii after Shore, a jednak okazuje się, że istotne jest kto robi (i jak się to zrobi). Co ciekawe, Brayan Schutmatt (rocznik 1983) użył przy realizacji swojego cyklu analogowej kamery 4x5". Skąd taki wybór w chwili, gdy cyfrowa lustrzanka z matrycą 36 Mpix generuje pliki, które dają możliwość uzyskania powiększeń porównywalnych jakościowo do wielkiego formatu i jest znacznie łatwiejsza w użyciu? To dobre pytanie. Myślę, że jednak obraz uzyskiwany z negatywu (chociaż skanowanego przecież) nie posiada cech cyfrowej nad-ostrości i nad-szczegółowości... I fajniej się go ogląda przy dużym powiększeniu, czy raczej wydruku. Druga sprawa, to "opór materii". Pracując kamerą na błony cięte, jesteśmy zmuszeni do idealnego wstrzelenia się w sytuację i bezbłędnego ustawienia kadru oraz parametrów ekspozycji. I żaden "postprocesing" nic tu nie pomoże...

To co podoba mi się w Grays the Mountain Sends, to nie tylko prezentacja tematu o sporym ciężarze znaczeniowym (ekstensywny kapitalizm w północnoamerykańskim wydaniu zdemolował bezwzględnie życie ludzi i krajobrazy, w których mieszkają...), ale też wizualne odniesienie się do historii amerykańskiej fotografii. Bo kiedy patrzymy na portrety byłych górników sfotografowanych przez Schutmaata, to widać w tych zdjęciach dokonania np. fotografów pracujących w latach 30./40. XX w. dla FSA (także w mocno empatycznym podejściu do modeli). Sposób ustawiania kadrów krajobrazowych nosi wpływy (czy też odnosi się do) nie tylko modernistycznej wysokoartystycznej "fotografii przyrody" spod znaku Ansela Adamsa, ale też widać tutaj echo działań autorów nie przejawiających zbytnio artystowskich dążeń, którzy w połowie XIX wieku towarzyszyli ekspedycjom geologicznym lub kartograficznym, a kilka dekad później dokumentowali powstawanie szlaków kolejowych. No więc, ignorując teraz "triadowe" ustawienie wizualnej narracji Grays the Mountain Sends, pozwolę sobie na przytoczenie kilku zdjęć krajobrazowych solo, dla własnej oraz Państwa przyjemności:

 Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends


Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Uff... R-E-W-E-L-A-C-J-A !!!

Fotografie z tego projektu pojawiły się też w postaci albumowej, wydanej w limitowanym nakładzie przez Silas Finch Foundation. No cóż, trzeba będzie wysupłać te 75$...
Na koniec pozwolę sobie przytoczyć wiersz Richarda Hugo, bardzo w klimacie tych fotografii (jakkolwiek literacką inspiracją dla Bryana Schutmaata podczas pracy nad tym cyklem była - tak o tym piszą na Visual Culture Blog - proza nieznanego mi bliżej Williama Kittredge'a):


Richard Hugo

Degrees Of Gray In Philipsburg

You might come here Sunday on a whim.
Say your life broke down. The last good kiss
you had was years ago. You walk these streets
laid out by the insane, past hotels
that didn't last, bars that did, the tortured try
of local drivers to accelerate their lives.
Only churches are kept up. The jail
turned 70 this year. The only prisoner
is always in, not knowing what he's done.

The principal supporting business now
is rage. Hatred of the various grays
the mountain sends, hatred of the mill,
The Silver Bill repeal, the best liked girls
who leave each year for Butte. One good
restaurant and bars can't wipe the boredom out.
The 1907 boom, eight going silver mines,
a dance floor built on springs--
all memory resolves itself in gaze,
in panoramic green you know the cattle eat
or two stacks high above the town,
two dead kilns, the huge mill in collapse
for fifty years that won't fall finally down.

Isn't this your life? That ancient kiss
still burning out your eyes? Isn't this defeat
so accurate, the church bell simply seems
a pure announcement: ring and no one comes?
Don't empty houses ring? Are magnesium
and scorn sufficient to support a town,
not just Philipsburg, but towns
of towering blondes, good jazz and booze
the world will never let you have
until the town you came from dies inside?

Say no to yourself. The old man, twenty
when the jail was built, still laughs
although his lips collapse. Someday soon,
he says, I'll go to sleep and not wake up.
You tell him no. You're talking to yourself.
The car that brought you here still runs.
The money you buy lunch with,
no matter where it's mined, is silver
and the girl who serves your food

is slender and her red hair lights the wall.

[wiersz skopiowałem ze strony www.poemhunter.com]

niedziela, 22 września 2013

Nieznany wiersz europosła Janusza Wojciechowskiego, który oświadcza, że nie przeprosił za Jedwabne

To Niemcy i Rosjanie rozkazywali
i pozwalali żydowskim kryminalistom
mordować niewinnych Polaków,
a polskim kryminalistom mordować
niewinnych Żydów.

[źródło: salon24]

Tekst Wojciechowskiego momentalnie został udostępniony na turbokatolickim portalu Fronda.pl i nacjonalistycznym wPolityce.pl. Dla pewnego balansu wklejam więc wiersz Douglasa Dunna Trafiwszy między antysemitów, pochodzący z tomu St. Kilda's Parliament z 1981 roku. Opisana w nim sytuacja, to - jak wyjaśnia Piotr Sommer w przypisie do Wyprowadzki z Terry Street - Pamiątka z Warszawy po wizycie w miesięczniku "Poezja" jesienią 1978 roku.

Douglas Dunn

TRAFIWSZY MIĘDZY ANTYSEMITÓW


Gaszę pragnienie winem,

A język dalej tkwi w swych ustach
W morzu poczerwieniałej śliny.
Człowiek skąpany we krwi.

[wiersz w przekładzie Piotra Sommera z tomu: Douglas Dunn Wyprowadzka z Terry Street, Fort Legnica '99, tom 11, str. 73]